Afera "dieselszwindel"

Volkswagen broni się przed odszkodowaniem za oszustwo

Volkswagen oficjalnie zaprzeczył w środę, jakoby zbyt późno przyznał się do manipulowania pomiarami toksyczności spalin w swych samochodach i w ten sposób naraził na straty inwestorów posiadających jego akcje.

"Po starannym zbadaniu sprawy przez własnych i zewnętrznych ekspertów prawniczych spółka potwierdza swe przekonanie, że jej zarząd starannie wypełnił swe obowiązki wynikające z niemieckiej ustawy o rynkach kapitałowych" - głosi złożona w sądzie w Brunszwiku odpowiedź koncernu na pozwy inwestorów o odszkodowania.

W okręgu tego sądu znajduje się miasto Wolfsburg, będące siedzibą głównych zakładów i zarządu Volkswagena. 

Wspomniana ustawa nakazuje notowanym na niemieckich giełdach firmom, by niezwłocznie udostępniały opinii publicznej wszystkie informacje, które mogłyby wywołać zmiany kursów ich akcji.

Reklama

Niemiecka kancelaria prawnicza Nieding + Barth zapowiedziała w styczniu złożenie w sądzie Brunszwiku pozwu domagającego się w imieniu 66 instytucjonalnych inwestorów z USA i Wielkiej Brytanii odszkodowań w łącznej kwocie setek milionów euro. Kancelaria argumentuje, że Volkswagen wiedział o manipulacjach z pomiarami spalin jeszcze przed wydaniem we wrześniu pierwszego oświadczenia na ten temat i powinien wcześniej poinformować o całej sprawie opinię publiczną. 

W następstwie dochodzenia prowadzonego przez podległą rządowi USA Agencję Ochrony Środowiska (EPA) niemiecki koncern przyznał się na początku września do zainstalowania w łącznie około 11 mln samochodów oprogramowania pomagającego fałszować wyniki pomiarów zawartości tlenków azotu w spalinach silników Diesla. Oprogramowanie to, znane pod angielską nazwą "defeat device" (urządzenie udaremniające), w celach oszczędnościowych wyłączało system neutralizowania tlenków azotu podczas normalnej eksploatacji samochodu i włączało go po rozpoznaniu, że silnik poddawany jest testom.

Volkswagen znalazł się w ten sposób w centrum największego skandalu, jaki dotknął w ostatnich latach globalną branżę motoryzacyjną. Musi się teraz spodziewać wieloletnich procesów sądowych oraz miliardowych kar za łamanie przepisów o normach technicznych i ochronie środowiska.

Rozwijający się przed sądem w Brunszwiku spór dotyczy tego, kiedy Volkswagen  powinien poinformować o skandalu swych akcjonariuszy. Pierwszy komunikat w tej sprawie przekazał giełdzie 22 września, ale stojące za pozwami osoby twierdzą, że było to o prawie trzy tygodnie za późno.

Powołują się one na doniesienia mediów, iż już 3 września koncern przyznał się EPA w trybie poufnym do stawianych mu zarzutów. Volkswagen argumentuje natomiast, że "wypełnienie tego obowiązku (zawiadomienia giełdy) wymaga, by osoby których on dotyczy miały odpowiednią wiedzę na temat całej sprawy i potrafiły ocenić gospodarcze następstwa tej informacji".

Ewentualność oddziaływania na kursy akcji pojawiła się tutaj jednak dopiero 18 września, gdy władze USA publicznie ujawniły fakt naruszenia przepisów o  ochronie środowiska. Po dokonaniu pierwszego liczbowego oszacowania związanych z tym globalnych ryzyk finansowych przedstawiono je niezwłocznie giełdzie 22 września - wskazuje Volkswagen.

PAP
Dowiedz się więcej na temat: Volkswagen
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy