Vettel w Ferrari to tylko kwestia czasu

Ferrari wyraźnie puszcza oko w kierunku Sebastiana Vettela. Jest jeszcze za wcześnie, żeby mówić o przełomie, ale jeśli szef włoskiej ekipy, Stefano Domenicali uważa, iż współpraca Alonso i Vettela wcale nie musiałaby się zakończyć spektakularną klapą, a pomysłowi przyklaskuje Bernie Ecclestone, trzeba podejrzewać, że coś jest na rzeczy.

To, że Vettel w końcu wyląduje w Ferrari jest niemal pewne. Trudno jednak precyzyjnie określić, kiedy może się to stać. Teoretycznie Vettel mógłby rozpocząć starty dla Ferrari po zwolnieniu miejsca przez Felipe Massę, ale raczej nie wcześniej niż w sezonie 2014.

Przygoda Brazylijczyka z zespołem z Maranello prędzej czy później dobiegnie końca, a wakat po Massie trzeba będzie wypełnić młodym energicznym kierowcą o dużych umiejętnościach i nie mniejszym potencjale marketingowym. W szeregach młodzieży Ferrari na swoją szansę czekają co prawda nieźle zapowiadający się Sergio Perez oraz Jules Bianchi, ale jeśli zespół chciałby pozyskać kierowcę utytułowanego, trudno wyobrazić sobie lepsze rozwiązanie niż zatrudnienie Vettela.

Reklama

Taki ruch jest równie logiczny dla zespołu, co kierowcy. Na razie wszelkie pytania o przyszłość w Ferrari Niemiec zbywa uśmiechem i frazesami o tym, że "wszystko jest możliwe". Ale żeby nie dolewać oliwy do ognia, Sebastian szybko serwuje dociekliwym dziennikarzom zapewnienia o tym, że Red Bull to jego drugi dom i trudno mu wyobrazić sobie starty dla innej ekipy. To zrozumiałe. Młody zawodnik od dawna wspierany przez markę, dzięki której udało mu się spełnić dziecięce marzenia o sięgnięciu po mistrzowską koronę, zawsze będzie darzył taki zespół sentymentem. Ale czas płynie, a priorytety się zmieniają. Kto wie, jak długo Red Bull zamierza zostać w Formule 1? Zespół zrealizował swoje cele. Dwa lata z rzędu triumfował w obu klasyfikacjach, a tegoroczny sezon jest dla ekipy z Milton Keynes kolejną dobrą okazją do powiększenia sportowego dorobku. Czy zaangażowanie Red Bulla w F1 będzie równie silne, jeśli kolejne lata nie okażą się pasmem sukcesów? O to, że i urzędujących mistrzów świata czekają trudne chwile możemy być spokojni. Historia Formuły 1 pokazuje, że jeśli zabawić w niej wystarczająco długo, mniejszy lub większy kryzys formy jest pewny jak śmierć i podatki, o czym zdążyły się już przekonać wszystkie potęgi wyścigów Grand Prix.

Nie zapominając o wdzięczności wobec Red Bulla, Vettel powinien też pomyśleć o sobie. Ambitni kierowcy potrzebują nowych wyzwań. Flavio Briatore zwykł mawiać, że będąc Włochem, w Formule 1 można obrać dwie ścieżki rozwoju kariery: wygrywać dla Ferrari lub starać się to robić rywalizując z nimi. Vettel Włochem nie jest, ale z pierwszą częścią zadania poradził sobie doskonale. Mając na koncie dwa mistrzowskie tytuły nie musi udowadniać swojej klasy, więc dlaczego nie spróbować swoich sił po drugiej stronie barykady? Jazda dla Ferrari to marzenie większości kierowców Formuły 1, a ewentualne sukcesy w barwach najbardziej utytułowanej stajni w cyklu Grand Prix są prostą drogą do wyścigowej nieśmiertelności. Pokonanie Alonso, uznawanego za najlepszego kierowcę w stawce pozbawiłoby krytyków Vettela wszystkich argumentów.

Przesiadka Vettela do Ferrari to także wymarzony scenariusz dla szefa Formuły 1 Berniego Ecclestone'a. Anglik doskonale zdaje sobie sprawę z tego, jak duży wpływ na oglądalność wyścigów ma podtrzymywanie zainteresowania kibiców sportem. Nie zawsze da się to osiągnąć wyrównanym poziomem rywalizacji, a transfery kierowców, szczególnie tych utytułowanych, zwykle wywołują sporo emocji. Wspaniale jest obserwować, jak zawodnicy przyzwyczajeni do innych środowisk pracy radzą sobie z nowymi wyzwaniami.

Za dobry przykład może posłużyć sezon 2007. Fernando Alonso zamienił wtedy samochód Renault na McLarena, a Kimi Räikkönen, przejmował w Maranello fotel "Schumiego". Przypadek Vettela i Ferrari byłoby równie interesujący. Pobudzenie rynku transferowego zespołów czołówki jest więc wielce pożądane z marketingowego punktu widzenia. O tym, że po definitywnym odejściu Schumachera na emeryturę Ecclestone nie będzie mógł pozwolić sobie na choćby częściową utratę zainteresowania bogatego i świadomego motorsportowo niemieckiego rynku nie trzeba przekonywać nikogo. Kombinacja Sebastiana Vettela i Ferrari rozwiązuje także ten problem.

Oczywistym "ale" przejścia Vettela do Ferrari - przynajmniej w najbliższym czasie - jest perspektywa konieczności rywalizacji z Alonso. Hiszpan nie należy do kierowców łatwych we współpracy i lubi skupiać na sobie uwagę oraz wysiłki inżynierów i mechaników zespołu. Zapewnia, że w żadnej ekipie nie prosił o status zawodnika numer jeden, jednak sezony spędzone w Renault oraz Ferrari dowodzą, że zaangażowaniem i wynikami potrafi przekonać kierownictwo do stawiania głównie na niego. Poza tym jest bardzo szybki, regularny i rzadko popełnia błędy. Wszystko to sprawia, że nie byłby dla Vettela wymarzonym zespołowym kolegą. Sam zapewne też wolałby uniknąć konfrontacji z - chyba nie mniej szybkim - Niemcem. Szef Ferrari Stefano Domenicali jest zdania, że rywalizacja Alonso i Vettela nie musiałaby być powtórką przesyconej złymi emocjami wewnątrz zespołowej walki Alonso z Lewisem Hamiltonem w McLarenie, ale taki skład personalny bez wątpienia nosi znamiona mieszanki wybuchowej.

Scenariusz pojawienia się Vettela u boku Alonso nie powinien być traktowany jako rozważania z pogranicza fantastyki, choć bardziej prawdopodobne jest zasilenie przez Niemca szeregów Ferrari po tym, jak Alonso zdecyduje się na dobre odłożyć kask na półkę. Kontrakt Hiszpana z Ferrari obowiązuje do 2016 roku, a Vettel jest związany z Red Bullem umową dwa lata krótszą. Paradoksalnie cały proces mogłoby przyspieszyć wywalczenie przez Alonso trzeciego mistrzostwa. Asturyjczyk wielokrotnie zapewniał się, że nie zamierza ścigać się w F1 równie długo co Schumacher, a w przeszłości przebąkiwał o planach pożegnania cyrku Grand Prix po triumfie z zespołem innym niż Renault. Fernando jeszcze się to nie udało i przez jakiś czas to on będzie liderem Ferrari. Vettel nie osiągnął jeszcze jego poziomu we wszystkich aspektach wyścigowego rzemiosła, ale posiada wszelkie dane, żeby z czasem zastąpić go w tej roli. W najbliższej przyszłości ludzie z Maranello mogą mieć trudności ze znalezieniem kandydata, który spełniałby ich oczekiwania lepiej niż Vettel.

Jacek Kasprzyk

    


INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama