Uważaj na stare auta i taksówki. Polują na twoje OC!

W ostatnich latach koszty utrzymania samochodu wyraźnie wzrosły. Nie chodzi jednak o ceny paliw - znacznie podrożały ceny obowiązkowych polis OC.

Firmy ubezpieczeniowe tłumaczą podwyżki większą liczbą pojazdów, co w prosty sposób wpływa na ilość stłuczek i wypadków. Dodatkowo nagminnie dochodzi do przypadków oszukiwania ubezpieczycieli.

Niestety za cwaniactwo naciągaczy starających się wyłudzić odszkodowanie płacimy wszyscy. Ich wyrachowanie może nas też dotknąć osobiście w najmniej oczekiwanym momencie.

Przypominamy jeden z listów, jaki trafił niegdyś do naszej redakcyjnej skrzynki:

"Skrzyżowanie. Rondo ze światłami z zieloną strzałką w mieście. Mam wrzucony kierunek (skręcam w lewo) ale auto stojące przede mną nie rusza. Stoi tuż przed (pustym) przejściem dla pieszych. Po chwili Mercedes taxi (około 15 lat) włączył awaryjne. Musiałem odrobię cofnąć, aby go ominąć. Omijając widzę kierowcę - głowa spuszczona, jakby czegoś szukał, z tyłu pasażer - "świadek". Merc w momencie mojego skrętu - gdy wracam na swój pas - rusza z kopyta. Błyskawicznie odbijam w prawo. Taksówka mija mnie z rykiem silnika. Przypadkowo (na szczęście nic nie jechało obok) pozostaję nie trafiony tylko o milimetry. Nawet lusterko ocalało.

Reklama

Pan taksówkarz postanowił zmienić sobie bok i wziąć kilka dni urlopu kosztem moim i córki w zaawansowanej ciąży, która jechała na siedzeniu obok..."

Tego typu sytuacje są, niestety, normą - "standardowy" jest nawet opisany przez naszego czytelnika samochód. Ukochany przez taksówkarzy Mercedes "okular" (W210) ma wrodzoną skłonność do rdzewienia - remont blacharski lepiej wykonać czyimś kosztem...

Z prowokowania błędów wielu naciągaczy zrobiło sobie stałe źródło dochodu. Mechanizm działalności jest prosty - oszuści kupują samochody o niewielkiej wartości rynkowej (w cenach do 1-3 tys. zł) a następnie czekają na "okazję", czyli błąd (często sprowokowany) innego uczestnika ruchu. W przypadku starego auta nawet drobne uszkodzenie oznacza najczęściej szkodę całkowitą (gdy koszt naprawy przekracza 70 proc. wartości auta).

Co dzieje się dalej? "Poszkodowany" - właściciel samochodu wartego 2 tys. zł - otrzymuje od ubezpieczyciela 1400 zł i zachowuje "wrak". W przypadku takich aut, jak np. Golf II rzeczywista wartość naprawy (w oparciu o części używane) rzadko przekracza 300-500 zł. W kieszeni oszusta zostaje więc tysiąc złotych, a naprawiony samochód można przecież sprzedać...

Na tym jednak proceder się nie kończy. Oszuści zgłaszają się następnie do lekarzy uskarżając się na bóle głowy czy odcinka szyjnego kręgosłupa i - najczęściej za pośrednictwem wyspecjalizowanych kancelarii prawniczych (działających na zasadzie prowizji) - z OC sprawcy, występują o odszkodowanie z tytułu uszczerbku na zdrowiu. Leczenia - rzecz jasna fikcyjne - ciągnie się miesiącami a ubezpieczyciel musi pokryć nie tylko jego koszty, ale i straty spowodowane chociażby z tytułu niezdolności do pracy. W rzeczywistości wyłudzający odszkodowanie może liczyć na 3-5 tys. zł, w niektórych - błahych z pozoru - sprawach odszkodowania przekraczają nawet 10 czy 20 tys. zł.

Koszty tego rodzaju oszustw pokrywamy niestety wszyscy - to za ich sprawą w ostatnim czasie znacząco podrożały ceny polis ubezpieczenia OC. Widząc na krzyżówce stary samochód lub zdezelowaną taksówkę warto więc wytężyć czujność. Wypracowane przez lata zniżki można stracić w ułamku sekundy...

Paweł Rygas

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: polisa oc
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy