Sergio Perez otworzył sobie drogę do Ferrari?

Kierowca teamu Sauber, Sergio Perez zajmując drugie miejsce w GP Malezji sprawił ogromną sensację, która przyćmiła nawet wygraną Fernando Alonso (Ferrari). Niektórzy już widzą Meksykanina u boku Hiszpana w czerwonym bolidzie.

Rok temu Sergio Perez, po raz pierwszy zjawił się na torze Sepang w roli etatowego kierowcy Formuły 1. Zakontraktowany przez team Sauber Meksykanin z powodu kłopotów technicznych nie ukończył tamtego wyścigu. Rok później w barwach tej samej stajni, na tym samym torze, zanotował swój największy sukces w karierze finiszując na drugim miejscu. To pierwsze podium w krótkiej karierze Pereza.

Wyścig od początku ułożył się po myśli kierowcy z Hinwil. Nie da się ukryć, że bardzo duża w tym zasługa strategii jaką przyjął zespół. Po przejechaniu jednego okrążenia w bolidzie Meksykanina zmieniono przejściowe opony na pełne "deszczówki". Wobec spodziewanego deszczu był to strzał w dziesiątkę. Kiedy inni przez kolejne okrążeniach męczyli się w kałużach wody mając założone opony "intermediate", Sergio spokojnie przesuwał się do przodu. Przed neutralizacją, kiedy wszyscy panicznie rzucili się do swoich garaży, aby zmienić opony Sergio Perez znalazł się na trzecim miejscu. Przed kierowcą Saubera jechał tylko duet McLarena.

Reklama

Kolejna zmianę ogumienia była nieco spóźniona przez inżynierów Pereza (przynajmniej o jedno okrążenie). Wykorzystał to Fernando Alonso, który znalazł się przed kierowcą Saubera, co wobec kłopotów kierowców McLarenów (za długi pitstop Hamiltona i kolizja Buttona z Karthikeyanem) oznaczało, że Sergio Perez miał przed sobą wyłącznie dwukrotnego mistrza świata.

Meksykanin jechał bardzo dobrym tempem i co najważniejsze nie popełniał błędów. Na kilkanaście okrążeń przed metą zaczął się zbliżać do kierowcy Ferrari notując czasy jednego okrążenia lepsze o ponad sekundę od Hiszpana.

Kiedy wydawało się, że w końcówce może dojść do ataku na pozycję lidera, Perez zaliczył wycieczkę na pobocze, a w radiowy eter popłyną komunikat zespołu, który nakazywał swojemu kierowcy skupienie się na utrzymaniu pozycji. Jedyny błąd, jaki popełnił Meksykanin, kosztował go być może pierwsze zwycięstwo.

"Myślę, że zwycięstwo było możliwe. Okrążenie po okrążeniu doganiałem Alonso, ale straciłem panowanie nad samochodem i szansa na wygraną uciekła. Wiedziałem, że muszę go szybko dopaść, bo przednie opony spisywały się coraz gorzej. Niestety, pojechałem za szeroko i wypadłem na śliskie pobocze. Miałem szczęście, że mogłem jechać dalej, ale w tym momencie straciłem szansę na wygraną" - tłumaczył Sergio Perez.

Jeszcze w trakcie zawodów, a także po ich zakończeniu, pojawiły się hipotezy, że Perez nawet gdyby dogonił Alonso nie mógłby z nim wygrać. Dlaczego? Otóż kierowca Saubera jest członkiem Ferrari Driver Academy przygotowującej kierowców, którzy w przyszłości mogą pojawić się w Maranello. Dodatkowo włoska ekipa jest dostawcą jednostek napędowych do bolidów Saubera.

Sergio Perez od kilku miesięcy jest łączony z teamem spod znaku Cavallino w kontekście zastąpienia Felipe Massy. Ojciec Pereza nie ukrywa, że włoska scuderia interesuje się utalentowanym synem. Po wyścigu w Malezji atmosferę podgrzał szef McLarena - Martin Whitmarsh. Brytyjczyk stwierdził, że nie będzie zdziwiony, jeżeli zobaczy Pereza w Ferrari już podczas tegorocznego GP Chin.

"Sergio był rewelacyjny. Wywarł trochę presji na Massie. Nie wiem, czy jest szansa na to, by przeszedł do zespołu jeszcze przed wyścigiem w Chinach, jednak należy wziąć to pod uwagę" - rozważał Whitmarsh.

Czy w takich okolicznościach uczeń mógł przerosnąć mistrza ? Wydaje się, że to mało prawdopodobne. Chociaż team Ferrari wszystkiemu zaprzecza, wciąż tłumacząc, że Massa na razie nie jest do zastąpienia.

Robert Galiński


INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama