Hołowczyc się odnalazł!
Wiemy już, co się dzieje z Krzysztofem Hołowczycem. Polak nie rezygnuje z walki i jest na trasie dzisiejszego etapu!
Wcześniej z Afryki napływały sprzeczne informacje. Część źródeł (w tym oficjalna strona Dakaru) twierdziła, że Polak wycofał się już z rywalizacji.
Na 15. kilometrze wczorajszego, ósmego etapu Hołowczyc urwał most w swojej navarze. Usterkę udało się jednak usunąć i załoga ruszyła dalej.
Krzysztof Hołowczyc i Jean-Marc Fortin dopiero o trzeciej w nocy dotarli na biwak w Tichit. Oczekiwanie na ekipę serwisową w ciężarówce T4 oraz sama naprawa zajęły sporo czasu i reprezentanci ORLEN Team musieli już w ciemnościach pokonywać trasę najdłuższego w rajdzie odcinka specjalnego.
- Wystartowaliśmy na trasę jako siódmy samochód, droga nie zniszczona, nic tylko jechać. Wszystko było w porządku, aż do pechowego piętnastego kilometra. Przed nami była prosta droga, widoczność bardzo dobra na kilometr do przodu i nagle poczułem, że zapadł mi się cały tył samochodu. Jak nam to później potwierdził niemiecki turysta ? motocyklista, który obserwował całe zdarzenie najechaliśmy na ruszający się kamień, który przednie koło postawiło na sztorc i który zdemolował nam tylne zawieszenie. Wyglądało to okropnie. Tak jakby pół auta zostało z tyłu urwane. Pod wpływem uderzenia puściły mocowania tylnego mostu. Cały most został przesunięty do tyłu. Zniszczone zostały amortyzatory, wał napędowy i wiele innych części. Na szczęście prawie wszystko miała nasza T Czwórka. Nie było aż czterech amortyzatorów, a więc tył jest trochę osadzony niżej, nie było także wszystkich drążków, niektóre prostowaliśmy i jedziemy dalej. Staramy się nie poddawać. Taki jest Dakar. Podobne problemy, na które ani kierowca, ani pilot nie mają wpływu zdarzały się już także innym. Mieliśmy po prostu wyjątkowego pecha. Sportowo każdy następny, przejechany odcinek specjalny jest dla mnie bardzo ważny i dlatego na pewno nie zrezygnujemy. Musimy przejechać ten Dakar chociaż żałujemy tej straconej szansy na dobry wynik - powiedział rano na biwaku w Tichit Krzysztof Hołowczyc.
Krzysztof i Jean-Marc po dotarciu do Tichit zatankowali jeszcze samochód i po trzech godzinach snu zabrali się do usuwania różnych usterek w rajdówce. Mechanicy z wyścigowej T Czwórki sprawdzali i dokręcali całe zawieszenie. Po wykonaniu wszystkich czynności polsko-belgijski duet o godzinie 11:10 (czasu polskiego) jako 97 samochód wyruszył na trasę kolejnego etapu z Tichit do Nema.
W Tichit z dalszej jazdy zrezygnował Jarosław Cisak, trzeci z polskich motocyklistów startujących w Dakarze.
- Odnowiła mi się kontuzja ręki. Na biwak dotarłem po Hołku, który wyprzedził mnie już pod Tichit. Ostatnie 100 kilometrów prowadziłem motocykl tylko jedną ręką. Jazda w taki sposób nie jest dalej możliwa i muszę zrezygnować - powiedział Jarosław Cisak
Na ósmym etapie z powodu awarii samochodu wycofała się z rywalizacji także jedyna polska załoga jadąca samochodem ciężarowym - Grzegorz Baran z pilotem Rafałem Martonem (Mercedes).
Dzień wcześniej jazdę zakończyła również jedna z załóg Land Roverów (rodzinna załoga Góreckich).
Dzisiejsze zamieszanie z Krzysztofem Hołowczycem to już druga taka sytuacja w tegorocznym rajdzie. Przed etapami afrykańskimi informowano, że Navara Hołka będzie holowana, a następnie zdementowano tę wiadomość, wówczas również samochód udało się naprawić.