Kursy dla pijanych kierowców zamiast więzienia?
Pijani kierowcy powinni uczestniczyć w kursach reedukacyjnych, za które sami zapłacą. Tam, gdzie takie programy obowiązują o połowę spadł odsetek ponownie prowadzących na podwójnym gazie - pisze "Gazeta Wyborcza".
Państwo nie musiałoby utrzymywać ich w więzieniach, mogliby pracować, utrzymywać swe rodziny, a jednocześnie ciążyłby na nich obowiązek edukacji - mówi Andrzej Palka ze stowarzyszenia Na Drodze, które stworzyło projekt takiej zmiany prawa.
Kurs resocjalizacyjny prowadziliby m.in. psycholodzy, policjanci, byłyby też spotkania z bliskimi ofiar.
Chodzi o to, by zmienić stan świadomości i ograniczyć recydywę na drodze - mówi Palka.
Projekt zakłada, że kierowca złamany po pijanemu, któremu już wcześniej zatrzymano prawo jazdy, nie trafiałby do więzienia. W zamian otrzymywałby specjalną elektroniczną bransoletkę, dzięki której byłby cały czas monitorowany, a z domu wolno by mu było wychodzić do pracy i na inne obowiązkowe zajęcia. To zwolniłoby państwo z konieczności utrzymywania więźnia, zaś skazany mógłby utrzymywać rodzinę.
Dodatkowo osoba skazana musiałaby uczestniczyć w specjalnym kursie resocjalizacyjnym, który obejmowałby 88 godzin wykładów i za który sam musiałby zapłacić. Celem tego kursu ma być uświadomienie zagrożenia jakie stwarza na drodze pijany kierowca, dzięki czemu skazany nie usiadłby ponownie za kierownicę pod wpływem alkoholu.
Podobne rozwiązania funkcjonują już m.in. w Niemczech i Austrii, a badania wskazują, że dają one efekt - spada liczba kierowców łapanych ponownie za jazdę po pijanemu.
Mamy wreszcie skuteczny sposób na pijanych kierowców? Dołącz do dyskusji!
(IAR/INTERIA.PL)