Oglądam F1. A wszyscy pytają: "po co ci to, dziewczyno?"

Zasiadam przed telewizorem około godziny 14 w co drugą niedzielę, w okresie od kwietnia do listopada. Bynajmniej nie po to, żeby obejrzeć Familiadę, czy żeby zmarnować popołudnie na kiepską komedię, jedną z tych "dla całej rodziny". To wyścig Formuły 1 przykuwa mnie do wygodnego fotela.

I zaczyna się... dwie godziny słuchania warkotu silników i nieporadnych często, ale jakże uroczych i przyjemnych dla ucha relacji komentatorów, zagłuszanych przez odbywającą się przed telewizorem w salonie burzliwą dyskusję. Tak jest zawsze od ładnych kilku sezonów.

Fascynacja F1 zaczęła się przed paroma laty za sprawą moich starszych kuzynów, którzy wzbudzili we mnie zainteresowanie tym elitarnym sportem. Niedługo później dołączył do nas mój ojciec i od tamtego czasu oglądanie kolejnych Grand Prix stało się naszym wspólnym, weekendowym zwyczajem. Zwykle to właśnie niedzielny wyścig zajmuje pole position wśród innych zajęć.

Reklama

Właściwie chyba nie potrafię racjonalnie wytłumaczyć, co jest tak pasjonującego w królowej sportów motorowych, że rzucam dla niej wszystko, zwłaszcza że wiele osób uważa przyglądanie się kręceniu kółek na torze za niezwykle nudne, dziwiąc się mojemu zainteresowaniu Formułą. Przez to często zostaję uznana za nienormalną. Inni, którzy niekoniecznie sądzą, że F1 to nuda, w większości interesują się nią tylko dlatego, że mamy, a raczej mieliśmy tam swojego człowieka. W Polsce tylko nieliczni nadal oglądają wyścigi po tym jak Kubica trafił po wypadku na rajdzie do szpitala i bardzo trudno mu wrócić...

Jednak bez względu na to jak często i dlaczego ludzie interesują się Formułą, zawsze są to mężczyźni. W każdym razie ja - kobieta, której się to podoba, nie znalazłam dotychczas wspólniczki w tym grzechu. Grzechu właśnie, ponieważ tak moje zainteresowanie jest postrzegane przez wszystkie kobiety wokół. Mama, siostra, babcia, przyjaciółki, znajome... Wszystkie zgodnie mówią: "Po co ci to, dziewczyno? Ileż można patrzeć na to zataczanie kółek małym samochodzikiem?"

Otóż można tyle razy, ile jest wyścigów w sezonie. Można oglądać brawurowe manewry i przystojnych kierowców. Można też podziwiać widoki, kiedy F1 zawita na tor uliczny, zwłaszcza mój ulubiony w Monte Carlo. Tam maluje się zupełnie inny świat. Można wreszcie, a raczej przede wszystkim słuchać tej nietypowej, ale absolutnie genialnej muzyki, jaką są odgłosy ponad dwudziestu pracujących na najwyższy obrotach silników. Brakuje mi tylko zapachu palonej gumy, który zapewne unosi się nad torem podczas wyścigu.

To fascynujące, kiedy o wszystkim decydują ułamki sekund podczas wizyty w boksie, kiedy wszystko może się zmienić przez jeden niefortunny manewr, kiedy nie wiadomo czy wszyscy dotrą do mety żywi, bo byli już tacy, którzy nie mieli tyle szczęścia. Zadziwiające ilu ludzi w każdym teamie, mechaników, konstruktorów pracuje nad stworzeniem najlepszego, najsprawniejszego, najszybszego bolidu, po to tylko, aby jeden kierowca mógł sobie trochę pojeździć i mieć z tego frajdę, poczuć tę adrenalinę. Pomijam tutaj  niebotyczne zarobki, jakie są celem ich pracy, bo nie jest to czas ani miejsce, żeby mówić o pieniądzach.

Lepiej wspomnieć jeszcze o tym, że nie tylko kobiety uważają, że F1 to wyłącznie męski sport i nie chcą mieć z tym nic wspólnego. Również faceci rezerwują pędzące bolidy tylko dla siebie, bo "co ty możesz wiedzieć, dziewczyno?" Ja miałam to szczęście, że pozwolili mi się jednak dowiedzieć i od tamtej chwili jednym z moich największych marzeń jest wsiąść do czerwonego bolidu Ferrari i pojechać przed siebie z niemal trzema setkami na liczniku.

Panowie, pokażcie kobietom czym jest Formuła 1, zachęćcie je do kibicowania. Kto wie, może nauczą się wreszcie odróżniać Renault od Mercedesa (mnie się udało). A wy, drogie panie uwierzcie, że obejrzenie wyścigu F1 może być niezwykle ciekawym doświadczeniem. Nawet jeśli nie zainteresują was parametry techniczne samochodów to zawsze możecie podziwiać samych kierowców. Zapewniam, że widok skąpanych w szampanie zwycięzców jest wart uwagi, zwłaszcza kiedy na metę jako pierwszy dojeżdża Fernando Alonso. Zachęcam więc do wspólnego oglądania. Z Formułą 1 można się zaprzyjaźnić.

Monika Wąsowicz

Dowiedz się więcej na temat: Formuła 1 | Formuła1
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy