Zgrzyt na otwarciu nowej inwestycji Toyoty

Wczoraj w wałbrzyskiej fabryce Toyoty uruchomiono nową linię montażową przekładni do samochodów hybrydowych. Wszystko byłoby w jak najlepszym porządku, gdyby nie pewien dyplomatyczny "zgrzyt". Polskie władze potraktowały japońskich inwestorów w dość specyficzny sposób...

Z ramienia Toyoty w Wałbrzychu zjawili się m.in.: Johan Van Zyl (Prezes Toyota Motor Europe), Jacek Pawlak (Prezes Toyota Central Europe) czy Eiji Takeichi (Prezes Toyota Motor Manufacturing Poland). Japońskie władze reprezentował sam szef misji dyplomatycznej - Ambasador Japonii - Tsukasa Kawada.

Wydarzeniu towarzyszyła niezwykle uroczysta oprawa. Rozmachowi trudno się jednak dziwić. Wałbrzyski zakład jest w końcu pierwszą fabryką Toyoty spoza Azji(!) i drugą zlokalizowaną poza Japonią, której powierzono produkcję flagowej technologii japońskiego koncernu. Uruchomienie linii produkcyjnej wiązało się z inwestycją 288 milionów zł i wymagało doposażenia zakładu w najnowocześniejsze zdobycze techniki. Oprócz licznych obrabiarek numerycznych pojawiły się np. samojezdne, automatyczne wózki transportowe czy ultranowoczesne obrabiarki laserowe - wszystko, by zapewnić produktom z Polski jak najwyższą jakość. Pracownicy fabryki zyskali też bezcenne "know how" - wielu z nich ma za sobą szkolenia w japońskich zakładach Toyoty.

Reklama

Po wdrożeniu tego oraz kolejnych, zaplanowanych na najbliższe lata projektów, całkowity poziom inwestycji Toyoty w polskie fabryki wyniesie ponad 4,5 miliarda zł! Plan zakłada również, że do roku 2020 poziom zatrudnienia wzrośnie o prawie 600 osób, do łącznej liczby ponad 2500 pracowników.

Z ramienia lokalnych władz rolę gospodarza pełnić przyszło Prezydentowi Wałbrzycha - Romanowi Szełemejowi - który nie szczędził Japończykom ciepłych słów. Wspomniał m.in., że Toyota traktowana jest przez mieszkańców, jako "członek lokalnej rodziny". W jego przemówieniu nie było ani krzty przesady. Gdyby nie japońska inwestycja Wałbrzych najpewniej do dziś nie podniósłby się po likwidacji kopalni węgla kamiennego.

Szczere słowa Szełemeja nie były jednak w stanie zatrzeć smutnego wrażenia... pustki. Nie na miejscu nie zjawił się bowiem ani Premier, ani nawet Pani Minister Przedsiębiorczości - Jadwiga Emilewicz. Zamiast tego najwyższe polskie władze reprezentował Podsekretarz Stanu w Ministerstwie Przedsiębiorczości i Technologii - Marcin Ociepa. 

Nie trzeba chyba tłumaczyć, że Minister Ociepa nie miał łatwego zadania. Na szczęście, nie musiał też dużo mówić. Na konferencji prasowej z udziałem najważniejszych polskich mediów zaadresowano do niego tylko kilka słów. Któryś z kolegów po fachu uprzedził nas z jedynym pytaniem - jak rządowe deklaracje dotyczące elektormobilności i stawiania na nowoczesne technologie (o których była mowa w odczytanym przez Ociepę liście od Premiera) mają się do faktu, że rząd zupełnie pominął w ustawie o elektromobilności kwestię pojazdów hybrydowych?

W odpowiedzi padło kilka podniosłych słów o tym, jak "hybrydowy napęd przyczynia się do redukcji emisji CO2, czym wpisuje się w rządowy program elektomobilności". Minister w żaden sposób nie nawiązał jednak do clou pytania - kwestii zamkniętych dla hybryd polskich "stref czystego transportu".

Po tej wypowiedzi w stronę przedstawiciela rządu nie padło już z sali żadne pytanie. Na całe szczęście sytuację uratowali dziennikarze TVP3, którzy - jako jedyni - po zakończeniu konferencji prasowej umówili się z Podsekretarzem Ociepą na tzw. "setkę" (chodzi oczywiście o wypowiedź do kamery!). Reszta dziennikarzy zgodnie uznała, że Podsekretarz  Ministerstwa Przedsiębiorczości i Technologii nie jest zbyt atrakcyjnym partnerem do rozmowy i tłumnie udała się na obiad.

W samym faux pas polskich władz nie byłoby może nic nadzwyczajnego, gdyby nie fakt, że w czasie wspomnianej konferencji poruszono kilka kwestii, które powinny żywnie zainteresować polski rząd. Ambasador Japonii Tsukasa Kawada wspomniał np. o - wspieranej przez Japonię - technologii ogniw paliwowych i związanymi z nią inwestycjami w infrastrukturę. Wyjaśnił przy tym, że na obecnym etapie ogniwa paliwowe nie są w stanie nawiązać skutecznej walki z paliwami kopalnymi. Jako główną przeszkodę Kawada przedstawił wysokie koszty pozyskania zasilającego je wodoru. Ambasador zasugerował jednak, że na tym polu rządy Polski i Japonii mogłyby znaleźć płaszczyznę do porozumienia. Wodór najskuteczniej pozyskuje się bowiem z węgla, a jak wiadomo - tu cytat z Pana Ambasadora - "Polska na węglu stoi"...

Sprowokowany przez innego dziennikarza kamyczek do rządowego ogródka wrzucił też Jacek Pawlak - Prezes Toyota Central Europe. Pytany o wysokie ceny pojazdów hybrydowych wyjaśnił, że "drogie hybrydy" to... polska przypadłość. Wskazał przy tym na absurdalne przepisy o podatku akcyzowym, które w żaden sposób nie uwzględniają wpływu importowanych pojazdów na środowisko. W ich efekcie hybrydowa Toyota RAV4 jest o blisko 30 tys. zł droższa niż np. podobnie wyposażony, napędzany konwencjonalnym silnikiem spalinowym, Volkswagen Tiguan. Dla uzyskania wysokiej sprawności Japończycy stosują bowiem w swoich hybrydach silniki spalinowe o dużej pojemności (ten w RAV4 ma pojemność skokową 2,5 l), które objęte są dziś zaporową stawką podatku akcyzowego (18,6 proc. bez względu na emisję spalin).

Na zaistniałą sytuację można oczywiście patrzyć z dwóch stron. Śniących o polskiej potędze ucieszyć może, że na wydarzenie z udziałem europejskich władz największego producenta pojazdów na świecie polski rząd odsyła Podsekretarza Stanu.

Z drugiej strony, można jednak odnieść wrażenie, że "wstając z kolan"... wyrżnęliśmy głową o kant stołu. Ambasador to w końcu najwyższy lokalny przedstawiciel władz państwowych, a Japonia jest obecnie światowym liderem w dziedzinie szeroko pojętych innowacji technologicznych, które są ponoć priorytetem gabinetu premiera Morawieckiego. 

Niestety, trudno oprzeć się wrażeniu, że postawa polskich władz ociera się o... niegospodarność. Wygląda bowiem na to, że nasz rząd ma dziś bardzo mgliste pojęcie o motoryzacyjnych trendach, a wśród polityków brakuje osób o szerszych horyzontach. W tym miejscu warto przypomnieć, że łączna liczba samochodów hybrydowych sprzedanych przez Toyotę dawno już przekroczyła 10 mln egzemplarzy, a ulokowanie w Polsce produkcji - kluczowej dla ich budowy - przekładni może być przyczółkiem do kolejnych miliardowych inwestycji. Dowody? Wystarczy przyjrzeć się liczbom.

Zdolności produkcyjne nowej linii montażowej określane są na 180 tys. przekładni rocznie. Tymczasem w samym tylko 2017 roku Japończycy (Toyota i Lexus) sprzedali w Europie ponad 406 tys. aut hybrydowych. Wniosek jest więc prosty - nowa inwestycja pokrywa jedynie połowę rzeczywistych potrzeb, a przecież jej działalność nie ogranicza się wyłącznie do Starego Kontynentu. Warto przypomnieć, że silniki i przekładnie z Polski (z fabryk w Wałbrzychu i Jelczu-Laskowicach) trafiają dziś m.in. do: Czech, Francji, Turcji, Rosji, RPA, Japonii oraz... Wielkiej Brytanii. Nie ulega więc wątpliwości, że zaspokojenie rosnącego popytu na hybrydy wymagać będzie od Japończyków dodatkowych inwestycji. W ubiegłym roku taki napęd miało już 47 proc. ogółu wszystkich sprzedanych w Europie pojazdów Toyoty. Wynik dla Europy Zachodniej wynosił nawet 52 proc. ogółu!

Trzeba też zdawać sobie sprawę z trudnej sytuacji producentów samochodów związanej ze zbliżającym się widmem brexitu i rodzących się w ten sposób możliwości. Wiele koncernów coraz poważniej rozważa przeniesienie swoich brytyjskich fabryk do Europy kontynentalnej.

Wielka Brytania (Burnaston) jest obecnie głównym miejscem wytwarzania europejskich odmian Toyoty Auris (w tym wersji hybrydowych). Czy zakład będzie w stanie sprostać rosnącemu popytowi na japońskie hybrydy? Coraz więcej wskazuje na to, że nie. Dla Japończyków może to więc oznaczać konieczność wybudowania w Europie kolejnej montowni samochodów, co -  w naszej skromniej opinii - powinno raczej interesować polskie władze. Przypominamy, że Toyota dysponuje dziś w Europie montowniami w: Czechach, Francji, Portugalii, Turcji i Rosji. Lista potencjalnych rywali w wyścigu po nowe inwestycje i miejsca pracy jest więc dość spora.

Nie musimy chyba tłumaczyć, jak duży wpływ na decyzje o milionowych inwestycjach mają "kuluarowe" dyskusje toczone przy okazji takich, jak wczorajsze, wydarzeń. Nie sugerujemy oczywiście, że Podsekretarzowi Ociepie brakuje merytorycznej wiedzy, a polskim władzom - dobrej woli. Chodzi raczej o kwestie wzajemnego szacunku i traktowania potencjalnych partnerów z należytym szacunkiem i atencją. Nie trzeba przecież być znawcą kultury japońskiej, by wiedzieć, że obywatele Kraju Kwitnącej Wiśni są na tym punkcie bardzo wyczuleni...

Paweł Rygas


INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama