Reklama

Czy samochód elektryczny to propozycja godna rozważenia dla kogoś, kto nie posiada ani drugiego auta, ani możliwości ładowania w miejscu zamieszkania? Postaram się odpowiedzieć na to pytanie w kilkuczęściowej relacji z długodystansowego testu Audi Q4 Sportback 40 e-tron. Przez ostatnie trzy miesiące nie wsiadłem do żadnego innego samochodu. Q4 e-tronem jeździłem w różnych warunkach pogodowych, po różnych drogach, dokładnie notując wyniki zużycia energii i mierząc się ze słabo rozwiniętą w Polsce infrastrukturą ładowania.

Audi Q4 Sportback 40 e-tron - co to za wersja

Testowany egzemplarz w cenniku Audi jest usytuowany pomiędzy bazową wersją 35, za którą trzeba zapłacić minimum 209 700 zł, a odmianą 50 wycenioną na minimum 266 100 zł. Q40 Sportback 40 to wydatek minimum 233 700 zł i jednocześnie gwarant największego zasięgu (aż 516 km według deklaracji Audi).

Akumulator trakcyjny najwydajniejszej wersji Q4 e-tron ma katalogowo 82 kWh, ale pojemność netto (czyli użytkowa) to 76,6 kWh i to ona posłuży mi do wyliczeń realnego zasięgu w różnych warunkach atmosferycznych i drogowych. Co pod maską? Silnik elektryczny testowanego e-trona rozwija 204 KM i 310 Nm, co pozwala przyspieszać do 100 km/h w 8,5 s. Wartość ta, choć satysfakcjonująca, zupełnie nie oddaje specyfiki jazdy autem elektrycznym - natychmiastowa reakcja na polecenia wydawane pedałem przyspieszenia połączona z maksymalnym momentem obrotowym dostępnym w każdym momencie jazdy gwarantują elastyczność, jakiej nigdy nie osiągnie żadne auto spalinowe o podobnej mocy.

Aplikacje dla posiadaczy auta elektrycznego

Zaraz po rozpoczęciu testu Audi Q4 e-trona w moim telefonie pojawiły się dwie aplikacje. Pierwsza to myAudi, dzięki której miałem wgląd do statusu testowanego auta w czasie rzeczywistym. Zbędny gadżet? Nie, szczególnie w przypadku samochodu, który spędza wiele godzin przy ładowarce z dala od domu. Choć w momencie rozpoczęcia ładowania na wyświetlaczu przed kierownicą pojawia się komunikat o szacowanym czasie potrzebnym do uzupełnienia akumulatora, to zależało mi, by naładowane auto jak najkrócej blokowało stację.

Właśnie dlatego zdecydowałem się na zainstalowanie aplikacji myAudi, która w czasie rzeczywistym informowała mnie o stanie akumulatora trakcyjnego. Gdy poziom 90 proc. był blisko (ładowanie do 100 proc. przyspiesza degradację akumulatora, dlatego - chcąc jak najrzetelniej przetestować elektryczne Audi - starałem się uzupełniać akumulator nie do pełna), mogłem wyruszać po odbiór elektrycznego SUV-a Audi. Co istotne z punktu widzenia tego testu, zdecydowanie najczęściej korzystałem z ładowarki o mocy 22 kW, zdając sobie sprawę, że dostępność mocniejszych ładowarek w Polsce jest mocno ograniczona.

Drugą ze wspomnianych aplikacji jest PlugShare, którą doskonale znają posiadacze aut na prąd. Pokazuje, gdzie znajdują się publicznie dostępne stacje ładowania i znacząco ułatwia planowanie podróży.

W kolejnych częściach relacji z 3-miesięcznego testu elektrycznego Audi Q4 dowiecie się, jak auto sprawowało się podczas jazdy po mieście, o ile więcej zużywało w trasie, jak wahania temperatur wpływają na realny zasięg auta na prąd i czy da się żyć z elektrykiem, nie posiadając drugiego auta (spalinowego) i możliwości ładowania w domu.