Wypadek na moście Grota-Roweckiego w Warszawie. Rusza proces kierowcy autobusu
W środę 2 lutego procesu kierowcy autobusu, który po amfetaminie w czerwcu 2020 roku spowodował śmiertelny wypadek na moście Grota-Roweckiego w Warszawie. Mężczyźnie grozi do 12 lat więzienia.
Akt oskarżenia w tej sprawie został skierowany do Sądu Okręgowego w Warszawie pod koniec grudnia 2020 roku.
Prokuratura zarzuciła 27-letniemu wówczas Tomaszowi U. naruszenie zasad bezpieczeństwa w ruchu lądowym oraz "niedostosowanie taktyki i techniki jazdy do zmieniającej się sytuacji drogowej", co uniemożliwiło mu zahamowanie, a w konsekwencji doprowadziło do katastrofy w ruchu lądowym.
W chwili zdarzenia Tomasz U. był pod wpływem amfetaminy i miał porcję narkotyku schowaną w skrytce kabiny kierowcy.
- Tomasz U. prowadził miejski autobus linii 186. Około godziny 12.30 poruszał się jezdnią pomocniczą mostu od ul. Modlińskiej w kierunku ul. Wybrzeże Gdyńskie. Kierowca nie wykonał manewru zmiany pasa i poruszając się na wprost po pasie jezdni prowadzącym do zjazdu z trasy uderzył w bariery energochłonne. Uderzenie spowodowało wybicie autobusu i jego przerwanie na przegubie. Przednia połowa pojazdu spadła w przestrzeń pomiędzy wiaduktem mostu i ulicą, druga zaś pozostała na moście - opisywała okoliczności wypadku rzeczniczka Prokuratury Okręgowej prok. Aleksandra Skrzyniarz.
W wyniku zdarzenia jedna z pasażerek autobusu doznała rozległych obrażeń i zmarła. Rannych zostało też prawie 20 osób, w tym jedna ciężko.
Uszczerbek na zdrowiu sześciu kolejnych biegły chirurg określił jako "średni", a 11 - jako "lekki". Rzeczniczka prokuratury podała, że mienie zniszczone w wyniku działania Tomasza U. wyceniono na blisko 1,3 mln zł.
Tomasz U. nie był wcześniej karany ani nie leczył się psychiatrycznie. W areszcie przebywał od 25 czerwca do 15 września 2020 r., później sąd zdecydował o zmianie środka zapobiegawczego na dozór policyjny i zakaz opuszczania kraju.
Zabronił mu również prowadzenia pojazdów mechanicznych. Prokuratura odwoływała się od tej decyzji, uważając ją za niesłuszną, jednak została ona utrzymana w mocy.
Mężczyzna będzie więc odpowiadał przed sądem z tzw. wolnej stopy. Oskarżony przyznał się do popełnienia zarzucanych mu czynów i wyraził żal. Grozi mu do 12 lat więzienia.
Sprawa odbiła się szerokim echem w mediach. Krótko po wypadku Główny Inspektorat Transportu Drogowego przeprowadził kontrole krzyżowe warszawskich przewoźników. W ich ramach wykryto ok. 500 naruszeń, w tym "rażące przypadki przekraczania norm czasu pracy".
***