Zdjęcie za 300 zł

Jeden ze znajomych ostatnio poinformował, że dostał pocztą bardzo drogie zdjęcie. Jak można się domyśleć, dokumentowało przekroczenie prędkości. W sumie nic nadzwyczajnego. Codziennie spotyka to wielu polskich kierowców. Jednak chcielibyśmy rozwinąć ten temat.

Mandat powinien nie tylko karać ale i dawać nauczkę, by drugi raz nie popełnić tego samego błędu. Czy tak jest w tym wypadku?

Znajomy nie ma pojęcia gdzie przekroczył ową prędkość - z daty (miesiące wakacyjne!) oraz analizy mapy wynika, że była to "jakaś dziura między Wałczem i Bydgoszczą". Nie był również w ogóle świadomy, że zdjęcie zostało mu zrobione. Jedyne czego się domyślił, to że było to w dzień, bo na zdjęciu figuruje w ciemnych okularach.

Czy tak powinno wyglądać karanie mandatami? Przecież już od setek lat wiadomo, że odstrasza nie wysokość kary, ale jej nieuchronność i szybkość. Tymczasem w tym wypadku nie mamy do czynienia ani z jednym, ani z drugim. W tym mandacie nie chodzi także o faktyczne poprawienie bezpieczeństwa poprzez zwolnienie ruchu. Skoro nie wiadomo, gdzie owo zdjęcie zostało zrobione jest duża szansa, że podczas kolejnego wakacyjnego wyjazdu rok później, w tym samym miejscu znajdziemy się z tą samą prędkością...

Za to wygląda na to, że będzie miał co robić sąd grodzki, bowiem by postępowanie mandatowe było legalne, musi zakończyć się w 30 dni. A nie ponad 200! Co ciekawe, strażnicy nie są chyba tego świadomi, bowiem w piśmie żądają zapłaty mandatu karnego wystawionego w sierpniu ubiegłego roku! Swoją drogą gratulujemy straży miejskiej z owej "dziury pod Bydgoszczą" (nazwę litościwie pominiemy) szybkości pracy...

Reklama
INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy