Kierowca BMW wbił się w ciężarówkę. Jak doszło do tego wypadku?

Znane przysłowie mówi: mądry Polak po szkodzie. Prawdziwą sztuką jest umiejętność uczenia się nie tylko na swoich błędach, ale także na cudzych, co jest zresztą o wiele mniej kosztowne. Opiszę wam dzisiaj tragiczny wypadek, z którego naprawdę warto wyciągnąć wnioski.

zdjęcie ilustracyjne
zdjęcie ilustracyjneMarek Maliszewski Reporter

Zdarzenie to miało miejsce dwa lata temu na jednej z dróg krajowych. Składa się ona z dwóch jezdni, każdej o dwóch pasach ruchu, rozdzielonych pasem zieleni. Nie jest to jednak droga ekspresowa ani autostrada.

Boczną, podporządkowaną drogą zbliżała się do skrzyżowania z drogą krajową ciężarówka - cysterna do przewozu cementu na ciągniku siodłowym. Przed skrzyżowaniem umieszczony był znak STOP.

Kierowca ciężarówki zamierzał na tym skrzyżowaniu skręcić w lewo. Dojechał do drogi poprzecznej i zatrzymał się, aby ustąpić pierwszeństwa pojazdom poruszającym się drogą krajową:

INTERIA.PL

Kiedy samochody przejechały kierowca ciężarówki ruszył:

INTERIA.PL

Po dojechaniu do pasa rozdzielającego musiał jednak ponownie zatrzymać się, gdyż zauważył samochód nadjeżdżający drugą nitką ze znaczną prędkością:

INTERIA.PL

Po przejechaniu tego auta ruszył i w tym samym momencie odczuł silny wstrząs, usłyszał przerażający huk.

INTERIA.PL

Okazało się, że w ciężarówkę uderzyło BMW prowadzone przez 24-letniego mężczyznę. Zarówno kierowca osobówki, jak i 19-letnia pasażerka ponieśli śmierć na miejscu. Jak ustalili biegli, kierowca BMW miał szansę dostrzeżenia cysterny stojącej w poprzek jezdni z odległości ok. 120 m. Okazało się jednak, że rozpoczął hamowanie dopiero 40 metrów przed ciężarówką. Co więcej, eksperci ustalili na podstawie analizy uszkodzeń samochodu osobowego, że poruszał się on z prędkością około 190 km/h. Warto dodać, że droga przed tym skrzyżowaniem przebiegała po łuku. Co istotniejsze, na tym odcinku obowiązywało ograniczenie prędkości do 70 km/h.

Ojciec zmarłego kierowcy zarzucił kierującemu ciężarówką, że ten zatarasował drogę BMW i w ten sposób doprowadził do wypadku. Należy jednak zwrócić uwagę, że gdyby samochód osobowy poruszał się z prędkością 70 km/h, tak jak nakazywał znak, to kierowca BMW miałby ponad 6 sekund na podjęcie decyzji o hamowaniu. Istniała zatem możliwość bezpiecznego wyhamowania przed ciężarówką.

Natomiast przy prędkości 190 km/h kierowca BMW miał tylko nieco ponad 2 sekundy na podjęcie decyzji o hamowaniu. Biorąc pod uwagę czas reakcji kierowcy i czas zadziałania hamulców oczywiste staje się, dlaczego rozpoczął efektywne hamowanie dopiero 40 metrów przed ciężarówką.

Kierowca cysterny nie popełnił żadnego wykroczenia. Trudno wymagać, by czekał, aż przejadą wszystkie pojazdy na obu nitkach tej drogi. Musiał zatrzymać się na wysokości pasa rozdzielającego, gdyż dostrzegł nadjeżdżający ze znaczną prędkością samochód. Gdyby nie zatrzymał się w tej sytuacji, doprowadziłby do zderzenia z tamtym pojazdem.

Kierowca BMW zupełnie zlekceważył ograniczenie prędkości wyrażone znakiem i zapłacił za to najwyższą cenę. Niestety doprowadził także do śmierci swojej dziewczyny, która w niczym tu nie zawiniła. Może jej błędem było to, że zaufała nieobliczalnemu kierowcy.

Na takich krajowych drogach często umieszczane są znaki ograniczenia prędkości i równie często kierowcy je lekceważą. Mało kto zwalnia do 70 km/h, bo zmotoryzowani uważają, że te ograniczenia nie mają żadnego sensu. Okazuje się, że jednak mają sens, bo znaki umieszczane są przed miejscami szczególnie niebezpiecznymi, np. przed takimi skrzyżowaniami znajdującymi się za łukiem drogi.

Oczywiście stojąca w poprzek jezdni cysterna stwarzała realne zagrożenie bezpieczeństwa ruchu. Szkoda, że takiej sytuacji nie przewidzieli drogowcy. Wystarczyło przed skrzyżowaniem umieścić znak nakazujący jazdę tylko w prawo:

INTERIA.PL

Wówczas kierowca ciężarówki nie mógłby na tym skrzyżowaniu skręcać w lewo. Być może dzięki takiemu rozwiązaniu nie doszłoby do opisywanego wypadku.

Nie zmniejsza to jednak winy kierowcy BMW. Dobry kierowca powinien spodziewać się, że na takiej drodze, nie będącej autostradą ani drogą ekspresową, można napotkać skrzyżowania, a na nich mogą zaistnieć rozmaite niebezpieczne sytuacje. Tak więc to nie cysterna zatarasowała drogę BMW, ale kierowca BMW zlekceważył podstawowe zasady bezpieczeństwa.

Zapewne chciał zaimponować swojej dziewczynie bardzo szybką jazdą, czuł się mistrzem kierownicy. Życie takich "mistrzów" często brutalnie weryfikuje.

Polski kierowca  

***

Moto flesz. Odcinek 29INTERIA.PL
Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas