Iceman częstował dziennikarzy lodami

Przed rozpoczęciem GP Malezji Kimi Raikkonen zapowiadał walkę o podium. Niewiele zabrakło, aby spełnił swoje obietnice. Fiński kierowca finiszował na piątym miejscu, startując z dziesiątego pola. Po zawodach rozpieszczał dziennikarzy.

GP Malezji nie były łatwymi zawodami dla "Icemana", który powrócił po dwuletniej przerwie do elitarnego grona kierowców. Po piątkowych treningach mechanicy Lotousa musieli wymienić skrzynię biegów w bolidzie Raikkonena. Wiązało się to z karą dla fińskiego kierowcy, który po kwalifikacjach został przesunięty o pięć pól startowych. Kimi w sobotę pojechał na krawędzi ryzyka, tak aby ewentualnie stracić jak najmniej. O ile w Q2, po bezbłędnym szybkim przejeździe Kimi był na czele stawki, o tyle w decydującej odsłonie Q1 przytrafił mu się błąd, który nie pozwolił walczyć o pole position. Fin został sklasyfikowany na miejscu 5. i przesunięty na 10. pole startowe.  

Reklama

Niedzielny wyścig zaczął się dla Raikkonena ekstremalnie. Pogoda nad malezyjskim obiektem sprawiła, że kierowca Lotusa, po raz pierwszy od powrotu do F1 mógł się przejechać na niepełnych oponach deszczowych firmy Pirelli (zwanych "intermediate"). Po przejechaniu kilku okrążeń nad tor Sepang nadciągnęła ulewa i w bolidzie Fina założono pełne "deszczówki". Na tym ogumieniu Raikkonen również nie miał okazji wcześniej jeździć.

"Nie miałem żadnego doświadczenia ani z przejściówkami, ani pełnymi deszczówkami Pirelli. Wcześniej wykonaliśmy na nich tylko jedno okrążenie instalacyjne, dlatego czułem się trochę dziwnie przystępując do rywalizacji wyposażony w ogumienie, którego jeszcze nie używałem. Początkowo po prostu starałem się utrzymać na torze z resztą kierowców, ale z czasem cisnąłem coraz bardziej" - wyznał po zawodach 32-letni kierowca teamu Lotus.

Pomimo nieprzewidzianych wypadków, mistrz świata z 2007 roku pokazał, że nie zapomniał jak się jeździ bolidem F1. Sposób w jaki "objechał" Nico Rosberga  przy pomocy systemu DRS (również i z tą nowinką Raikkonen zapoznał się dopiero przed sezonem) świadczy o tym, że Kimi szybko "łapie" Formułę 1, której nie znał. Jednak jak sam wyznaje, czeka na weekend w którym nie będzie już musiał liczyć się z niespodziankami. Wówczas naprawdę chce się przekonać, na co stać bolid, zespół i jego samego.

"Oby następne Grand Prix nie było tak oryginalne. Póki co zawsze coś idzie nie tak, albo figla płata pogoda. Fajnie byłoby mieć normalny weekend i zobaczyć, na co nas stać. Aktualnie nikt nie wie, gdzie tak naprawdę się znajduje. My zdajemy się być mocni wszędzie. Piąta lokata jest ok, ale zawsze szukamy lepszych wyników" - zapewniał Kimi Raikkonen.

Po zakończeniu zmagań na torze Sepang, Raikkonen wykonał miły gest w stronę dziennikarzy, częstując wszystkich czekoladowymi lodami. Był to żart Fina, który nawiązywał do jego ostatniego wyścigu w Malezji, w 2009 roku. Wówczas również nad obiektem Sepang przeszła ulewa. Kiedy wszyscy kierowcy czekali na restart wyścigu, moknąc na polach startowych, Kimi najspokojniej w świecie jadł lody w swoim garażu. Obraz trafił do centrum prasowego i wzbudził salwy śmiechów. Po restarcie okazało się, że w samochodzie Ferrari - ówczesnego pracodawcy "Icemana" - uszkodzeniu uległ system KERS (system odzyskiwania energii kinetycznej), co wykluczyło Fina z wyścigu.

Do podarunku kierowcy Lotusa dołączona została kartka napisana przez byłego mistrza świata "Proszę, cieszcie się lodami".

Robert Galiński

 


INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama