Zdrajca czy mistrz?

"Trzeba wiedzieć kiedy ze sceny zejść niepokonanym." Te słowa z piosenki zespołu "Perfect" głoszą prawdę, z którą ciężko jest polemizować. Dlatego właśnie powroty z emerytury wielkich, acz przebrzmiałych gwiazd sportu zawsze wywołują mieszane uczucia.

To trudne decyzje również dla samych mistrzów.

Gloria sławy i chęć pokazania młodszym, że "wciąż się potrafi" kuszą, ale z powrotami do zawodowego sportu jest trochę tak, jak z powrotem do żony, z którą rozwiodłeś się kilka lat temu. Wprawdzie masz ogromną praktykę i dobrze wiesz co i jak, ale musisz liczyć się z tym, że możesz się już nie cieszyć opinią tego najlepszego... Z wysoka spada się niezwykle boleśnie, oczekiwania kibiców zawsze są ogromne.

Powrotem, który wywołuje obecnie najwięcej emocji jest decyzja Michaela Schumachera, który zdecydował, że w nadchodzącym sezonie po raz kolejny zasiądzie w kokpicie wyścigowego bolidu - tym razem za kierownicą Mercedesa.

Kibice Scuderii Ferrari zarzucają mistrzowi zdradę. Wielu obserwatorów ma również wątpliwości co do tego, czy niemal czteroletnią przerwę w ściganiu uda się nadrobić.

Reklama

Trzeba jednak pamiętać, że do powrotu Niemca na tor przyczyniło się właśnie Ferrari, które w zeszłym sezonie, po wypadku Felipe Massy jaki wydarzył się w czasie kwalifikacji do Grand Prix Węgier sugerowało, że w pozostałych wyścigach czerwony bolid mógłby poprowadzić Schumacher. Jak wiadomo plany te spełzły na niczym, jednak Schumi znów poczuł najwyraźniej przypływ adrenaliny.

Jak sam twierdzi, głównym powodem jego powrotu na tor jest perspektywa zdobycia kolejnego, ósmego już tytułu mistrza świata. Niewykluczone jednak, że w podjęciu tej decyzji pomogło mu również honorarium w wysokości siedmiu milionów euro, jakie dostanie za sezon.

Wypada jednak zaznaczyć, że jeśli tylko bolid Mercedesa nie okaże się bublem na miarę BMW F1.09, to Michael ma spore szansę po raz kolejny stanąć na podium. O tym, że prowadzenie samochodu, niezależnie od tego czy jest to usportowione buggy, czy torowy KTM X-bow, jest dla niego równie naturalne jak oddychanie, miał okazję przekonać kibiców w czasie rozgrywanych niedawno zawodów Race of Chempions. W odbywających się 4 listopada na stadionie Bird's Nest w Pekinie zawodach Schumacher wywalczył drugie miejsce w klasyfikacji indywidualnej, ustępując pola jedynie szwedzkiemu kierowcy Mattiasowi Ekstromowi, który już po raz trzeci w historii zdobył tytuł "mistrza mistrzów".

Czy Schumacher poradzi sobie z nowoczesną techniką i młodymi, ambitnymi kierowcami, dla których jeszcze kilka lat temu uchodził za wzór? Na to pytanie odpowiedź poznamy już za kilka miesięcy.

Portal INTERIA.PL

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama