Zagadka. Jedziesz samochodem prosto, tramwaj skręca. Co robisz?
Niektóre przepisy ruchu drogowego w naszym kraju są niezwykle skomplikowane i zagmatwane, a co gorsza, czasem pozbawione praktycznego sensu. Można odnieść wrażenie, że tworzył je ktoś, kto sam nigdy nie kierował żadnym pojazdem. Wbrew pozorom nie ma to jednak większego znaczenia dla bezpieczeństwa, bo polscy kierowcy i tak są niedouczeni, a część jeździ bez prawa jazdy.
Dziś przedstawię sytuację, w której przecinają się tory jazdy tramwaju i innego pojazdu, np. samochodu, a rzecz dzieje się na skrzyżowaniu z sygnalizacją świetlną. Popatrzcie na pierwszy rysunek.
Jak widzimy, samochód jedzie przez skrzyżowanie prosto, podczas gdy tramwaj zamierza skręcić w lewo. Dla obu pojazdów wyświetlany jest sygnał zielony. Który pojazd ma pierwszeństwo? Pierwszy przejedzie samochód, gdyż sygnalizacja świetlna znosi "uprzywilejowanie" tramwaju na skrzyżowaniu (chociaż nie do końca, o czym się zaraz przekonamy).
Warto zauważyć, że gdyby na tym skrzyżowaniu nie było sygnalizacji świetlnej, wówczas skręcający tramwaj miałby pierwszeństwo przed samochodem.
W tym przypadku zasada nakazująca skręcającemu tramwajowi ustąpienie pierwszeństwa pojazdom jadącym prosto i mającym sygnał zielony jest słuszna, chociaż tylko w teorii. Tramwaj to nie samochód, którym można dynamicznie ruszyć i "przeskoczyć" przez skrzyżowanie. Tramwaj jest ponadto pojazdem bardzo długim. To wszystko oznacza, że w praktyce motorniczy będzie musiał czekać do końca cyklu świateł, aż przejadą wszystkie samochody (w tym także te, które czynią to na "późnym żółtym" albo wręcz czerwonym. W rezultacie tramwaj opuści skrzyżowanie już po zmianie cyklu świateł, a to może stworzyć dla innych kierujących i pieszych zagrożenie.
A teraz zaczynają się już schody. Spójrzcie na drugi rysunek. Jeżeli kierujący samochodem zamierza skręcić w drogę poprzeczną, to wówczas traci pierwszeństwo wobec tramwaju. Zapewne twórcy rozporządzenia kierowali się tym, iż wtedy oba pojazdy są niejako w sytuacji równorzędnej, a zatem tramwaj jako pojazd szynowy ma pierwszeństwo. Tyle tylko, że o wszystkim ma tu decydować... włączony w samochodzie kierunkowskaz. Jeśli kierowca sygnalizuje zamiar skręcenia, to motorniczy może śmiało jechać, bo wówczas to tramwaj ma pierwszeństwo.
A jeśli kierowca nie włączy kierunkowskazu, co wielu polskich "mistrzów" praktykuje, albo włączy go zbyt późno, dopiero w czasie skręcania? Wówczas tramwaj sobie czeka, nie wolno mu ruszyć.
Pora na rysunek nr 3.Sytuacja jest podobna, z tym że jeden z samochodów jedzie prosto, a kierowca drugiego zamierza skręcić w lewo. No i co? Tramwaj musi ustąpić pierwszeństwa tylko niebieskiemu autu, natomiast ma pierwszeństwo przed żółtym. Akurat żółty samochód zatrzyma się, już to widzę.
Nasuwa się zresztą pytanie, który kierowca zna te zasady? Odpowiedzcie sobie sami, czy wiedzieliście o takich zawiłościach. Ja pytałem kilkunastu znajomych, którzy oczywiście uważają się za wspaniałych kierowców. Ani jedna osoba nie miała o tych regułach zielonego pojęcia.
Ostatni rysunek. Już wiecie, że tramwaj ma pierwszeństwo przed fioletowym autem, bo ono skręca. Musi natomiast ustąpić pierwszeństwa samochodowi czerwonemu, który jedzie prosto. Zwróćcie jednak uwagę, czy to ustąpienie w ogóle jest możliwe. Gdy tramwaj zaczyna skręcać, motorniczy w tej pozycji, pokazanej na ilustracji, nie widzi już w ogóle drogi równoległej do torowiska jzdni. Nie ma szans na dostrzeżenie czerwonego auta. To nie samochód, w którym można od biedy wychylić się i starać coś dojrzeć. Kierujący tramwajem może więc albo jechać nas wyczucie (jak będzie słychać, to znaczy, że coś jechało), albo czekać na zmianę cyklu świateł. No, albo jeszcze powinien szybko wyskoczyć z tramwaju i popatrzeć na jezdnię lub zapytać pasażera (panie, zerknij pan, czy coś tam z tyłu nie jedzie?).
Muszę wyznać, że przejeździłem za pulpitem tramwaju kilkadziesiąt godzin i dlatego wiem, co to znaczy. Chętnie bym posadził na tym miejscu osobę, która stworzyła takie prawo i niechaj próbuje skręcić w pokazanej sytuacji.
Aby niektórzy "eksperci" i inni hejterzy nie posądzili mnie, że wymyślam sobie takie przepisy, na koniec powołam się paragraf 95 ust. Rozporządzenia Rozporządzenia ministrów infrastruktury oraz spraw wewnętrznych i administracji w sprawie znaków i sygnałów drogowych (Dz. U. Nr 170 z 2002 r.), który głosi: Kierujący pojazdem szynowym skręcający na skrzyżowaniu o ruchu kierowanym sygnałami świetlnymi może je opuścić (...) pod warunkiem ustąpienia pierwszeństwa uczestnikom ruchu poruszającym się na wprost. Przepisu nie stosuje się na skrzyżowaniu o ruchu okrężnym oznaczonym znakami C-12.
Wynika stąd jasno, że tramwaj nie musi ustępować pierwszeństwa pojazdom skręcającym, lecz ylko tym, które jadą prosto. No i mamy cały opisany wyżej galimatias.
Jedynym mądrym rozwiązaniem jest stosowanie odrębnej sygnalizacji dla tramwajów, oczywiście skoordynowanej z całą sygnalizacją na skrzyżowaniu. Tak też bywa w wielu przypadkach, ale nie zawsze.
Zadaję też pytanie autorom rozporządzenia i sobie: po co tworzyć przepisy, które w praktyce nijak mają się do rzeczywistości, ale za to mogą powodować niebezpieczne sytuacje? Przydałoby się trochę więcej profesjonalizmu, ale w dzisiejszych czasach najwyraźniej nie jest on w modzie.
Polski kierowca