Naprawiasz samochód sam, na krawężniku?

Wygląda na to, że motoryzacja po raz kolejny zatoczyła koło. Kilka lat temu kierowcy starej daty nie kryli oburzenia, gdy z programów szkół nauki jazdy wymazano punkt pt. "budowa pojazdów".

Wychowani w świecie play stadion i komputerów młodzi adepci sztuki prowadzenia zdawali się mieć dwie lewe ręce, jak grzyby po deszczu wyrastały nowe warsztaty, polikwidowano przyosiedlowe kanały. Wydawało się, że czasy remontów generalnych przeprowadzanych "na krawężniku" pod domem odeszły do lamusa. Nic bardziej mylnego...

Ostatnimi czasy prawdziwy rozkwit przeżywają działy techniczne na forach zrzeszających użytkowników konkretnych marek. Również na naszą redakcyjną skrzynkę coraz częściej spływają listy z prośbą o opis wymiany klocków hamulcowych, amortyzatorów czy nawet rozrządu.

Reklama

Niestety, nic nie wskazuje na to, by motoryzacja nagle stała się masowym hobby Polaków. Coraz więcej kierowców zmuszonych jest do serwisowania auta "pod blokiem" - to jedna z niewielu możliwości zminimalizowania kosztów związanych z posiadaniem samochodu. Problem w tym, że rezygnacja z usług wyspecjalizowanych warsztatów niesie za sobą zagrożenia różnorakiej natury i nie chodzi tu wyłącznie o poziom bezpieczeństwa na polskich drogach.

Ten ostatni, wbrew pozorom, nie cierpi wcale ze względu na kiepski stan techniczny jeżdżących po naszym kraju pojazdów. Mało kto wie, że w ubiegłym roku za sprawą "niesprawności technicznej pojazdu" doszło w Polsce do 80 wypadków, w których zginęło 5 osób a 97 odniosło obrażenia. Dla porównania, w tym samym czasie zanotowano w naszym kraju 40 065 wypadków, w których śmierć poniosło 4 189 osób a 49 501 zostało rannych. Ze statystycznego punktu widzenia ofiary "drogowych wraków" stanowiły więc zaledwie promil wszystkich ofiar śmiertelnych polskich dróg!

Z dziennikarskiej rzetelności wypada jeszcze dodać, że najwięcej stwierdzono - stosunkowo łatwych do usunięcia - braków w oświetleniu (53,8 proc. ogółu), za 22,5 proc. z owych 80 wypadków odpowiadała niesprawność układu hamulcowego.

Trudno więc przypuszczać, by rezygnacja wielu kierowców z usług wyspecjalizowanych warsztatów w jakiś szczególny sposób przełożyła się na wzrost liczby wypadków drogowych. Z doświadczenia wiemy jednak, że jeśli za poważną naprawę bierze się "oczytany forumowo" techniczny laik, pełne ręce roboty mają lekarze na izbach przyjęć...

Oczywiście nie mamy na celu odwodzić was od pomysłu zaopiekowania się samochodem we własnym zakresie. Takie operacje, jak np. wymiana klocków i tarcz hamulcowych, paska napędu osprzętu czy filtra przeciwpyłowego bez większych problemów wykonać można we własnym zakresie. Zapoznanie się z własnym samochodem może również przynieść dużo korzyści - zdając sobie sprawę z rzeczywistej kondycji technicznej auta najpewniej częściej zdejmować będziemy nogę z gazu. Pamiętajmy jednak, że chcąc dobrze, często możemy zaszkodzić nie tylko naszemu autu, ale i sobie. Za jakie operacje lepiej nie zabierać się pod domem?

Zdecydowanie odradzamy wszelkie prace związane z układem zawieszenia. Wyjątek stanowi wymiana łączników stabilizatorów, która nie jest specjalnie trudna i nie wymaga demontowania wahaczy czy amortyzatorów. We własnym zakresie - nie dysponując fachowym sprzętem - nie powinniśmy za to zabierać się za wymianę amortyzatorów czy sprężyn. Demontaż tych ostatnich bez pomagania sobie specjalistycznymi ściskami może się zakończyć nawet na cmentarzu...

Samodzielnie nie warto też wymieniać np. paska rozrządu. Chociaż - pomijając trudny dostęp - operacja nie jest wcale przesadnie skomplikowana, zdecydowanie lepiej powierzyć ją mechanikowi. Warsztaty (przynajmniej niektóre) są bowiem ubezpieczone na wypadek błędu w sztuce, jeśli więc po założeniu nowego rozrządu pasek się zerwie lub zsunie, możemy liczyć na to, że koszt remontu lub wymiany silnika pokryje ubezpieczyciel. Jeśli taka przygoda zdarzy się nam, chcąc przyoszczędzić jakieś 300 zł narazimy się na wydatek, co najmniej 3 tys. zł...

Nie warto również zawracać sobie głowy samodzielną wymianą oleju czy płynu chłodniczego. Po pierwsze, płyny eksploatacyjne muszą być odpowiednio utylizowane (za wyrzucenie zużytego oleju do śmietnika grozi mandat!), a po drugie - wymieniając np. płyn w układzie chłodzenia możemy mocno zaszkodzić autu. Trzeba np. pamiętać o tym, że korzystając z różnego rodzaju koncentratów należy rygorystycznie przestrzegać podanych przez wytwórcę proporcji. Mało kto wie, koncentrat płynu chłodzącego ma gorsze właściwości niż gotowy płyn wymieszany z wodą. Może się więc okazać, że - jeśli nie zastosujemy się do proporcji, chcąc np. wlać więcej koncentratu - płyn w układzie chłodzenia zamarznie lub zacznie wrzeć szybciej, niż po dodaniu większej ilości wody!

A ty "serwisujesz" swój samochód pod domem? Jaka jest najbardziej skomplikowana naprawa, którą przeprowadziłeś we własnym zakresie?

PR

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy