Alonso: popełniłem błąd

​Król jest nagi, tak można podsumować pierwsze tegoroczne prawdziwe ściganie w wydaniu teamu Ferrari.

 Dziwić zatem może tłumaczenie Fernando Alonso, który stwierdził, że bolid F2012 jest jest bardziej konkurencyjny, od auta z ubiegłego roku.

Kłopotów Ferrari na torze Albert Park, można było się spodziewać jeszcze przed rozpoczęciem kwalifikacji do GP Australii. Nikt chyba jednak nie sądził, że kierowcy włoskiej stajni odpadną z dalszej rywalizacji już na etapie Q2. O ile forma Felipe Massy od dwóch sezonów spędza sen z powiek w Maranello, o tyle Fernando Alonso nie schodził poniżej swojego mistrzowskiego poziomu.

Reklama

Odkąd Hiszpan trafił do Ferrari głównym problemem, który stał na przeszkodzie w zdobyciu trzeciego tytułu mistrza świata był brak konkurencyjnego samochodu.

Trzeci sezon w barwach "Cavallino" Hiszpan rozpoczął od fatalnego występu w kwalifikacjach do GP do niedzielnego GP Australii. Dwukrotny mistrz świata w trakcie serii Q2 wypadł z toru i utknął w żwirowej pułapce, gdzie próżno czekał na służby porządkowe, które pomogłyby wydostać auto z powrotem na asfaltową nawierzchnię.

Alonso liczył jeszcze na cud, bowiem w momencie wyjazdu poza tor był sklasyfikowany na 7 miejscu, co dawało awans do finału. Cudu nie było, a Hiszpan wystartuje jutro z odległego 12 miejsca. Od momentu podpisania kontraktu z Ferrari (rok 2010), to trzeci przypadek, kiedy Alonso nie awansował do ścisłego finału. Kierowca po kwalifikacjach nie ukrywał, że popełnił błąd

"Najechałem na trawę podczas hamowania, bolid stracił przyczepność i znalazłem się w żwirze. Zdołałem utrzymać włączony silnik i miałem nadzieję, że porządkowi mnie wypchną na tor. Wykonałem swój czas na używanych miękkich oponach, może z nowym kompletem mógłbym przejść do Q3, jednak nie byłbym w stanie walczyć o pierwsze rzędy. Brakowało nam dziś osiągów, zwłaszcza docisku, a dodatkowo odstajemy w prędkości maksymalnej" - tłumaczył kierowca Ferrari.

Wyjaśnienia Hiszpana można byłoby przyjąć za dobrą monetę, gdyby rzeczywiście chodziło tylko o błąd w sztuce prowadzenia samochodu. Wszak, każdy może się pomylić. Tyle tylko, że jak na razie bolid F2012 nie daje podstaw do tego, aby widzieć Ferrari w pierwszej "piątce". Czy tłumaczenie kierowcy z Maranello, który twierdzi, że tegoroczna konstrukcja jest bardziej konkurencyjna od modelu z roku 2011, to robienie dobrej miny do złej gry?

"Pod koniec zeszłorocznych kwalifikacji traciliśmy tutaj 1,4 sekundy, a dzisiaj w Q2 była to tylko jedna sekunda, także hipotetycznie można powiedzieć, że jesteśmy bardziej konkurencyjni niż wtedy. Oczywiście inne zespoły wykonały postęp, jednak mamy wiele obszarów, w których możemy się poprawić. W Malezji będziemy mieli ten sam bolid, także sytuacja nie zmieni się za wiele. Po prostu musimy zobaczyć jak dopasujemy się do charakterystyki tamtego toru. To prawda, że naszym celem w tym roku była walka o zwycięstwa od samego początku i nie podołaliśmy temu, aczkolwiek to będzie długi sezon i jedyne co możemy zrobić to pracować nad poprawą osiągów... Nie ma sensu się złościć, ponieważ nic to nie daje" - cierpliwie tłumaczył dwukrotny mistrz świata.

Robert Galiński

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy