Nerwowa niedziela Sebastiana Vettela

Na początku zawodów stracił kontakt radiowy ze swoimi teamem. Później przebił oponę, będąc na wysokim, czwartym miejscu. W końcu nie wiedział, że jedzie na granicy bezpieczeństwa. Sebastian Vettel nie zdobył punktów w GP Malezji.

Kierowca Red Bull Racing po malezyjskim ściganiu nie krył swojej wściekłości. To były bardzo złe zawody w wykonaniu lidera teamu z Milton Keynes. Vettel najwięcej żalu miał do kierowcy HRT - Naraina Karthikeyana, którego nazwał "ogórkiem".

Do drugiego tegorocznego wyścigu, mistrz świata startował z 5. pozycji. Po błędzie Romaina Grosjeana, który zakończył zawody zakopując bolid w żwirze, Vettel awansował na 4. miejsce. Kiedy wydawało się, że spokojnie dowiezie do mety punktowane miejsce, w końcówce wyścigu wjechał w samochód dublowanego Karthikeyana (HRT). Po przebiciu i rozerwaniu tylnej opony Niemiec zaliczył przymusowy pitstop, co pozbawiło go szans na zdobycz punktową.

Reklama

"Był poza torem. Moim zdaniem było już po wszystkim. Jak na normalnej drodze zawsze pojawi się kilka ogórków" - złościł się kierowca Red Bull Racing relacjonując zdarzenie z 48. okrążenia

Sebastian po odwiedzeniu mechaników powrócił do ścigania na 14. miejscu. Ostatecznie do mety dojechał 11. Po wyścigu sędziowie przyznali rację Vettelowi i ukarali Karthikeyana karą 20 sekund, doliczonych do czasu, jaki zanotował Hindus.

"Przede wszystkim zacznę od tego, że straciliśmy łączność radiową, co w takich warunkach bardzo utrudnia zorientowanie się, co dokładnie dzieje się na torze. Mimo to zrobiliśmy dziś wszystko co w naszej mocy, aby finiszować na czwartej pozycji. Bardzo frustrujące jest więc zakończenie wyścigu w ten sposób. Niektórzy kierowcy muszą bardziej uważać. Dziś ważne było zjawienie się w boksach we właściwym momencie. Problemy z komunikacją sprawiły, że wszystkie wiadomości były opóźnione, a ostatecznie w ogóle nie słyszałem co mówi zespół. Po incydencie pojawiły się problemy z bolidem, ale chciałem dojechać do mety. Nie było jednak dla mnie punktów. Przed kontaktem z bolidem HRT wyścig układał się po naszej myśli, więc takie zakończenie jest frustrujące" - powiedział po zakończeniu wyścigu Sebastian Vettel.

Sporo kontrowersji wzbudziła sytuacja, która miała miejsca na kilka okrążeń przed metą. W komunikacie radiowym od swojego zespołu Vettel usłyszał, że ma natychmiast zjechać do garażu. Nie wyjaśniono powodów nagłej decyzji, co spotkało się z dezaprobatą, bowiem podejrzewano, że zespół Red Bull Racing celowo nie chce ukończyć wyścigu, czerpiąc z tego manewru regulaminowe korzyści w wypadku nagłych awarii przed kolejnymi wyścigami (możliwość wymiany silnika czy skrzyni biegów. Kolejne komunikaty brzmiały jeszcze bardziej enigmatycznie. Zespół bowiem najpierw nakazał Vettelowi pozostanie na torze, a na koniec - natychmiastowe zatrzymanie bolidu z powodu niebezpieczeństwa. Ostatecznie Niemiec pozostał na torze i dojechał do mety (jak się później okazało, nie słyszał poleceń zespołu). Po zakończeniu zawodów szef zespołu Christian Horner tłumaczył dlaczego wydano dyspozycję, aby mistrz świata nie kontynuował jazdy.

"Całkowicie straciliśmy kontakt radiowy z Sebastianem, co oznaczało, że mogliśmy się z nim porozumiewać jedynie za pomocą tablic informacyjnych. Został uderzony przez bolid HRT w wyniku czego przebita została opona. Incydent spowodował również uszkodzenie kanału hamulców i ze względu na bezpieczeństwo chcieliśmy by zatrzymał bolid. Sebastian nas jednak nie słyszał i kontynuował wyścig. Na szczęście jego bolid dojechał do mety nienaruszony, jednak incydent pozbawił go dziś czwartej pozycji" - tłumaczył Horner.

Robert Galiński


INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy