Kiedy wróci Robert Kubica i czy trafi do Ferrari?

Czy Robert Kubica znajdzie miejsce w zespole Ferrari i czy w ogóle powróci na tor? - zastanawia się czwartkowa włoska prasa obszernie komentując komunikat Renault o tym, że Polak nie będzie gotów na rozpoczęcie sezonu w lutym 2012 roku.

Robert Kubica
Robert KubicaAFP

Gazety szukają odpowiedzi na pytanie, co naprawdę oznacza komunikat wydany przez zespół polskiego kierowcy. Na łamach dzienników można przeczytać, że to oświadczenie to "smutna wiadomość" i że "Kubica nie da rady". Dziennikarze spekulują także, że w 2013 roku może zastąpić Felipe Massę w Ferrari i komentują to, że treść deklaracji francuskiego zespołu wywołały sprzeciw menedżera Polaka.

O emocjach, jakie budzi wydane w środę oświadczenie pisze dziennik "Corriere della Sera", który sugeruje nawet w tytule, że Polak "wściekł się" z powodu komunikatu. Największa włoska gazeta podkreśla, że jedynym pewnikiem jest to, że nie będzie on gotów na otwierające sezon oficjalne testy 7 lutego.

"Potem otwiera się seria możliwości, których na razie nikt nie może przewidzieć" - dodaje dziennik. I zaznacza zarazem: "Oczywiście, nawet jeśli wróciłby do formy w ciągu paru miesięcy, nie jest powiedziane, że znajdzie wolne miejsce. Tak jak nie jest powiedziane, że wróci do Lotus Renault - kontrakt kończy mu się w grudniu, a stosunki nie są najlepsze".

Gazeta informuje, że dobór słów komunikatu nie spotkał się z przychylnością ze strony kierowcy i jego menedżera. Przypomina, że w komunikacie znalazły się następujące słowa przypisane Robertowi Kubicy: "Chociaż przez ostatnie kilka tygodni pracowałem bardzo, bardzo ciężko, doszedłem do wniosku, że nie mam jeszcze pewności, że będę gotowy na sezon 2012".

"Odcinamy się od tego" - stwierdził Morelli, cytowany przez dziennik. "W obecnym stanie Robert nie jest pewny, że będzie na 100 procent gotów na testy, które odbędą się za 60 dni. Może za miesiąc będzie wiedział, ale nikt tego teraz nie może powiedzieć" - podkreślił.

Ponadto gazeta informując o sprzeciwie wobec komunikatu ujawnia, że Morelli uzgodnił z zespołem inny, ale rozpowszechniona została stara wersja.

"Może Lotus nie wierzy w szanse na powrót Kubicy i spieszy się, by sfinalizować kontrakt z innym kierowcą" - sugeruje "Corriere della Sera". Informuje też o zapewnieniach szefa teamu Erica Boulliera: "Robert pozostanie w naszej rodzinie także w 2012 roku".

Artykuł kończą słowa Morellego: "W styczniu będziemy wolni. Kiedy będziemy gotowi, damy znać, zobaczymy, kto nas wysłucha".

"Kubica poddaje się: pożegnanie z mistrzostwami świata w 2012 roku" - głosi tytuł relacji w "La Repubblica". "Wiadomość o wycofaniu się Kubicy tak naprawdę nikogo nie zaskoczyła w środowisku, gdzie od kilku dni mówiono o tym, że kierowca ma duże kłopoty z używaniem całego układu mięśniowego (wydaje się, że wciąż nie może zacisnąć pięści) i to do tego stopnia, że niektórzy powątpiewali, czy będzie jeszcze kiedykolwiek mógł powrócić do sportu wyczynowego" - napisała gazeta.

Rzymski dziennik zwraca jednak uwagę na to, że utalentowanym Polakiem zainteresowanych było przed jego wypadkiem kilka zespołów, wśród nich Ferrari. Według dziennikarzy team ten już niemal oficjalnie szuka następcy Felipe Massy od 2013 roku.

"La Stampa" ogłasza: "Odwaga nie wystarcza". Turyńska gazeta pisze o żalu, z jakim wielu kibiców polskiego kierowcy przeczytało środowy komunikat. "Ale on, Robert Kubica jest nie tylko osobą odważną, on stawia sprawę uczciwie. To nie jest dobra wiadomość" - podsumowuje dziennik środowy komunikat. "Pozostawanie przez prawie dwa lata poza wyścigami F1 czyni jego ewentualny powrót jeszcze bardziej problematycznym" - zaznacza gazeta.

6 lutego na trasie rajdu samochodowego w Ligurii we Włoszech Robert Kubica uległ poważnemu wypadkowi, po którym przeszedł serię operacji dłoni, łokcia i nogi. Ponad dwa miesiące spędził w szpitalu, a obecnie przechodzi rehabilitację. W środowym komunikacie zespół Lotus Renault poinformował, że Polak nie będzie gotowy do powrotu od początku przyszłorocznego sezonu.

Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas