Siedzą na fotelu pasażera, a powodują tragiczne wypadki!

Piotr przyjeżdża samochodem po swoją dziewczynę, która właśnie kończy zajęcia na uczelni.

Nie byli wprawdzie umówieni, ale chce jej zrobić miłą niespodziankę. Dojeżdżając do budynku widzi grupkę studentów, a wśród nich właśnie swą wybrankę... przytuloną do jakiegoś chłopaka. Nieznajomy obejmuje ją, śmieją się oboje, a Piotr?

Piotr czuje, że serce podchodzi mu do gardła, z wściekłością naciska do oporu pedał gazu, z piskiem opon przejeżdża tuż przed swoja dziewczyną, następnie gwałtownie zawraca, uderzając przy tym zderzakiem w kosz na śmieci, a potem wyjeżdża z parkingu i zderza się z przejeżdżającą ciężarówką. Na szczęście udało mu się uratować życie, chociaż odniesione obrażenia były poważne.

Reklama

Było mu wszystko jedno

Reakcja Piotra na napotkaną sytuację powodowana była, rzecz jasna, zazdrością i uzasadnionym podejrzeniem dziewczyny o zdradę. Tyle tylko, że sposób jego zachowania daleko wykraczał poza ogólnie przyjęte normy i granice zdrowego rozsądku.

Uderzył autem w betonowy kosz na śmieci, ale wcale się tym nie przejął, chociaż bardzo dbał o swój samochód. Potem wyjechał z parkingu na jezdnię, w ogóle nie upewniając się, czy drogą z pierwszeństwem nie zbliża się jakiś pojazd. No i dostał się swym autem pod ciężarówkę.

Piotr sam zresztą wyjaśniał kilka miesięcy po tym zdarzeniu, że w momencie, gdy zobaczył swoją partnerkę w ramionach innego, było mu już wszystko jedno. Miał wrażenie, że jego życie legło w jednej chwili w gruzach. Czuł się oszukany, upokorzony.

Zapytany, czy teraz powtórzyłby podobny wyczyn, odpowiadał, że oczywiście nie. Zdawał sobie sprawę, że nic w ten sposób nie zyskał. Wtedy wiedział to również! Mimo to jednak stracił panowanie nad sobą i nad swoim pojazdem.

Można tylko cieszyć się, że podczas szaleńczego wyjazdu z parkingu kierowca ten nikogo nie potrącił. Sam bowiem przyznał, że nie wie, co by było, gdyby ktoś znalazł się na jego drodze.

Awantura w samochodzie

Drugi bohater to Irek. Jechał razem ze swoją żoną, którą odwoził - jak co dzień - do pracy. Już od rana para kłóciła się ze sobą. Niestety kontynuowali również sprzeczkę w samochodzie. Nic dziwnego zatem, że kierowca prowadził samochód nieuważnie i nerwowo, zaabsorbowany treścią nieprzyjemnej rozmowy.

W dodatku z pracy zadzwoniła koleżanka, informując, że szef czeka na niego już od 15 minut i jest wściekły. Chwilę potem żona pana Irka oświadczyła, że zamierza od niego odejść.

Tego było już za wiele. Pan Irek ostatecznie wyprowadzony z równowagi gwałtownie przystąpił do wyprzedzania jadącego przed nim autobusu, nie patrząc w ogóle w lusterko. W wyniku tego zajechał drogę jadącej sąsiednim pasem betoniarce. Doszło do zderzenia, w wyniku którego on i pasażerka doznali poważnych obrażeń.

Nieszczęścia chodzą parami

Czasem bywa tak, iż rzeczywistość naprawdę nas przygniata swoim ciężarem. Pan Leszek pracował jako kierowca zaopatrzeniowej furgonetki, rozwoził towar z hurtowni do sklepów. Od pewnego czasu jego życie coraz bardziej się komplikowało. Wraz z żoną zaciągnął kredyt na mieszkanie. Aby go spłacać, pracował od rana do późnej nocy, podejmował różne dodatkowe zlecenia. Niestety i to niewiele dawało, zadłużenie wciąż wzrastało, a wczoraj otrzymał właśnie ostateczne wezwanie do spłacenia całej zaległości.

W tym samym czasie bardzo poważnie pogorszył się stan zdrowia taty pana Irka, przebywającego w szpitalu. Lekarze poinformowali, że ojciec jest umierający.

Jakby i jeszcze tego było mało, wczoraj wieczorem żona naszego bohatera oświadczyła, iż ma zamiar wyjechać na kilka dni do kolegi, którego zna jeszcze ze szkoły, bo musi się "trochę oderwać od zmartwień". Z tego powodu wybuchła awantura, bo oczywiście pan Irek nie był tym pomysłem zachwycony. Zwłaszcza, że żona nazwała go nieudacznikiem i opowiadała, jak świetnie radzi sobie w życiu właśnie ten kolega, który co rok kupuje nowy samochód.

Kiedy rano przystąpił do pracy, nabył pół litra wódki. Postanowił, że wieczorem ją wypije, bo tylko to pozostało mu na pocieszenie. Zaczął jednak pić już podczas pracy, w samochodzie. Początkowo poczuł się nawet lepiej, problemy i zmartwienia wydały się mniej istotne.

W pewnej jednak chwili zbliżając się do przejścia nie dostrzegł, że zapalił się już sygnał czerwony. Jechał dalej i potrącił dwoje starszych ludzi, którzy ponieśli śmierć.

Skrajne emocje

Wszyscy trzej opisywani kierowcy znaleźli się w stanie niezwykle silnego zdenerwowania, wręcz wzburzenia. W tej sytuacji zaczęli postępować wbrew zdrowemu rozsądkowi. Mimo, iż zdawali sobie przecież sprawę, że ani szaleńcza jazda, ani spożywanie alkoholu nie zmienią pozytywnie obrazu rzeczywistości, nie rozwiążą ich problemów, to jednak zachowywali się zupełnie irracjonalnie. W rezultacie znaleźli się w jeszcze gorszej sytuacji, a nawet - jak w ostatnim przypadku - do końca złamali sobie życie.

W psychologii takie reakcje nazywane są niekiedy psychopatycznymi. Oznacza to, że nieobliczalne postępki mają być wynikiem zaburzonej, nieprawidłowej osobowości. Zapewne coś w tym jest, tyle tylko, że nikt z nas tak naprawdę nie wie, czy jego własna osobowość jest zupełnie normalna, czy też wykazuje pewne odchylenia.

Psychopata wcale nie jest wariatem, jak to się powszechnie uważa. To jest człowiek, które niektóre zachowania i reakcje mogą pewnych sytuacjach okazać się nieprzewidywalne i groźne. Może to wynikać z kompleksów, poczucia niskiej wartości, doznanych przeżyć itd.

Przypuszczam, że oczywiście każdy z Was odpowie: ja jestem normalny, ja bym nigdy czegoś takiego nie zrobił! Czy aby na pewno? Czy jesteśmy w stanie przewidzieć, jak zachowamy się w ekstremalnej sytuacji?

Łatwo jest oceniać i osądzać innych tym, którzy sami nigdy czegoś podobnego nie przeżyli, którzy nie znaleźli się w sytuacji, kiedy świat wali się człowiekowi na głowę i wszystko traci sens.

To wszystko przez kobiety

Jak się okazuje, takim stanom szaleństwa z reguły ulegają mężczyźni. Bardzo rzadkie są przypadki, by kobieta uczyniła za kierownicą coś podobnego.

Nietrudno też zauważyć, że powodem najwyższego zdenerwowania była u wszystkich bohaterów opisywanych historii właśnie kobieta! Niestety, tak to jest i nic na to nie poradzę. Są mężczyźni, którzy zdradę partnerki, rozstanie, porzucenie traktują niezwykle ambicjonalnie i uważają za ciężki cios.

Nie chcę tu w żadnym razie oceniać pań, ich postępowania, bo są to prywatne sprawy i daleki jestem od wchodzenia z butami w czyjeś życie.

Z drugiej jednak strony trudno powstrzymać się od stwierdzenia, że trzeba nie mieć oleju w głowie albo wyobraźni, by denerwować kierowcę podczas jazdy, by w chwili, kiedy prowadzi samochód, proponować mu rozwód, rozstanie. Można przecież porozmawiać w zupełnie innych, bezpiecznych warunkach.

Wyprosiłem ją z samochodu

Czasem brakuje bardzo niewiele, by wyprowadzić kierowcę z równowagi. Sam tego doświadczyłem ładnych parę lat temu, kiedy to ówczesna dziewczyna zaczęła mi w samochodzie robić coraz bardziej agresywny wykład na temat mojego nieprawidłowego (rzekomo!) postępowania.

Doskonale wiem, jak wtedy trudno się skupić na prowadzeniu auta, kiedy słyszy się tuż nad uchem stek pretensji, żalów, wyrzutów itd. Pamiętam, że ku zaskoczeniu pasażerki zjechałem wówczas do zatoki postojowej i oświadczyłem krótko: Wysiadaj!

Nerwy mnie ponosiły, ale powiedziałem sobie stanowczo: nie jadę dalej! Nie mam zamiaru spowodować wypadku! Nie rozwalę siebie lub kogoś!

Do dzisiaj nie żałuję, że tak postąpiłem. Było to wprawdzie nasze ostatnie spotkanie, ale okazało się, że to bardzo dobrze.

Znowu muszę wyjaśnić dla porządku, że nie jestem żadnym antyfeministą. Bardzo popieram równouprawnienie, chociaż nienawidzę nowomodnej terminologii: psycholożka, biolożka itd. Premierka, prezydentka, wojewódka... bełkot!

Radzę jednak obu płciom: nie kłóćcie się nigdy w samochodzie! Niezależnie od tego, czy za kierownicą zasiada on, czy ona, darujcie sobie żale, pretensje, wyrzuty. A jeśli już trzeba, to podziękujcie pięknie awanturującej się osobie za dalszą jazdę. Dla Waszego bezpieczeństwa i bezpieczeństwa innych.

Jak się nie dać?

Nie jestem na szczęście psychologiem i nie będę bawił się w próby doszukiwania się terminologii dla nieobliczalnych zachowań kierowców. Nie bronię też tych, którzy już coś strasznego zrobili za kierownicą. Każdy ponosi odpowiedzialność za swoje czyny.

W życiu zdarza się jednak i tak, że czasami zmartwienia i nieszczęścia walą się na nas jedno po drugim, albo wręcz jednocześnie. Bywa, iż niewiele możemy zrobić, by tego uniknąć. Czasem sytuacja wydaje nam się tak beznadziejna, rozpaczliwa, że jest nam już wszystko jedno.

Pamiętajmy jednak, że w takich przypadkach bardzo łatwo jeszcze bardziej pogorszyć sobie nasze położenie i po równi pochyłej zjechać na dno. Przecież wszyscy ci kierowcy, którzy stracili panowanie nad sobą i pojazdem, gdyby tylko mogli cofnąć czas, z pewnością zachowaliby się teraz inaczej. Czym jest bowiem rozstanie z dziewczyną albo zadłużenie bankowe wobec perspektywy spędzenia wielu lat za kratami? Wobec widoku zabitych przez siebie ludzi?

Dlatego mogę tylko prosić i apelować: jeżeli znajdziecie się kiedyś w bardzo trudnej sytuacji (czego oczywiście nie życzę), nie siadajcie za kierownicę! Odłóżcie głęboko do szuflady kluczyki do samochodu!

Lepiej dać sobie chwilę oddechu, przemyśleć wszystko, nawet nie pójść do pracy, niż spowodować tragedię, stać się mordercą, przekreślić swoje życie.

Polski kierowca

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: tragiczny wypadek
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy