8,5 tys. zł więcej za nowy samochód. Tyle kierowcy zapłacą za ekologię
Stellantis ma plan, jak uniknąć płacenia gigantycznych kar za emisję spalin, które grożą producentom nowych samochodów już od 1 stycznia 2025 roku. Koncern chce uniknąć kar za przekroczenie nowych norm emisji CO2 zmieniając konstrukcję swoich pojazdów. Szacowane koszty mówią o kwocie 2 tys. euro na auto.
1 stycznia 2025 roku wchodzą w życie zaostrzone normy emisji CO2 dla samochodów. To kolejny zapisany w Fit for 55 krok na drodze do uzyskania zeroemisyjności w transporcie. Tak samo, jak ma to miejsce od 2022 roku, każdy z producentów otrzyma indywidualny limit, którego przekroczenie skutkować będzie naliczaniem opłat karnych.
Nowa średnia dla rynku wynosić ma od stycznia 93,6 grama na kilometr dla pojedynczego samochodu osobowego. Dla porównania, np. w Niemczech, gdzie bezemisyjne samochody elektryczne odpowiadają obecnie za 12 proc. sprzedaży, średnia emisja dla nowych aut przekracza dziś 122 gramy na kilometr.
Producenci nie mają złudzeń, że nowy limit skutkować będzie skokową podwyżką cen. W jednym z niedawnych wywiadów Jacek Pawlak - szef Toyoty Central Europe - prognozował, że w przypadku przeciętnego auta spalinowego emitującego około 140 gramów na kilometr, kara wynieść może około 5 tys. euro, czyli około 22 tys. zł.
Najprostszym sposobem na uniknięcie kar jest zwiększenie sprzedaży - liczonych jako bezemisyjne - samochodów elektrycznych. Problem w tym, że Europejczycy nie chcą ich kupować. Producenci muszą więc zmodyfikować ofertę w taki sposób, by oferowane przez nich auta mieściły się w nowym limicie. Taki plan ma koncern Stellantis, który zamierza właśnie wyposażyć swoje samochody w nowy, pracujący pod napięciem 48 voltów, układ hybrydowy.
Chodzi o rozwiązanie, które trafiło już do nowego Opla Mokki. To zintegrowany z dwusprzęgłową automatyczną skrzynią eDCT elektryczny silnik trakcyjny o mocy 21 kW zasilany z akumulatora o pojemności 0,9 kWh. Całość współpracuje z benzynowym silnikiem 1,2 l i - w zależności od konfiguracji - generuje moc systemową 100 KM lub 136 KM.
W przypadku Mokki zastosowanie nowej hybrydy skutkuje obniżeniem średniego - mierzonego według cyklu pomiarowego WLTP - zużycia paliwa z 6,1 do 4,9 l/100 km. W przeliczeniu na CO2 oznacza to zmniejszenie emisji ze 137 gramów na kilometr do 104 gramów na kilometr. To wciąż daleko od wyznaczonej średniej na poziomie 93,6 grama, ale pamiętajmy, że limity dla poszczególnych producentów wyznaczane są indywidualnie.
Sam układ pracuje pod napięciem 48 voltów, a zmagazynowana w ważącym 12 kg akumulatorze energia pozwala - w sprzyjających warunkach - na pokonanie na samym prądzie do 1 kilometra.
Prognozy Stellantisa mówią o średnim koszcie wyposażenia pojazdu w nowe rozwiązanie na poziomie 2 tys. euro czyli nieco ponad 8,5 tys. zł. Śmiało można więc zakładać, że mniej więcej o taką kwotę skorygowane zostaną cenniki dotyczące samochodów spalinowych. Zwłaszcza tych tańszych, bo koncern prognozuje, że docelowo nowy system eDCT, jak określają go przedstawiciele Stellantisa, trafiać ma nawet do 1,2 mln samochodów rocznie i zastąpić samochody spalinowe z ręcznymi skrzyniami biegów.
Cytowany przez branżowy serwis Automotive News Europe Francesco Cimmino, główny inżynier działu napędów hybrydowych Stellantisa, twierdzi że masowa hybrydyzacja oferty koncernu nie ma związku karami i wynika z planowej realizacji wieloletniego planu. Z drugiej strony, potwierdza, że - oprócz niemal całej gamy modelowej Opla i Peugeota, nowy napęd trafić ma wkrótce do takich modeli, jak:
- Alfa Romeo Junior,
- Alfa Romeo Tonale,
- Citroen C3,
- Citroen C4,
- Citroen C5,
- Fiat 600,
- Jeep Avenger,
- Lancia Ypsilon.