Chciał okraść stację, obezwładnił go... klient!

- Łódzki sąd nie aresztował we wtorek 20-letniego studenta podejrzanego o usiłowanie napadu z pistoletami pneumatycznymi na stację paliw w Łodzi. Sprawcę obezwładnił przypadkowy klient. Mężczyźnie grozi kara do 12 lat więzienia.

- Łódzki sąd nie aresztował we wtorek 20-letniego studenta podejrzanego o usiłowanie napadu z pistoletami pneumatycznymi na stację paliw w Łodzi. Sprawcę obezwładnił przypadkowy klient. Mężczyźnie grozi kara do 12 lat więzienia.

20-letni Łukasz W. - student jednej z łódzkich uczelni - podczas przesłuchania przyznał się do zarzucanego przestępstwa. Prokuratura skierował do sądu wniosek o jego aresztowanie ze względu na grożącą mu surową karę. Sąd nie uwzględnił wniosku śledczych i nie zastosował wobec podejrzanego tymczasowego aresztowania ani żadnego innego środka zapobiegawczego.

Najprawdopodobniej prokuratura złoży zażalenie na tę decyzję sądu - powiedział PAP rzecznik Prokuratury Okręgowej w Łodzi Krzysztof Kopania.

Wydarzenia rozegrały się na stacji paliw przy al. Włókniarzy w Łodzi.

Reklama

Według policji na teren stacji wszedł młody mężczyzna w okularach przeciwsłonecznych; na głowie miał wełnianą czapkę. 20-latek wyjął dwa pistolety. Pracownikom stacji powiedział, że jest zdesperowany, bo jest ciężko chory i zażądał wydania 20 tys. zł; przekazał im też torbę foliową, aby do niej spakowano pieniądze.

Napad zauważył przypadkowy klient, który przyjechał na stację zrobić zakupy.

"Mężczyzna zdecydowanym krokiem podszedł do napastnika z zamiarem obezwładnienia i wytrącenia mu pistoletów. Przewrócił sprawcę napadu na ziemię. Wówczas przyłączył się do niego pracownik stacji i wspólnymi siłami obaj unieszkodliwili napastnika" - relacjonował Adam Kolasa z łódzkiej policji. Druga osoba z obsługi stacji wezwała policjantów, którzy zatrzymali 20-latka.

Jak się okazało napastnik posługiwał się pistoletami pneumatycznymi na kulki, które nie wymagają pozwolenia na broń. 20-latek dotąd nie był notowany.

W prokuraturze usłyszał zarzut usiłowania rozboju na dwóch osobach - pracownikach stacji - i żądania pieniędzy w kwocie 20 tys. zł. Przyznał się do tego. Według prokuratury podczas przesłuchania stwierdził, że miał tysiąc złotych długu, stracił telefon komórkowy i rozbił samochód rodziców. Wszystko to miało spowodować, że zdecydował się na napad, żeby zdobyć pieniądze.

Ubranie, w które się przebrał do napadu wyciągnął z pojemników z odzieżą przeznaczoną na cele charytatywne, a pistolety pożyczył. Za napad grozi mu kara do 12 lat więzienia

PAP
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy