Volkswagen Passat 1.8 TSI – wybór nieoczywisty

Dla większości kierowców Passat może być tylko jeden – kombi i z TDI pod maską, a do tego w srebrnym kolorze i z czarnym wnętrzem. Trudno tak naprawdę krytykować to praktyczne podejście, ale do naszej redakcji trafiła zgoła inna wersja. Skonfigurowana z myślą o kimś, kto chce mieć w tym niemieckim modelu namiastkę limuzyny – czarny sedan z jasnym wnętrzem i mocnym silnikiem benzynowym pod maską.

Musimy przyznać, że Passat w takiej konfiguracji prezentuje się całkiem dobrze. Stonowana stylistyka i czerń są niemal wpisane w definicję auta aspirującego do miana limuzyny. Trudno powiedzieć, żeby szczególnie wpłynął na nią pakiet R-line, mający w założeniu nadać Passatowi sportowego charakteru. Zmieniony grill, dolna część zderzaka oraz srebrne wstawki imitujące rury wydechowe to trochę za mało.

O tym, że Passat może dawać namiastkę luksusu, przekonujemy się zaraz po zajęciu miejsca w środku. Świetne, dobrze wyprofilowane fotele pozwalają się rozsiąść naprawdę wygodnie, a tapicerka łącząca skórę i alcantarę należy do wyposażenia standardowego wersji Highline. Nasz egzemplarz miał jednak opcjonalną, pełną "skórą" Nappa, do której trzeba dopłacić... 1440 zł. Zaskakująco skromna cena za przyjemność siedzenia w samochodzie, w którym pachnie naturalną skórą. Do pełni szczęścia brakowało nam jedynie pełnej elektrycznej regulacji oraz funkcji klimatyzacji (dopłata 5780 zł, zawiera też masaż odcinka lędźwiowego kierowcy).

Reklama

Reszta wnętrza też nabrała nieco więcej przytulności, dzięki jasnym materiałom. Trudno mu też odmówić nowoczesności. Fakt, panel klimatyzacji, dźwignia zmiany biegów i otaczające ją przyciski oraz analogowy zegarek są niemal identyczne jak w poprzedniej generacji modelu. Znajdziemy tu jednak duży, 9,2-calowy ekran systemu multimedialnego z rozpoznawaniem gestów (szkoda, że pozbawiony pokręteł), wirtualne zegary oraz kolorowy wyświetlacz head-up (wykorzystujący plastikową szybkę wysuwaną z podszybia).

Tak jak wspomnieliśmy, testowany Volkswagen Passat napędzany jest mocnym silnikiem benzynowym. Konkretnie 1.8 TSI o mocy 180 KM, którym powinien przejechać się każdy miłośnik TDI. Cichość i gładkość pracy jednostki benzynowej świetnie pasuje do zrelaksowanego charakteru auta, podobnie jak automatyczna skrzynia DSG o 7 przełożeniach. Z drugiej jednak strony, sprint do 100 km/h w 7,9 s i prędkość maksymalna 232 km/h pozwalają na naprawdę dynamiczne przemieszczanie się.

Niestety, ochocze wciskanie pedału gazu obnaża problemy z trakcją - 250 Nm na przedniej osi (dostępne od 1250 do 5000 obr./min) potrafi często zabuksować. W żaden sposób jednak tego nie rozwiążemy - Volkswagen nie przewiduje napędu 4x4 w tej odmianie Passata, podobnie jak i w 2.0 TSI o mocy 220 KM. 4MOTION otrzymamy tylko w dieslach oraz 280-konnej "benzynie". Szkoda.

Volkswagen Passat ma wiele zalet, ale z pewnością nie należy do nich cena. Testowana wersja 1.8 TSI z najbogatszym wyposażeniem Highline i automatyczną skrzynią biegów kosztuje 136 390 zł. Egzemplarz widoczny na zdjęciach został jednak sowicie doposażony, choć nie we wszystkie dostępne dodatki. W efekcie cena poszybowała do 180 tys. zł.

Jaki Passat jest, każdy widzi - może nie budzi emocji, ale wyjątkowo przyjemnie się nim jeździ na co dzień. Testowany egzemplarz udowadnia też, że poza walorami użytkowymi, wysokim komfortem i dobrym prowadzeniem, model ten może mieć z limuzynami wspólnego coś więcej, niż tylko trójbryłowe nadwozie. Nie jest to typowa konfiguracja w przypadku Passata, ale zdecydowanie warta rozważenia.

MD

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy