C250, czyli mercedes zdecydowanie bardziej "dla ludzi"

Dwa mercedesy: opisywany przez nas niedawno C63 AMG w limitowanej serii Black Series i o trochę częściej spotykany na drogach C250.

Co je łączy? Bliskie pokrewieństwo - pierwszy z wymienionych modeli wywodzi się z drugiego, stanowi niejako bardzo rozbudowaną wariację na jego temat. Co je dzieli? Też niemało. O ile bowiem C63 AMG BS jest ekskluzywną propozycją dla bardzo zamożnych miłośników ekstremalnych wrażeń, zapewnianych przez drzemiący pod jego maską monstrualny ośmiocylindrowy silnik o pojemności 6208 ccm i mocy 517 KM, to C250 uchodzi za pojazd zdecydowanie bardziej "dla ludzi". Co to znaczy, mieliśmy okazję przekonać się, testując ów będący inspiracją dla "czarnoseryjnego" potwora ciekawy samochód...

Reklama

Powiedzmy od razu, że "dla ludzi" nie oznacza, iż dla każdego, a na pewno nie dla statecznych ojców wielodzietnych rodzin, gdyż C250, nawet bez oznaczenia AMG w nazwie, też jest klasycznym, dwudrzwiowym coupe o sportowym zacięciu. Zdradza to już jego niska, muskularna, a jednocześnie aerodynamiczna sylwetka z agresywnie zarysowaną przednią częścią maski, charakterystycznym grillem, masywnymi, szeroko otwierającymi się drzwiami i oryginalnymi obręczami kół. Urody autu przydaje czarny, panoramiczny dach i eleganckie detale, na przykład nieco "oldskulowe", chromowane zewnętrzne klamki.

Równie elegancko i rasowo jest we wnętrzu auta - nisko osadzone, sportowe, wygodne, a jednocześnie dobrze podtrzymujące ciało fotele ze zintegrowanymi zagłówkami; spłaszczona u dołu, wielofunkcyjna kierownica, pokryta skórą przeszytą czerwoną nicią; również czerwone pasy bezpieczeństwa; masywna konsola środkowa z pokrętłem sterującym systemem multimedialnym i fabryczną nawigacją; sportowo stylizowany zestaw wskaźników; duży ekran, pokazujący m.in. obraz z poprawiającej widoczność z wnętrza pojazdu kamery cofania (szkoda, że boczne lusterka są tak małe)...

Testowany przez nas egzemplarz był wyposażony w system elektrycznego sterowania położeniem przednich foteli i ich zagłówków, z tradycyjnie u Mercedesa przyciskami umieszczonymi na bocznym poszyciu drzwi. To bardzo przydatna opcja, zwłaszcza gdy z auta korzysta więcej niż jeden kierowca.

Po naciśnięciu dźwigni w oparciach, fotele przesuwają się maksymalnie do przodu, co nieco ułatwia zajęcie miejsca z tyłu. "Nieco", ponieważ tak czy siak czynność ta wymaga pewnych umiejętności gimnastycznych. Ważne jednak, że dwa oddzielne siedziska w drugim rzędzie nie są, jak w niektórych innych sportowych coupe, jedynie atrapami. Przy odrobinie samozaparcia i niezbyt okazałych gabarytach pasażerów da się je wykorzystywać podczas podróży.

Bardzo duży, jak na ten gatunek samochodu, i funkcjonalny jest bagażnik C250 (450 litrów pojemności). Po złożeniu asymetrycznie dzielonego oparcia tylnych siedzeń, we wnętrzu sportowego bądź co bądź mercedesa bez żadnych problemów mieści się sprzęt narciarski: narty w pokrowcach, plecaki z butami itp.

Testowany przez nas wóz był napędzany turbodoładowanym silnikiem benzynowym z wtryskiem bezpośrednim o pojemności 1796 ccm i mocy 201 KM, współpracującym z siedmiostopniową, automatyczną skrzynią biegów. Gdzie mu tam do potwora z C63 AMG BS, choć przecież katalogowe osiągi C250 też prezentują się całkiem nieźle: 7,2 sekundy od zera do setki, prędkość maksymalna 240 km/godz. Czegóż chcieć więcej...

Napęd C250 może pracować w dwóch trybach: sportowym i ekonomicznym (istnieje też możliwość ręcznego sterowania biegami za pomocą manetek przy kierownicy). Domyślnie uruchamia się w trybie ECO. Charakterystyka pracy silnika, skrzyni, pedału gazu itp. jest wówczas nastawiona na jak najoszczędniejsze zużycie paliwa, a zatem i na zminimalizowanie emisji dwutlenku węgla (ciekawostka: testowany przez nas samochód był wyposażony w bezkluczykowy system otwierania auta oraz uruchamiania silnika; w bardzo łatwy sposób można jednak - informuje o tym instrukcja obsługi - wyjąć przycisk włączający i wyłączający jednostkę napędową i czynić to odtąd klasycznie, kluczykiem; pytanie tylko - po co?). Temu celowi służy również aktywowany w trybie ECO system Start/Stop.

Przy spokojnej jeździe pozamiejską szosą udało nam się zejść ze spalaniem benzyny do poziomu niewiele przekraczającego 7 litrów na 100 km. To więcej niż obiecuje producent, ale i tak wynik bardzo dobry, zważywszy ogólny charakter samochodu. Niestety - coś za coś. W trybie ECO nasz mercedes wydawał się nieco ślamazarny, zwłaszcza przy podjeżdżaniu na wzniesienia i wyprzedzaniu. Sytuację zmieniało przestawienie napędu w tryb sportowy. Wtedy jednak wyraźnie rosło spalanie...

Jazda C63 AMG BS ulicami miasta przypominała wstrząsoterapię. W przypadku C250 wrażenia są zupełnie inne. Pomimo niskoprofilowych opon tym autem podróżuje się komfortowo. To niewątpliwie zasługa zestrojenia zawieszenia, dzięki któremu nawet spore nierówności nawierzchni nie powodują urazów kręgosłupa pasażerów.

Komfort nie wpływa na szczęście ujemnie na zachowanie się samochodu na drodze.

Tylnonapędowe coupe z nisko położonym środkiem ciężkości prowadzi się nienagannie pewnie.

We wnętrzu auta niezależnie od prędkości jest cicho (ci, którzy mieli okazję rozkoszować się symfonią fascynujących dźwięków, wydawanych przez silnik C63 AMG BS, mogą uznać to za... wadę). Podróżowanie umila automatyczna, wydajna klimatyzacja i wysokiej klasy sprzęt audio. O bezpieczeństwo dbają liczni elektroniczni "asystenci", monitorujący martwe pole widzenia wokół auta, pilnujący właściwiej odległości od poprzedzającego pojazdu itp. I jeszcze jeden sympatyczny akcent: C250 przekazuje kierowcy komunikaty w języku polskim.

Polskie ceny mercedesa C250 1.8 201 KM zaczynają się od 180 000 zł. Po doposażeniu auta do poziomu testowanego egzemplarza, klient musi wysupłać około 220 000 zł. To dużo pieniędzy, ale przypomnijmy, że szpanerski C63 AMG BS kosztuje grubo ponad pół miliona złotych.

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama