Plaga nielegalnych dostawczaków na polskich drogach. ITD nie widzi problemu

Działania Inspekcji Transportu Drogowego pokazują skalę problemu, znanego przecież od dawna, ale w żaden sposób nie zmierzonego. Co zastanawiające, skala ta (czy nawet samo istnienie problemu) jakoś umyka samej ITD, która od lat jakoś nie może dojść do prostego wniosku. A nawet jeśli doszła, to uważa, że to nie jej problem.

Nie ma dnia, w którym na stronie Głównego Inspektoratu Transportu Drogowego, nie pojawił się komunikat na temat zatrzymania przeciążonego samochodu dostawczego. Zwykle taki pojazd, o dopuszczalnej masie całkowitej 3,5 tony, waży około 6 ton. Widząc jeden, dwa takie przypadki można uznać, że ktoś po prostu ładował je "na oko". Skoro zawieszenie wytrzymało, to znaczy, że można jechać. Co jednak w sytuacji, kiedy czytamy komunikat, że ITD skontrolowało 10 pojazdów dostawczych i każdy był przeciążony? Rekordzista aż o 3 tony, a więc ważył prawie dwa razy więcej, niż wynosi jego dopuszczalna masa całkowita (a nie ładowność!). Czy to przypadek?

Reklama

Tak naprawdę, to ważące 6 ton dostawczaki to płotki. ITD ma na swoim koncie znacznie lepsze zdobycze. Na przykład ten samochód dostawczy, który miał w dowodzie wpisaną DMC 3,5 t, ale waga pokazała 9 ton! Tego typu pojazdy z pewnością projektowane są z dużym zapasem materiałowym, ale chyba są pewne granice? Jeśli dostawczak ma ładowność 1-1,3 t, to chyba jest trochę dziwne, jeśli bez większego problemu dało się do niego załadować 6,5 tony? Dla Inspekcji Transportu Drogowego najwyraźniej nie jest to dziwne - wszak nie takie rzeczy widzieli inspektorzy. Na przykład pojazd, który, przy DMC 3,5 t, ważył 11 ton! Zamiast jednej tony ładunku wiózł 8,5 tony! Wiózł i na zdjęciach wcale nie wyglądał na przeładowanego.

Takie przykłady każą przypuszczać, że faktyczne możliwości przewozowe tych pojazdów są o wiele większe, niż to wynika z ich dowodów rejestracyjnych. Jak to możliwe? Samochody dostawcze, niezależnie od modelu, występują  w różnych wersjach długości, wysokości oraz ładowności. Często klient ma pełną dowolność i może zamówić auto z największym dostępnym nadwoziem i podwójnymi kołami z tyłu, ale zaznaczyć, że życzy sobie dopuszczalną masę całkowitą 3,5 t. A kto powiedział, że nie można później wzmocnić podwozia i zawieszenia w takim samochodzie? Myślicie, że to mało prawdopodobne? To popatrzcie na tego dostawczaka (który przy DMC 3,5 t ważył 10,7 t) z dołożonymi piórami w tylnym zawieszeniu.

Ten przypadek ze wzmacnianiem zawieszenia jest o tyle ciekawy, że wspomniany pojazd oferowany był seryjnie także z DMC 6,5 t. To i tak o wiele za mało, żeby móc bez problemów przewieźć 10,7 tony. Wiecie już do czego zmierzamy? Skoro można kupić dwa takie same auta, różniące się tylko dopuszczalną masą całkowitą, to teoretycznie można zamówić wersję z dopuszczalną masą całkowitą na przykład 7 ton, ale zarejestrować jako odmianę o DMC 3,5. Przecież wyglądają tak samo. A potem dołożyć wzmocnienia i śmigać bez problemu z 8-tonowym ładunkiem.

To oczywiście nie takie proste i oznacza znalezienia urzędnika, który nie boi się popełnienia przestępstwa, jakim jest poświadczenie nieprawdy w dokumentach. Oraz diagnosty, którego podczas okresowego przeglądu nie zainteresują podejrzane wartości wpisane w dowodzie rejestracyjnym. Myślicie, że to za daleko posunięte przypuszczenia. Że to już nie te czasy nieuczciwych diagnostów oraz urzędników, a poza tym kto chciałby się tak narażać? To prawda, że pod względem uczciwości bardzo dużo się zmieniło w Polsce na plus. Tylko jak wyjaśnić sytuację, w której ITD zatrzymuje pojazd dostawczy o DMC 3,5 t, który na pusto waży 3,1 t? Co więcej, w swoim komunikacie inspekcja podkreśla, że duży dostawczak ma ładowność 400 kg! To mniej niż Fiat Panda! Inspektorzy nie widzieli w tym nic nadzwyczajnego i po "przeładowaniu nadmiaru ładunku" i wystawieniu mandatu, puścili kierowcę wolno. Swoją drogą tytuł tego komunikatu prasowego to "Plaga przeładowanych busów".

ITD najwyraźniej nie widzi w tej pladze nic poważnego. Ot, taka tam plaga pojedynczych przypadków samochodów dostawczych o ładowności miejskiego autka, które wiozą ładunek przeznaczony dla ciężarówki. Raz tylko tknęło inspektorów, że może być coś nie tak. To był moment, kiedy zatrzymali pojazd (DMC 3,5 t), który był przeciążony o 850 kg, chociaż... niczego nie przewoził! Dopiero wtedy zatrzymano dowód rejestracyjny takiego pojazdu z powodu niezgodności ze stanem faktycznym.

No dobrze, ale o co chodzi w tej całej zabawie w jeżdżeniu pojazdami kilkukrotnie cięższymi, niż jest w papierach? To proste. Do prowadzenia dostawczaka o DMC 3,5 t wystarczy kategoria B, więc nie trzeba zatrudniać kierowcy z kategorią C, których jest zdecydowanie mniej i oczekują wyższych stawek. W samochodach ciężarowych wymagane jest też stosowanie tachografu, w lekkich dostawczakach już nie. Odpada też konieczność uiszczania opłat za przejazdy drogami objętymi systemem viaToll. Korzyści jest sporo i są bardzo wymierne finansowo. A wpadki nie ma się co szczególnie obawiać. Inspektorzy ITD może weryfikują szczegółowo stan techniczny zatrzymanych pojazdów, może potrafią znaleźć zmyślnie ukryty magnes fałszujący zapisy tachografu, albo niepozorne pudełko schowane za gąszczem kabli pod deską rozdzielczą, będące emulatorem katalizatora SCR.

Ale widząc ważącego 11 ton dostawczaka o DMC 3,5 t nie zadają niewygodnych pytań - każą towar przeładować, wystawią kilkuset złotowy mandat i rozstajemy się w zgodzie.

Zwróciliśmy się do Głównego Inspektoratu Transportu Drogowego z prośbą o wyjaśnienie tej zastanawiającej sytuacji. Przytoczyliśmy powyższe przykłady, pytając dlaczego ani inspektorzy przeprowadzający kontrole, ani najwyraźniej "centrala" nie widzą tu niczego nadzwyczajnego. Dowiedzieliśmy się z niej między innymi, że: "Inspekcja Transportu Drogowego została utworzona na podstawie przepisów (...) których nie stosuje się do przewozów drogowych rzeczy pojazdami o dopuszczalnej masie całkowitej nieprzekraczającej 3,5 tony". Wynika z tego, że tak jak w przypadku aut osobowych, tak i dostawczaki są zatrzymywane przez ITD tylko jeśli ich kierowcy popełnili jakieś wykroczenie na oczach inspektorów. Dlaczego więc ITD chwali się akcjami kontroli samochodów dostawczych o DMC 3,5 t? Kolejna zagadka...

Z dalszej części odpowiedzi dowiadujemy się, że: "Stwierdzona w trakcie kontroli drogowej niezgodność stanu faktycznego z danymi dowodu rejestracyjnego nie uzasadnia sama w sobie podejrzenia przestępstwa poświadczenia nieprawdy w procesie rejestracji pojazdu - niezgodność ta może być wynikiem następczego dokonania zmian konstrukcyjnych pojazdu. W sytuacji uzasadnionego przypuszczenia niezgodności stanu faktycznego z danymi dowodu rejestracyjnego inspektor ITD (...) zatrzymuje dowód rejestracyjny pojazdu (...) - pojazd w którym dokonano zmian konstrukcyjnych lub wymiany elementów powodujących zmianę danych w dowodzie rejestracyjnym podlega dodatkowemu badaniu technicznemu".

Podsumowując, Inspekcja Transportu Drogowego codziennie kontroluje lekkie samochody dostawcze, chociaż nie została do tego powołana. W trakcie tych kontroli często okazuje się, że dane w dowodzie rejestracyjnym mogą być niezgodne z faktycznymi możliwościami przewozowymi i w tej sprawie inspekcja może podjąć działania, ale tego nie robi. 

Innymi słowy, instytucja powołana do walki z nieprawidłowościami w transporcie, nie może kontrolować dużej części tego transportu. Ale robi to mimo wszystko, zaś natrafiając na poszlaki sugerujące, że mamy na polskich drogach do czynienia z plagą oszustw... nic z tym nie robi. Bo nie od tego jest, a poza tym "proces rejestracji pojazdów jest zadaniem własnym starosty". To kto w takim razie może coś z tym zrobić, jak nie ITD? Może wy coś z tego rozumiecie, bo my ani trochę...

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy