Marlboro Adventure Team na Cyprze

Po kilkugodzinnym locie Cypr przywitał szóstkę polskich uczestników Marlboro Adventure Team upałem i wilgotnym powietrzem. Z lotniska w Larnace udali się oni do Mavro Dasos, gdzie zlokalizowano międzynarodowy obóz.

Po kilkugodzinnym locie Cypr przywitał szóstkę polskich uczestników Marlboro Adventure Team upałem i wilgotnym powietrzem. Z lotniska w Larnace udali się oni do Mavro Dasos, gdzie zlokalizowano międzynarodowy obóz.

W zgodzie z naturą

Przez cały dzień do obozu przyjeżdżali reprezentanci 11 krajów z kilku rejonów świata: Europy, Bliskiego Wschodu i Indonezji. Na miejscu trzeba było nie tylko się rozpakować, ale i zapoznać z działaniem obozu. Organizatorzy Marlboro Adventure Team szczególną uwagę zwracają na ekologię. Dlatego uczestnicy segregują wyrzucane śmieci, zgniatają puszki i plastikowe butelki. "Po nas zostają tylko ślady stóp" - to dewiza wszystkich instruktorów. Szczególne ograniczenia dotyczą przepisów przeciwpożarowych. Na Cyprze deszcz nie spadł od lutego, więc nie można rozpalać dużych ognisk. Mimo to uczestnicy potrafili się bawić bez jednoczącego płomienia. Szczególny prym wiedli Polacy. - Rozruszaliśmy trochę to towarzystwo- opowiada ze śmiechem Sylwia Tańska- Wydawało się, że koledzy po kolacji pójdą spać, ale przecież my przyjechaliśmy także po to, by dobrze się bawić.

Reklama

Przez cierniste krzewy

Uczestnicy zostali podzieleni na trzy grupy: czerwoną, niebieską i żółtą. Każda z nich miała inny program na poszczególny dzień obozu. Grupa "outdoorowa" swoje zadania wykonywała wokół obozu. Musiała poznać działanie GPS, nauczyć się zawiązać węzły na linach i włożyć uprząż alpinistyczną - przygotowanie teoretyczne jest niezbedne przed finałową wyprawą w USA. Zaraz po tym swoje umiejętności sprawdzała w praktyce. Złe wytyczenie azymutu owocowało przedzieraniem się przez suche ostrokrzewy. Najwięcej emocji wzbudzał przejazd kolejką tyrolską i zjazd na linie. Za to najtrudniejsze okazało się "małpowanie". Tak w żargonie alpinistycznym nazywa się wspinanie po linie przy pomocy specjalistycznych urządzeń zwanych jumarami. Harmonijna i płynna wspinaczka przypomina ruchy człekokształtnych. - Rozpoczęło się nieco ospale - opowiadał Tomasz Jakimowicz, ale potem ta wspinaczka i zjazdy zrekompensowały wszystko. No i popołudniowe zadania były o wiele ciekawsze. Pierwszy raz udało mi się rozpalić ogień przy pomocy krzemienia i zwykłego noża.

Przygotowanie do katarakt

Jednym z elementów przygody w Utah jest spływ rzeką Colorado. Finaliści będą musieli pokonać 23 katarakty, z których kilka jest bardzo trudnych. Dlatego organizatorzy przygotowali zestaw ćwiczeń przygotowujących kandydatów do tych wymagających warunków. - Nie szukamy najlepszych wioślarzy świata - podkreślał instruktor Carsten Podehl - na pontonie jest osiem miejsc. Tylko współpracując możecie pokonać bystrza bez szwanku.

Na Cyprze trudno jest nawet o mały strumyk, a co dopiero o rzekę wielkości Colorado. Na szczęście Morze Śródziemne wybornie nadaje się do zajęć. Uczestnicy wypłynęli ze Starego Portu w Limassol kilka mil w morze katamaranem. Na miejscu wszyscy rzucili się w wir ćwiczeń. Dwa pontony sprawnie pokonywały morskie fale, wykonując zwroty w rytm komend sternika. Jak zwykle instruktorzy zwracali uwagę na bezpieczne wykonywanie zadań. - Na Colorado bardzo łatwo jest o wywrotkę - mówił przewodnik rzeczny John Brosseau- dlatego poćwiczymy teraz jak odwrócić ponton na wodzie. Było to jedno z efektowniejszych zadań. Wszyscy musieli zaczepić swoimi wiosłami o linki biegnące wzdłuż burt pontonów i razem stworzyć przeciwwagę dla dość ciężkiego pontonu. - Nawet nie przypuszczałam, że Morze Śródziemne może być takie słone - zdziwiła się Monika Kurek wypluwając nieco wody. Po lunchu uczestnicy mieli czas na relaks. Niektórzy opalali się na rozpiętych między kadłubami siatkach, inni odkrywali przyjemność nurkowania. Woda w tym miejscu jest bardzo niebieska i niewiarygodnie przejrzysta. Tu nawet ślady stóp nie pozostały po uczestnikach Marlboro Adventure Team.

Dookoła kurz?

Wokół jeziora miały miejsce treningowe jazdy jeepem, motorami ENDURO i czterokółkami. Ten teren jest bardzo podobny do tego co spotkamy w Utah - opowiadał instruktor Wilhelm Holhs, charyzmatyczny miłośnik jazdy po bezdrożach - duża część trasy w USA będzie przebiegała po podobnych suchych i kamienistych szlakach. Tylko tu skały są szarawe a nie czerwone. Szarawy był też pył, którego tumany wzbudzał każdy przejazd motoru albo jeepa. Nie przeszkadzało to jednak żądnym przygody uczestnikom. Przy stromych podjazdach i zjazdach najlepiej widać było poziom umiejętności. - Gdy stracisz panowanie za kierownicą, nie panikuj - powtarzał instruktor jeepów Chris Brunner, - najlepiej nie dotykaj sprzęgła! Jeep sam zjedzie i podjedzie pod górkę? Są jednak podjazdy, których nie pokona nawet jeep. Wtedy pomocne są ręce kolegów z zespołu i wyciągarka. - Nie udało nam się wyciągnąć wozu na górę, kręciła głową Karolina Turska, ale ten kolega, który usiadł za kierownicą nie miał dużego doświadczenia. Przecież nasi instruktorzy w Polsce uczyli nas, że w takich wypadkach nie można wciskać gazu do dechy. Na sąsiednich wzgórzach pod okiem Wilhelma Holsa trenowali "czterokołowcy". Popularne w Polsce "quady" nazywane są ATV ( All Terrain Vehicle, czyli pojazdy na każdy teren). Rzeczywiście nie było dla nich żadnej góry nie do pokonania, a kierowcy bardziej doświadczeni wjeżdżali na góry przodem i tyłem z cyrkową wprost zręcznością.

Kto pojedzie do Utah?

Po trzech dniach wypełnionych zadaniami, sobota będzie dniem ulgowym. Jednak o tym kto pojedzie do Utah dowiemy się dopiero w sobotę późnym wieczorem, w czasie pożegnalnej zabawy.

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: lotniska | instruktor | morze | Cypr | team | marlboro
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy