Błędnie ustawione znaki? Tak się tylko wydaje kierowcom
Wykluczające, niepotrzebne lub bezsensownie powtarzające się znaki – nie muszą to być błędy drogowców.
Niemal każdy kierowca potwierdzi, że na naszych drogach jest zbyt wiele znaków. Co więcej, dość często one się dublują i są powtarzane po każdym skrzyżowaniu. Irytują również znaki zakazu wyprzedzania czy ograniczenia prędkości, np. na prostej, szerokiej drodze, które nie mają żadnego uzasadnienia.
Wbrew pozorom tylko sporadycznie jest to wina ekipy remontującej drogę, która na czas naprawy asfaltu ustawia znak, a następnie o nim zapomina. Tak nie musi być zawsze. Czasem ograniczenia prędkości, które wydają się nie mieć żadnego uzasadnienia, są niezbędnie ze względu na bezpieczeństwo.
Każdy znak musi być zgodny z tzw. czerwoną księgą, czyli z rozporządzeniem Ministra Infrastruktury w sprawie "szczegółowych warunków technicznych dla znaków i sygnałów drogowych oraz urządzeń bezpieczeństwa ruchu drogowego i warunków ich umieszczania na drogach".
Przepisy wymagają również, aby znaki zakazu, np. ograniczenie prędkości, powtarzać po każdym skrzyżowaniu. To powoduje, że kierowca widzi na prostym odcinku drogi np. kilkanaście znaków z symbolem 70 km/h. Co ciekawe, w Niemczech znaki ograniczenia prędkości nie są odwoływane przez skrzyżowania.
Niektóre połączenia znaków mogą sprawiać wrażenie wykluczających się, niektórzy uznają też stosowanie znaku pionowego i poziomego za zbędną rozrzutność. Tu jednak po głębszym sięgnięciu do przepisów okazuje się, że w niektórych sytuacjach mogą one być przydatne, a nawet likwidować zagrożenie na drodze, np. podczas intensywnych opadów śniegu, podczas których znikają znaki poziome.
Niektóre ograniczenia prędkości, np. na drogach ekspresowych, wydają się być ustawione tylko w celu łapania kierowców na radar.
Jest przynajmniej kilka powodów, dla których obniża się limit prędkości, np. na drodze ekspresowej. Najczęściej w miejscu początku pasa włączenia się do ruchu, kończącego się pasa ruchu lub przy słabej widoczności na zakręcie (szczególnie z ekranami) lub wzniesieniu. Zmniejszenie prędkości ma umożliwić kierowcy bezpieczne zatrzymanie, jeśli np. za zakrętem powstał widoczny w ostatniej chwili korek.
Znak poziomy "linia podwójna ciągła" oznacza zakaz najeżdżania lub przejeżdżania przez tę linię, a więc na wąskiej jezdni również wyprzedzania. Po co zatem stosować jeszcze znak pionowy "zakaz wyprzedzania"?
Kiedy śnieg szczelnie pokryje jezdnię, znaki poziome mogą być niewidoczne - aby w takich sytuacjach wyeliminować wyprzedzanie, stosuje się znaki pionowe.
To może się wydawać mało logiczne - po co zatrzymywać się przed skrzyżowaniem, jeśli ruchem steruje sygnalizacja.
Jeśli w obrębie skrzyżowania ustawiono znak "stop" i sygnalizację, znak pionowy nie obowiązuje, ponieważ sygnały świetlne mają pierwszeństwo przed znakami drogowymi regulującymi pierwszeństwo przejazdu - mając światło zielone, można jechać. Po co więc go ustawiono? Gdy sygnalizacja świetlna nie działa, należy zatrzymać się, aby bezpiecznie przejechać.
Na wjazdach z estakad stosuje się zwykle znak "ustąp pierwszeństwa", mimo że linia ciągła pozwala włączyć do ruchu bez potrzeby ustępowania pierwszeństwa przejazdu.
Znak pionowy jest praktycznie bezużyteczny, póki śnieg nie zasłoni linii ciągłej oddzielającej pasy ruchu. Dopiero w takim przypadku kierowcy jadący estakadą muszą przepuszczać pojazdy, które zbliżają się z lewej strony.
Szczególnie podróżując przez miasto, można zauważyć, że znaki ograniczające prędkość mogą się pojawiać nawet co kilkadziesiąt metrów. To jednak nie świadczy o nadgorliwości drogowców.
Każde skrzyżowanie odwołuje wcześniej ustawiony znak ograniczenia prędkości. Jeśli zarządca drogi chce utrzymać limit na dłuższym fragmencie ulicy, musi ustawić znak z ograniczeniem przy każdym skrzyżowaniu. Efekt? Las identycznych znaków. Niestety to wina obowiązujących przepisów. W Niemczech znaki ograniczenia prędkości nie są odwoływane przez skrzyżowania.
Takie połączenie znaków u kierowców powoduje konsternację - nie wiedzą, czy mogą skorzystać z parkingu.
To nie jest żaden błąd w oznakowaniu, a tym bardziej zakaz postoju na parkingu, jak niektórzy uważają. W tym przypadku mamy jasno wskazane, że pojazdy mogą parkować tylko w wyznaczonej zatoce parkingowej lub wyznaczonych miejscach postojowych, natomiast na jezdni nie mogą się nawet zatrzymywać.
Z powodu niespójnych przepisów spora część kierowców sądzi, że próg zwalniający likwiduje ograniczenie prędkości, a więc znak je odwołujący jest niepotrzebny.
Próg zwalniający nie odwołuje ograniczenia prędkości - to jest "kasowane" przez skrzyżowanie bądź inny znak. Jeśli więc za progiem nie ma potrzeby, aby kierowcy poruszali się wolno, trzeba ustawić odpowiednie oznakowanie.
Różne limity szybkości mogą sugerować, że to błąd.
Taki zabieg jest stosowany, jeśli na sąsiadujących ze sobą jezdniach istnieją różne warunki dotyczące bezpieczeństwa. Na jezdni po prawej stronie są skrzyżowania oraz występują spore różnice prędkości między pojazdami. Z tego powodu prędkość została ograniczona do 80 km/h. Na jezdni po lewej stronie takie zagrożenie nie występują, a więc dozwolona prędkość to 100 km/h.
To wydaje się absurdem - po co zakazywać wjazdu rowerzystom, a następnie ich wyłączać z tego zakazu?
Tym zestawem znaków zarządca drogi zakazał wjazdu jedynie rowerów wielośladowych - wózków rowerowych, te jednośladowe mogą się po niej poruszać. Aby unikać tworzenia rebusów drogowych, można zastosować inny znak - zakazujący wjazdu wózków rowerowych.
Kierowcy czasem zastanawiają się, w jakim celu ustawia się w obszarze zabudowanym ograniczenie prędkości do 50 km/h, jeśli taki limit wprowadza już tablica "obszar zabudowany".
Powód jest prosty, drogowcy chcą w ten sposób wprowadzić "pięćdziesiątkę" przez całą dobę. Gdyby nie ten zabieg, od godz. 23 do godz. 5 auta mogłyby poruszać się z prędkością 60 km/h.
Tekst: Sebastian Sulowski, zdjęcia: archiwum