Przyzwolenie na jazdę po pijanemu?
Tak wiele mówi się w naszym kraju o pladze pijanych kierowców. Nie pomaga upublicznianie danych osobowych w prasie czy wyczytywanie nazwisk z ambony... Na nic zabieranie praw jazdy czy groźba więzienia.
Ale czy może być inaczej, skoro w naszym kraju jest po prostu przyzwolenie na jazdę po pijanemu?
Czy to zbyt odważne stwierdzenie? O tym, że jest prawdziwe, przekonała nas prowokacja przygotowana przez dziennikarzy "Motoru".
Tuż za policyjnym radiowozem zaparkowano auto, którego kierowca zaczepiał przechodniów z nietypową prośbą: "Czy może pan przestawić mój samochód za róg? Wypiłem dwa piwa i boję się stąd odjechać, bo tam dalej stoi radiowóz". Dodajmy, że owe "dwa piwa" było widać po zachowaniu "nieszczęsnego" kierowcy.
Jaka była reakcja Polaków? Zdecydowana odmowa, a może powiadomienie załogi radiowozu (która oczywiście jest świadoma dziennikarskiej prowokacji, zaś sam kierowca jest zupełnie trzeźwy)? Ależ nie!
Już pierwszy zapytany mężczyzna gotów jest przestawić auto: "Bałem się tylko, że może będzie pan chciał, żebym jechał gdzieś daleko. Ale jeśli tylko kawałek, to czemu nie" - mówi mężczyzna koło czterdziestki.
Następny przechodzień również służy pomocą. Na pytanie, dlaczego pomógł człowiekowi, który za chwilę po pijanemu może wyjechać na ulicę odpowiada: "Przecież sam zaraz mogę być w takiej sytuacji. Poza tym widziałem, że facet nieźle trzyma się na nogach".
Po takim początku zaczęły się problemy. W ciągu pół godziny nie znalazł się nikt, kto by pomógł "pechowemu" kierowcy. Odmowy były różne, od: "Absolutnie nie, stój pan dalej" aż po "Nie martw się pan, policja zaraz odjedzie"...
W ciągu godzinnego eksperymentu znalazły się cztery chętne do pomocy osoby. Nikt z zaczepionych nie poinformował załogi radiowozu, że obok pijany kierowca usiłuje odjechać samochodem!
A wy jak postąpilibyście w takiej sytuacji?