Zafałszowany wizerunek "ruskiego" kierowcy

Zima, a zwłaszcza przełom grudnia i stycznia oraz styczeń, to okres wzmożonych przyjazdów "ruskich". Pojęciem tym przeciętny Polak zwykł obejmować wszelkich przybyszów zza wschodniej granicy: nie tylko Rosjan, ale także Ukraińców, Białorusinów, a nawet Litwinów. "Ruscy" spędzają u nas swoje święta i zimowe ferie. Miejscowa ludność, choćby na Podhalu, oczekuje takich gości z mieszanymi uczuciami. Bardzo mile przyjmowane są ich pieniądze, oni sami... już niekoniecznie. Niewątpliwie pewną winę ponosi tu stereotypowe postrzeganie "ruskich" kierowców.

"Ruski" kierowca ciężarówki paraduje latem w białej podkoszulce, a zimą w kufajce, z nieodłącznym papierosem w ustach. Jest przyzwyczajony do fatalnych dróg i nieustannie wykonuje ryzykowne, często wręcz wariackie manewry, które oglądamy z przerażeniem na publikowanych w Internecie filmikach z pokładowych rejestratorów. "Możesz wsiąść do samochodu bez gaci, ale nie ruszaj w drogę, dopóki nie zaopatrzysz się w kamerę" - głosi przykazanie rosyjskich kierowców. Coś strasznego, istny Dziki Wschód...

"Ruscy" kierowcy samochodów osobowych wcale nie są lepsi. Wyobraźnia podsuwa tu obraz osobnika zaprawionego w drogowych bojach, który jeździ równie szaleńczo, jak jego koledzy z transportu ciężarowego, lekceważy przepisy ruchu drogowego, zatrzymany przez policję zawsze usiłuje się jakoś z funkcjonariuszami "dogadać". Do tego obwiesza się złotem, szasta na prawo i lewo forsą, jest arogancki, nie zna języków obcych i udaje, że nie rozumie ani słowa po polsku.

Reklama

Uogólnienia nie mają żadnego sensu i nikogo nie trzeba chyba przekonywać, jak nieprawdziwy, zafałszowany jest przedstawiony wyżej wizerunek "ruskiego" kierowcy. Przede wszystkim warto zauważyć, że najbogatsi Rosjanie (Ukraińcy itd.) zwykli wypoczywać w modnych, zachodnioeuropejskich kurortach, często we własnych willach. Ci trochę mniej bogaci też jeżdżą latem na Lazurowe Wybrzeże, a zimą do Szwajcarii, Austrii czy Francji, tyle, że zatrzymują się w drogich hotelach. Ich śladami podążają przedstawiciele klasy średniej, dobrze prosperujący przedsiębiorcy, urzędnicy z Moskwy itp. Na pięć gwiazdek ich co prawda nie stać, ale lubią pokazać się na deptakach w St. Moritz i Davos.

Nas odwiedzają płotki, trzeci albo i czwarty sort, co można poznać także po samochodach, którymi przyjeżdżają do Polski goście ze Wschodu. Są to na ogół poślednie modele niespecjalnie prestiżowych marek, a jeżeli nawet trafia się jakiś wielki SUV czy limuzyna z górnej półki, to egzemplarz mocno przechodzony, po przejściach. "Ruscy" kierowcy zachowują się na naszych drogach nie gorzej niż polscy. Mają duży szacunek dla władzy, uosabianej z ludźmi w mundurach. Dlatego jak ognia wystrzegają się spotkań z policją, mandatów. Zresztą zazwyczaj każdy obcokrajowiec sprawuje się za granicą grzeczniej niż u siebie.              

Nie słychać, by "ruscy" kierowcy stanowili nadzwyczajne zagrożenie na polskich drogach. Kilka lat temu głośnym echem odbił się wypadek, do którego doszło na drodze krajowej nr 22. Kierujący Mercedesem Sprinterem Siergiej Z., 38-letni mieszkaniec Kaliningradu, omijając ustawioną na naprawianej jezdni barierkę potrącił pracownika firmy remontowej. Mężczyzna zmarł wskutek odniesionych obrażeń.  Polski sąd uznał, że przyczyną tragedii było przemęczenie skądinąd doświadczonego, rosyjskiego kierowcy, który miał za sobą bardzo długą trasę, i potraktował go bardzo łagodnie, skazując na rok pozbawienia wolności z zawieszeniem kary na dwa lata.

Częściej w wypadkach powodowanych przez "ruskich" ofiarami padają oni sami i ich współbratymcy. Przykład? W sierpniu tego roku na obwodnicy Lublina ukraiński kierowca busa uderzył w tył ukraińskiej ciężarówki. W wypadku zginęło pięcioro ukraińskich pasażerów mniejszego z pojazdów. "Azjaci z Ukrainy powinni mieć zakaz jazdy w UE!" - stwierdził autorytatywnie w komentarzu jeden z polskich internautów. Ejże, naprawdę tego byście chcieli?

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy