Lexus LBX łowca spojrzeń - premium nie tylko z wyglądu
Lexus lubi zaskakiwać. Tym razem zapowiedź przekroczenia granic pojawiła się w samej nazwie modelu LBX, czyli Lexus Breakthrough Crossover. Przełomowość polega na umieszczeniu jak największej liczby cech i rozwiązań premium w każdym centymetrze sześciennym samochodu.
Gabarytowo bowiem LBX przynależy do... segmentu B! Auto na zmodyfikowanej platformie GA-B ma niecałe 4,2 m długości, ok. 1,8 m szerokości i 1,6 m wysokości. W testowanej wersji z napędem E-FOUR bagażnik mieści 255 litrów, a w wariancie FWD - 332 litry. Postanowiliśmy sprawdzić, czy w tej skali Lexus pozostał Lexusem. Liczby liczbami, ale jak to wygląda w rzeczywistości?
Wygląda fenomenalnie. I tu anegdota. Kiedy robiliśmy przerwę na MOP-ie, z pojazdu naprzeciwko wysiadła para. Kobieta szła przed siebie, nie odrywając wzroku od naszego LBX-a. Gdyby partner nie pociągnął jej za ramię, wpadłaby na stojącą obok lawetę. Uważajcie więc na siebie w pobliżu tego samochodu. W haśle "łowca spojrzeń" nie ma przesady.
Nadwozie auta wyróżnia się, jest stylowe i zgrabne, a zarazem atletyczne. Sprawia wrażenie większego niż w rzeczywistości, zwłaszcza od przodu, gdzie LBX prezentuje się jak rasowy SUV. Drapieżności dodaje mu nowy grill bez obramowania, a także LED-owe reflektory w kształcie odwróconej litery L. Z tyłu rzuca się w oczy unikalny kształt linii świateł. Duży napis LEXUS na bagażniku podkreśla tylko to, co oczywiste. Od razu widać, że to Lexus. Dalsze opisy niewiele wniosą. Z całym szacunkiem dla talentu mojego kolegi fotografa, również zdjęcia nie oddadzą tego, jak efektownie prezentuje się LBX na żywo. Najlepiej obejrzeć go w salonie lub umówić się na jazdę testową. Tylko ostrzegamy: myślową drogę między "istnieje taki model" a "muszę go mieć" można wtedy pokonać ekspresowo.
Jeśli z zewnątrz LBX zachwyca, to swoim wnętrzem wręcz szokuje. W miejskim segmencie nie przywykliśmy do takiego designu, jakości wykonania i materiałów. Ale to przecież Lexus. Co ciekawe, w nowym crossoverze dostępne są opcje wykończenia i rozwiązania zarezerwowane dotąd dla najwyższych modeli w gamie marki.
Jest więc ekskluzywnie i miękko. Wrażenie robią podłokietniki i skórzana kierownica. Fotel kierowcy z pamięcią ustawień zapewnia świetne podparcie lędźwiowe. Dzięki obniżonej pozycji miałem "poczucie auta" bardziej rodem z sedana niż crossovera.
W Lexusach to osiągnięcie ergonomii już nie zaskakuje: od razu wiadomo, gdzie co jest i do czego służy. Spory wyświetlacz multimedialny został umieszczony dyskretnie i elegancko. Połączenie ze smartfonem określmy krótko: bezproblemowe. Z systemem Apple CarPlay łączy się bezprzewodowo, a Android Auto za pośrednictwem kabla
Wiele osób doceni to, co znajduje się pod "komputerem", a mianowicie rząd fizycznych przełączników. Wbrew trendom nie jesteśmy zdani na ekran dotykowy, bez zerkania na niego możemy nawet ustawić temperaturę. Brawo, Lexus!
Może chociaż osiągi dadzą powód do narzekań? Według producenta LBX do setki rozpędza się w 9,2 s. Stoi za tym najnowszej generacji napęd hybrydowy, który łącznie wytwarza 136 KM. I pewnie w teorii te parametry nie rzucają na kolana na tle rynkowego pościgu za mocą.
W praktyce jednak LBX pod każdym względem wypada znacznie powyżej oczekiwań. Żwawy i zwinny w mieście - od pierwszego zwolnienia hamulca przekreśla obawy o te 1,5 litra i trzy cylindry. Kiedy do akcji wkraczają inteligentnie zarządzane jednostki elektryczne (np. przy ruszaniu czy wyprzedzaniu), zapas dynamiki okazuje się imponujący.
Samochód świetnie radzi sobie także poza terenem zabudowanym. W tym kontekście warto wspomnieć, że - jak na crossover - LBX został nader przyzwoicie wyciszony. Wiadomo, że automaty e-CVT lubią się pochwalić wzrostem obrotów. Tu przy hmm... intensywnym testowaniu osiągów nadal dało się słyszeć własne myśli, a nawet słuchać podcastu.
A jak się jeździ nowym Lexusem LBX? Wyjątkowo przyjemnie. W mieście ogromnym atutem jest precyzja układu kierowniczego i mały promień skrętu. Gdy dodać do tego asystę czujników oraz kamer, wszelkie manewry stają się banalne. Dostrojone do europejskich dróg zawieszenie bezboleśnie przenosi nas nad dziurami, progami zwalniającymi i krawężnikami.
Z drugiej strony nie jest ono też zbyt miękkie, dzięki systemowi vehicle posture control nie czuliśmy bujania ani nurkowania, auto pewnie pokonywało zakręty. W podróży oczarował mnie adaptacyjny tempomat, który przyhamowuje z wyczuciem. Podobnie asystent utrzymania pasa: działa skutecznie, ale nie szarpie. W tandemie sprawdzają się doskonale. Może aż za dobrze - zdarzyło mi się na ułamek sekundy zapomnieć, że nie jest to jednak samochód autonomiczny.
Co do nowoczesnych technologii, LBX jest nimi wprost naszpikowany i może tu konkurować z najdroższymi modelami z gamy Lexusa. Urzekły nas w szczególności wirtualny kokpit, przestrzenne nagłośnienie Mark Levinson® i kamery z panoramą 360°.
Oczywiście trzeba tu wziąć poprawkę na fakt, że testowaliśmy samochód w "atmosferze" (wersji) Relax z maksymalnym pakietem wyposażenia. Zachęcamy do przejrzenia cennika, bo dopłaty do opcji z najwyższej półki segmentu premium są już (relatywnie) nieduże.
Ale nawet wersja standardowa oferuje wiele, w tym najnowszą wersję pakietu bezpieczeństwa Lexus Safety System + 3 z ochroną przedkolizyjną, automatycznymi światłami drogowymi, wspomnianym układem tempomatu i asystenta utrzymania pasa oraz masą innych rozwiązań. Wielu kierowców zżyma się dziś na elektronikę, że za bardzo ich niańczy, oddajmy więc Lexusowi LBX sprawiedliwość: ostrzega nieprzeraźliwie, ingeruje taktownie i rozsądnie.
W Lexusie LBX zmieścił się duch marki. Crossover wygląda spektakularnie, zachwyca wykończeniem, imponuje technologiami, a jazda nim jest czystą przyjemnością. W zgodnej opinii znajomych, którzy mieli się okazję nim przejechać, to auto "miłe i przyjazne". Doskonałe na wejście do świata premium.
Artykuł sponsorowany