Ferrari rozpocznie nowy sezon z wysokiego "C"

Szef konstruktorów Ferrari Nikolas Tombazis zapowiada mocne wejście w sezon 2012. Grek chce, aby już od Grand Prix Australii czerwone bolidy były w stanie rywalizować o najwyższe podium.

Tegoroczny bolid Ferrari model F150 Italia, miał być samochodem w którym Fernando Alonso zdobędzie mistrzostwo świata. W ten sposób włoski team chciał uczcić 150. rocznicę zjednoczenia swojej ojczyzny. Na zapowiedziach się skończyło. W bolidzie F150 Alonso, w 16 tegorocznych eliminacjach, tylko raz stanął na najwyższym podium podczas GP Wielkiej Brytanii. W pozostałych wyścigach zespół z Maranello wyraźnie odstawał od mistrzowskiej ekipy Red Bull Racing, a mniej więcej w połowie tegorocznych zmagań, także od teamu McLaren. Ferrari miało bardzo słaby początek sezonu. Wówczas włoski team przegrywał nie tylko z najlepszymi, ale i ze średniakami (dwie porażki z Lotus - Renault w GP Australii i GP Malezji).

Reklama

Pierwsze podium czerwony bolid wywalczył dopiero w czwartej eliminacji na torze w Turcji (3. miejsce Fernando Alonso). Po 16. tegorocznych eliminacjach zespół z Maranello zajmuje trzecie miejsce w klasyfikacji konstruktorów, przegrywając rywalizację z Red Bull Racing (zdobywca tytułu mistrza) i McLarenem.

Nic zatem dziwnego, że począwszy od GP Korei zespół skupił się już nad pracami przy bolidzie na przyszły sezon. Szef konstruktorów włoskiego zespołu - Nikolas Tombazis, zapowiada mocne wejście w przyszłym sezonie. Chociaż, jak dodaje grecki inżynier niczego pewnym być nie można.

"Naszym celem jest osiągnięcie już w Australii maksymalnej konkurencyjności. Nie chcemy powiedzieć "Wciąż jesteśmy w tyle, ale zrobimy to i tamto". Jest jednak jasne, że nasi rywale nie są naiwni i nie są idiotami. Naszym celem jest zwycięstwo. Nie bierzemy jednak niczego za pewnik" - powiedział główny konstruktor Ferrari w rozmowie z "Autosprint".

Tombazis wyjawił, że na początku jesieni zespół zdołał wyłapać wszelkie defekty bolidu F150 Italia, ale było już za późno na to, aby podjąć pracę nad modyfikacją.

"Zrozumieliśmy, co nie działa, ale nie byliśmy w stanie tego całkowicie rozwiązać, ponieważ we wrześniu praca nad tą kwestią wymagałaby sporo czasu i jej efekty wpłynęłyby tylko na trzy ostatnie wyścigi. Pociągnęłoby to za sobą utratę zbyt dużej ilości czasu w pracach nad przyszłorocznym bolidem. To dlatego od tego czasu mamy problemy z jazdą na poziomie naszych rywali" - tłumaczył Grek.

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama