Tesla zdradza jak rozbija swoje samochody. I po co jej dane aut klientów

Wszyscy producenci używają specjalistycznych rozwiązań by zwiększać bezpieczeństwo kierowców, prowadzących ich auta. Dla Tesli szczególnie ważne są trzy, w tym jedno dość kontrowersyjne.

Japoński oddział Tesli zamieścił na swoim twitterowym koncie dwa materiały wideo pokazujące proces udoskonalania samochodów tej marki pod względem poziomu bezpieczeństwa. Poza prezentacją szczegółów dotyczących przebiegu testu zderzeniowego, w materiałach tych zwrócono uwagę na elementy, które potwierdzają nowoczesne podejście firmy do kwestii bezpieczeństwa.

Przede wszystkim: rozbijać

W swoim laboratorium testowym Tesla roztrzaskuje samochody według bardzo różnych scenariuszy. Nie korzysta wyłącznie z platform, które stosują instytucje przeprowadzające testy zderzeniowe i wystawiające oceny pojazdom, takie jak EuroNCAP, czy NHTSA. Auta Tesli rozbijane są przez prawdziwe auta innych marek. Inżynierowie mogą dzięki temu bardzo szczegółowo obserwować jak zachowują się poszczególne elementy konstrukcji i systemy bezpieczeństwa przy kontakcie z innym pojazdem. Cały zestaw kamer rejestrujących obraz z prędkością 1000 klatek na sekundę i zamontowane w bagażniku urządzenia pomiarowe dostarczają niezliczonej ilości danych. 

Reklama

Po drugie: symulować

Obszerne zastosowanie oprogramowania symulacyjnego pozwala na przeprowadzanie wirtualnych testów zderzeniowych według dowolnych scenariuszy... bez konieczności rozbijania jakiegokolwiek auta. Dzięki temu inżynierowie mogą sobie pozwolić na przeprowadzanie dużej liczby prób testowych innych niż testy przewidziane przez organizacje badające poziom bezpieczeństwa samochodów. Jest to o tyle ważne, że pozwala na upewnienie się, że samochody nie są skonstruowane wyłącznie po to, by śpiewająco zdawać testy i zbierać gwiazdki, ale sprostają też "niestandardowym" kolizjom. Chodzi o wszelkie przesunięcia, zmiany kierunku i sił działających na auto podczas prawdziwego zderzenia.

Po trzecie: zbierać prawdziwe dane od kierowców

To ten – dla niektórych kontrowersyjny – element, który odróżnia Teslę od większości konkurentów. Wszystkie samochody tego potentata elektromobilności są bez przerwy podpięte do sieci. Jeśli auto będzie brało udział w wypadku, na serwerach Tesli pojawią się szczegółowe dane dotyczące tego zdarzenia pozwalające na analizę danego zdarzenia i wyciąganie wniosków, które można będzie potem wykorzystać przy projektowaniu kolejnych aut. Tesla zbiera nawet takie dane jak komendy głosowe wydawane przez kierowcę, czy strony internetowe, jakie przegląda. Większość zgromadzonych danych jest zanonimizowana – nie są one powiązane z konkretnym kontem użytkownika ani pojazdem. 

W dokumentach dotyczących prywatności klientów Tesla zaznacza jednak, że dane otrzymane w wyniku zdarzenia drogowego (stwierdzonej kolizji, czy uruchomienia poduszki powietrznej) zostają automatycznie powiązane z konkretnym pojazdem. Dzięki temu firma może np. pomóc policji w ustaleniu szczegółów zdarzenia, albo oczyścić się z podejrzeń o nieprawidłowym działaniu Autopilota czy funkcji Full Self Drive.

Własne testy zderzeniowe i obszerne symulacje pozwalają producentom na budowanie coraz bezpieczniejszych pojazdów. Gromadzenie danych ze sprzedanych samochodów poruszających się po drogach wznosi prace nad bezpieczeństwem na jeszcze wyższy poziom. Czy powinniśmy przywyknąć do takiej permanentnej inwigilacji?

***

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Tesla | testy zderzeniowe
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy