"Warszawski kierowca", motocykliści i buspasy. A w Krakowie się da
Władze Warszawy chcą pozwolić motocyklistom na korzystanie z buspasów. Niby to wiadomość lokalna, niby dotyczy tylko dwóch ciągów komunikacyjnych, ul. Radzymińskiej i Trasy Łazienkowskiej, niby chodzi na razie o test, bez pewności, że będzie to zmiana na stałe. A jednak wiadomość o decyzji stołecznego Ratusza wywołała sporo zamieszania.
"Jak rozumiem, miasto wspiera tych, co robią największy hałas na ulicach, smrodzą dwusuwami i powodują największe poza pieszymi zagrożenie. Takim pustym buspasem to od świateł do świateł można nawet 200 km/godz pociągnąć" - przestrzega "tuptus".
"Ja też mogę samochodem jechać po chodnikach, tak jak motorynkarze wpychają się na chama na pierwsze miejsce przed światłami najeżdżając na linie dzielące pasy, obcierając lusterka itd. Tylko, że wtedy straciłbym prawko, a dla motocyklistów jeszcze się bus pasy otwiera. Skandal" - oburza się "ktos".
Zupełnie innego zdania jest "kowal", chwaląc: "W końcu myślą o motocyklistach, wcześniej zrobili nam wersje Yanosika na motocykl, a teraz planują buspasy. Podoba mi się news."
"Dziwne, taksiarze jeżdżą (choć ciężko zrozumieć dlaczego), a ćwierćinteligencja z policji zastanawia się, jak pojedzie motocyklista" - pisze "aqq".
Oczywiście istnieje pojęcie "warszawskiego kierowcy", w zawoalowany sposób wskazujące na pewną specyfikę zmotoryzowanych mieszkańców stolicy, ale chcemy przypomnieć, że w Krakowie motocykliści już od kilku lat mogą korzystać z buspasów. I nie słychać skarg na takie rozwiązanie
Dyskutowano na ten temat również w jednej z audycji radiowych. Podnosząc argumenty raczej przeciw. Jeden z uczestników debaty zwracał uwagę, że na pewnych odcinkach buspasami poruszają się wszyscy kierowcy, na przykład włączając się do ruchu z bocznych ulic. Zbliżający się autobus zauważą z daleka, szybko jadącego motocyklistę niekoniecznie, co grozi wypadkami. Były też głosy popierające warszawski eksperyment. Z tezą, że dzięki dopuszczeniu motocykli na buspasy pozbędziemy się jednośladów, niebezpiecznie lawirujących w sznurach samochodów.
Wytyczenie każdego nowego buspasu wywołuje zamieszanie i podnosi ciśnienie kierowcom. Tak było jakiś czas temu na ruchliwej, przelotowej ulicy Wielickiej w Krakowie, gdzie z dnia na dzień okazało się, że potok pojazdów musi się nagle zmieścić na wydatnie zwężonej jezdni. Buspasy złoszczą. No bo jak się nie denerwować, tkwiąc w beznadziejnym korku i widząc obok siebie długi odcinek pustej drogi, którą od czasu do czasu przejedzie miejski autobus lub taksówka. Co za marnotrawstwo przestrzeni! Gdy zaczną tędy mknąć motocykliści, stopień irytacji jeszcze wzrośnie. Buspasy jednak również nęcą. No bo przecież aż korci, aby wykonać śmiały manewr oskrzydlający i... Niestety, bywa to kosztowne, bo na takich pomysłowych Dobromirów lubi zasadzać się policja. Czuwa ponadto miejski monitoring.
Co pewien czas pojawiają się postulaty, by wpuścić na buspasy przedstawicieli rozmaitych grup społecznych: samochody honorowych krwiodawców, auta należące do rodzin wielodzietnych itd. Na razie nie są spełniane. Na szczęście, bowiem po przekroczeniu pewnej liczby pojazdów uprzywilejowanych kompletnie straciłyby one swój sens, przestając usprawniać komunikację publiczną. A może rację mając ci, którzy w imię pełnej równości na drogach, domagają się całkowitej likwidacji buspasów?
A wracając do decyzji władz Warszawy... Wciąż podkreślają one, czemu wtórują przedstawiciele policji, że wpuszczenie motocykli na (dwa) buspasy to obliczona na rok próba, badanie, gest wobec tej grupy uczestników ruchu. Teraz wszystko zależy od zachowania użytkowników jednośladów. "Jeżeli test się nie powiedzie, rozstajemy się w zgodzie..." Oczywiście istnieje pojęcie "warszawskiego kierowcy", w zawoalowany sposób wskazujące na pewną specyfikę zmotoryzowanych mieszkańców stolicy, ale chcemy przypomnieć, że w Krakowie motocykliści już od kilku lat mogą korzystać z buspasów. I nie słychać skarg na takie rozwiązanie.