Elektrykiem po Alpach? Czy to możliwe? Sprawdziliśmy

Samochód elektryczny nie musi się już kojarzyć wyłącznie z miastem, użytkowaniem na krótkich trasach, ograniczoną funkcjonalnością i nieustannym, pełnym obaw zerkaniem na wskaźnik zasięgu. Przekonaliśmy się o tym, uczestnicząc w zimowej wyprawie przez Alpy za kierownicą audi e-tron.

Pierwszy etap miał około 370 kilometrów długości i wiódł z Zurichu  do szwajcarskiej miejscowości Arosa, z przystankiem na przełęczy Fernpass. To tam znajduje się jedna z pięciu istniejących na tej trasie stacji z ultraszybkimi ładowarkami sieci Ionity. Podobne mają pojawić się również w Polsce (w sumie 11 - przy autostradach A1,A2 i A4). Jeszcze ich nie ma, ale jest już ogłoszony przez operatora Ionity cennik. Wzbudził wiele komentarzy i zasługuje na kilka zdań wyjaśnienia.

3,50 zł za 1 kWh to cena, która faktycznie może przyprawić o zawrót głowy. Oznacza bowiem, że pokonanie każdych 100 km elektrycznym SUV-em byłoby ponaddwukrotnie droższe niż przejazd na tej samej trasie podobnej klasy dieslem. Trzeba jednak pamiętać, że taka zainstalowana przy autostradzie czy górskiej serpentynie superładowarka to wykwintny stek z argentyńskiej polędwicy.  

Reklama

Na co dzień użytkownik e-auta żywi się kotletami mielonymi - czerpie energię do swojego samochodu w przydomowym garażu, na parkingu biurowca, w którym pracuje itp. Tak jest o wiele taniej, poza tym fachowcy zalecają, by dla zdrowia baterii doładowywać ją właśnie niespiesznie, z pomocą urządzeń o mniejszej mocy. A gdy przyjdzie nam skorzystać w podróży z komercyjnych, przydrożnych ładowarek, też nie jesteśmy skazani na głęboki drenaż portfela. Wspomniane 3,50 za 1 kWh jest bowiem ceną maksymalną, dla przygodnego klienta. Tym stałym Ionity oferuje rabaty, abonamenty i specjalne pakiety.

Właściciele audi e-trona i mercedesa EQC  przy zakupie samochodów otrzymują karty, uprawniające do tańszego "tankowania" na stacjach Ionity - za 1,49 zł/kWh. W pierwszym roku karta jest darmowa. Potem w przypadku Audi będzie kosztować 77 zł miesięcznie. Zresztą kto ma głowę na karku ten także podczas dalekiej podróży będzie mógł podpiąć auto do taniego lub wręcz darmowego gniazdka - na przykład w hotelu, w którym zatrzyma się na nocleg... 

Uzupełnienie energii z ładowarki o mocy 150 kW (to maksymalna możliwa w przypadku tego modelu Audi) na przełęczy Fernpass zajęło nam 20 minut. Akurat, by rozprostować kości, skorzystać z toalety czy napić się kawy.

Dzięki trybowi boost audi e-tron 55 quattro przez osiem sekund dysponuje 664 niutonometrów momentu obrotowego, dostępnego natychmiast po naciśnięciu pedału przyspieszenia. Przez 60 sekund utrzymuje moc systemową o wartości 408 KM. Liczba 100 pojawia się na prędkościomierzu po niespełna 6 sekundach od startu. Takie parametry i osiągi dają  pełne prawo, by kierowca poczuł się królem niemieckiej autostrady. Jednak także na krętych, górskich, w wyższych partiach pokrytych śniegiem drogach, elektryczne audi, dzięki nisko położonemu środkowi ciężkości i napędowi 4x4 spisywało się świetnie.

Wrażenia z jazdy w takich warunkach można streścić w dwóch słowach: dynamika i bezpieczeństwo. Właściwie należałoby dodać jeszcze trzecie: komfort. W kabinie jest niewiarygodnie cicho (wiadomo - elektryk), a zasób energii pozwala w pełni korzystać z jej odbiorników. Co w końcu ważne przy panującej wokół iście zimowej aurze...

Po nocy spędzonej w Arosie ruszyliśmy w dalszą drogę, do Monachium. W sumie przejechaliśmy audi e-tronem około 550 km. Były to dwa dni i pół tysiąca kilometrów prawdziwej przyjemności. Dodajmy, że przyjemności zeroemisyjnej. Jechaliśmy elektrykiem, korzystaliśmy z ładowarek zasilanych wyłącznie zieloną energią, spaliśmy w hotelach neutralnych dla środowiska naturalnego. Ba, nawet jako pasażerowie samolotu uczestniczyliśmy w akcji, kompensującej emisję dwutlenku węgla. Jeżeli tak ma wyglądać przyszłość, to jesteśmy za. 

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy