Viano przez... morze błota

Weekendowy wypad do Białki Tatrzańskiej, na zakończenie sezonu zimowego. Gdzie zapakować narty?

Okazuje się, że najlepiej wsunąć je (umieszczone w pokrowcach), od strony bagażnika między tylne siedzenia.

Jest piękna, marcowa pogoda. Suniemy niespiesznie, typowo urlopowo, zakopianką. Nieustannie wyprzedzani. A niech tam... Mercedes viano przypomina trochę afrykańskiego słonia czy bawoła. Nie musi niczego nikomu udowadniać, prężyć muskułów, nadrabiać miną. Jego siłę widać z daleka. Wiadomo też, że w razie potrzeby potrafi przyspieszyć i bez problemu "łyknąć" każdego zawalidrogę. Silnik diesla o mocy 163 KM może nie jest wzorem zrywności, ale też nie wpędza kierowcy w kompleksy. Wstydu nie ma.

Podczas tak spokojnej jazdy samochód spala nieco ponad 8 litrów oleju na 100 km (według wskazań komputera pokładowego).

Przy centrum narciarskim na Kotelnicy można zatrzymać się na jednym z dolnych parkingów lub pojechać przez Rusiński Wierch w okolice górnej stacji nowej, sześcioosobowej kolejki krzesełkowej Pasieka Express. Kasjer sprzedający skipasy zdecydowanie odradza jednak takie rozwiązanie. Przestrzega przed kilkukilometrowym brnięciem po błotnistych wybojach. Zabrzmiało to nader... obiecująco. Jedziemy!

Dzięki wysokiemu prześwitowi i napędowi 4MATIC viano dociera na miejsce bez problemów, choć niemiłosiernie brudny. Z okien widać narciarzy, niemal na wyciągnięcie ręki, ale otacza nas morze błota, więc nawet nie próbujemy wysiadać, potulnie wracając w bardziej cywilizowane rejony.

Reklama
INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy