Tylko na duże wojaże?
Jeśli zapytamy Europejczyka o wskazanie samochodu rodzinnego, z pewnością będzie to duże kombi.
Amerykanie jednak lubują się w rzeczach wielkich, dlatego też u nich auto rodzinne musi mieć rozmiar XXL.
Na widok chryslera grand voyagera, bo tak nazywa się bohater naszego testu, ucieszy się każdy posiadacz dużej rodziny. Nie ze względu na stylistykę, w której zrezygnowano z obłości poprzednika, przez co auto wygląda, jak kanciaste pudełko, ale ze względu na wymiary - 5143 mm długości i niemal 2 metry szerokości robią wrażenie i obiecują mnóstwo przestrzeni w środku.
Po zajęciu miejsca w kabinie pierwsze wrażenie jest trochę dziwne. Czujemy się nie jak w samochodzie, ale w niedużym pokoju. Płaska podłoga, na niej cztery osobne, elektrycznie sterowane i podgrzewane fotele, za nimi, również elektrycznie sterowana, kanapa, a wszystko to pokryte skórą.
Mnóstwo schowków i uchwytów
Środkowe fotele można też obracać o 180 stopni, dzięki czemu pasażerowie drugiego rzędu mogą swobodnie rozmawiać z trzema osobami, które, w lekkim ścisku, zmieści tylna kanapa. Będą oni mogli skorzystać wtedy z rozkładanego stolika, idealnego do gry w karty, gry planszowe, albo po prostu do zjedzenia drugiego śniadania.
Stolik, a właściwie szafka, znajduje się też między przednimi fotelami - znajdziemy tam mnóstwo schowków i uchwytów na napoje, z których korzystać można też w drugim rzędzie siedzeń. Na wypadek, gdyby pasażerowie zaczęli się nudzić w podsufitce znajdziemy dwa ekrany LCD, dzięki czemu możemy włączyć film na DVD, który umili podróż. Kierowca ma do dyspozycji własny ekran dotykowy ze wskazaniami nawigacji i obrazem z kamery cofania. Może też swobodnie słuchać muzyki z płyty, pendrive'a lub dysku twardego - voyager posiada drugi napęd DVD z osobnym sterowaniem, bezprzewodowe słuchawki i pilota, więc kierowca i pasażerowie nie będą sobie przeszkadzali.
Voyager staje na wysokości zadania nie tylko jeśli chodzi o przestrzeń dla pasażerów, ale i dla ich bagaży. Za wielką, elektrycznie otwieraną klapą kryje się przepastny bagażnik o pojemności 915 l, dzięki któremu żaden z podróżujących nie będzie czuł się dyskryminowany pod względem ilości bagażu.
Aż 4071 l. bagażnika
Gdybyśmy potrzebowali przewieźć coś większego wystarczy złożyć kanapę i otrzymamy wówczas do dyspozycji 2370 l. Jeśli i to by było za mało, po schowaniu drugiego rzędu siedzeń, dysponować będziemy aż 4071 l, a to już wystarczy na sporą przeprowadzkę.
Nie tylko wyposażenie wnętrza zostało podporządkowane komfortowemu pokonywaniu kilometrów - miękkie zawieszenie sprawia, że voyager wręcz płynie po drodze, nie przejmując się nawet dużymi nierównościami. Sześciobiegowy automat łagodnie zmienia przełożenia, a w połączeniu z, obowiązkowym w aucie amerykańskim, tempomatem, pozwala kierowcy zrelaksować się w czasie długiej podróży. Podczas niej docenimy również obiecywane przez producenta spalanie 7 l na trasie, dzięki czemu na stacji będziemy musieli zatrzymywać się jedynie co 1000 km.
Dlaczego Europejczycy się z nich śmieją
Tak wygląda jazda voyagerem z rodziną na wakacje - relaksująca, bezstresowa i odarta z nudy, która zazwyczaj towarzyszy nam, a przede wszystkim dzieciom. A jak jeździ się nim na co dzień?
Nawet jeżeli ktoś wcześniej nie jechał autem amerykańskim, a także nie wie, dlaczego Europejczycy się z nich śmieją, ten po kilku metrach jazdy voyagerem, szybko to zrozumie. Po pierwsze plastiki - występują w trzech odmianach: czarnej, udającej drewno brązowej i srebrnej, imitującej aluminium. Są one wszechobecne i marnej jakości - postukajcie w obudowę drukarki, jeśli chcecie wiedzieć, jak bardzo marnej.
Trochę szlachetności wnętrzu stara się nadać skórzana tapicerka, która jest w miarę dobrej jakości, ale jest śliska, co w połączeniu z fotelami pozbawionymi trzymania bocznego sprawia, że w ciaśniejszych zakrętach będziemy musieli mocno trzymać się kierownicy. Zaś w voyagerze każdy zakręt wydaje się ciasny - miękkie zawieszenie sprawia, że prowadzi się, jak stara kanapa, bujając, sprężynując i mocno się wychylając.
Spalanie jest akceptowalne
Silnik to 4-cylindrowy diesel o pojemności aż 2,8 l, ale mocy zaledwie 163 KM zapewnia wystarczające osiągi, jak na auto rodzinne (12,8 s trwa rozpędzanie 0-100 km/h). Pamiętajmy jednak, że voyager ma 675 kg ładowności, co może pogorszyć osiągi. Spalanie w ruchu miejskim rzędu 12 l na 100 km jest akceptowalne.
Większych zastrzeżeń nie mamy do seryjnego 6-stopniowego automatu. Fakt, biegi zmienia dość leniwie, ale przynajmniej przy tym nie szarpie. Szkoda tylko, że jego dźwignię umieszczono daleko, między zegarami, a ekranem nawigacji, przez co manewrowanie na parkingu, kiedy musimy co chwilę do niej sięgać, jest dość uciążliwe. A manewrować będziemy często - voyagerem ciężko poruszać się po zatłoczonych parkingach, a szerokie nadwozie sprawia, że po wciśnięciu się między dwoma samochodami pod centrum handlowym, możemy mieć problemy z wysiadaniem. W najgorszym wypadku możemy wtedy skorzystać z dobrodziejstwa, jakim są elektrycznie odsuwane tylne drzwi.
Auta amerykańskie zawsze są krytykowane przez Europejczyków, ale niektórzy przymykają na ich wady oko, ze względu na korzystną cenę. Topowa wersja voyagera jednak to wydatek 200 tys. zł.
Podsumowując grand voyager, jak sama nazwa wskazuje, idealnie nadaje się na duże wojaże. Podczas codziennego użytkowania jest trochę (zwłaszcza dla mniej sprawnego kierowcy) nieporęczny, czujemy się w nim, jak... zawodowy kierowca busa. Trudno jednak przecenić jego przydatność dla dużej rodziny, prawda? Michał Domański