Audi Q7 60 TFSI e. Absolutnie nie wjeżdżaj nim na chodnik
Przyszłość motoryzacji jest tak niepewna, że producenci niechętnie inwestują w nowe modele spalinowe. Na czas gra m.in. Audi, które w styczniu poddało liftingowi Q7, czyli model obecny na rynku od 2015 roku. Przy okazji wprowadzono modyfikacje napędu typu plug-in. I właśnie taki samochód, po liftingu i z nowym napędem hybrydowym trafił do naszej redakcji na testy.
Zacząć trzeba od tego, że była to już druga modernizacja Audi Q7. Pierwszą przeprowadzono w 2019 roku, a więc - mniej więcej - planowo. Po kolejnych pięciu latach nadszedł jednak czas na premierę nowej generacji Q7, a dostaliśmy tylko odświeżenie obecnego modelu. Nie ma się co dziwić - Audi rozsądnie planuje inwestycje w całkowicie nowe pojazdy. Wszystko przez to, że nie wiemy, jaka będzie przyszłość. Dziś obowiązuje wersja, zgodnie z którą w 2035 roku nie będzie już można rejestrować samochodów spalinowych, ale te przepisy mają pójść do przeglądu. Być może już w przyszłym roku okaże się, że zakaz zostanie zniesiony.
W efekcie Audi Q7, które trafiło na rynek dziewięć lat temu, zostało tylko poddane modernizacji. Co więc zmieniło się w tym modelu?
Oczywiście najwięcej nowości znajdziemy z przodu, gdzie pojawiła się nowa osłona chłodnicy singleframe i zderzak ze sporymi wlotami powietrza. Nowe są również, standardowo LED-owe reflektory. Opcjonalnie dostępne jest oświetlenie Matrix LED lub - po raz pierwszy w Q7 - HD Matrix LED z drogowymi światłami laserowymi. Te ostatnie korzystają z 24 diod LED oraz diody laserowej, która aktywuje się powyżej 70 km/h i zwiększa zasięg świateł drogowych.
Z tyłu już ciężko o nowości. Oczywiście, zmieniono zderzak, tylne światła, wykonane teraz w technologii OLED, mogą mieć jedną z czterech sygnatur oraz zyskały tzw. funkcję sygnalizacji odległości: polega ona na tym, że gdy inny samochód zbliży się z tyłu do nieruchomego Q7 na mniej niż dwa metry, komputer aktywuje wszystkie cyfrowe segmenty OLED.
Co ciekawe, Audi nie zdecydowało się również na rewolucję w kabinie. To oznacza, że samochód nadal posiada trzy ekrany - cyfrowych zegarów, zabudowany systemu infotainment oraz umieszczony poniżej również dotykowy ekran dedykowany do sterowania klimatyzacją. W ramach pokładowego systemu inforozrywki po raz pierwszy można korzystać z popularnych aplikacji zewnętrznych firm (np. Spotify czy Amazon Music), które można pobrać ze sklepu z aplikacjami.
Wirtualny kokpit ma teraz więcej możliwości. Prezentuje m.in. ostrzeżenia o zmianie pasa ruchu, informuje o innych użytkownikach drogi, rozpoznając ich rodzaj (ciężarówki, samochody osobowe i motocykle) czy ostrzega o zbyt bliskiej odległości.
Zmian jest więc sporo, ale trudno mówić o rewolucji.
Nieco inaczej jest w zakresie jednostek napędowych. W kwietniu tego roku oferta silników Q7 została poszerzona o nowe napędy hybrydowe typu plug-in i właśnie jeden z nich pracował pod maską testowanego egzemplarza. Oczywiście hybrydy z możliwością ładowania z gniazdka były dostępne jeszcze przed liftingiem, ale obecnie mamy do czynienia z napędem, w którym rola silnika elektrycznego jest znacznie większa niż była wcześniej.
Hybrydowe Q7, tak jak do tej pory nosi oznaczenie TFSI e, i dostępne są dwie wersje: 55 i 60. Sercem obu jest trzylitrowy, sześciocylindrowy silnik o mocy 250 kW (340 KM), który współpracuje z silnikiem elektrycznym. Moc systemowa wersji 55 wynosi 394 KM (600 Nm), natomiast testowanej wersji 60 TFSI e - 490 KM (700 Nm).
Silnik elektryczny czerpie energię z zabudowanego pod podłogą bagażnika akumulatora litowo-jonowego o pojemności 22 kWh netto (25,9 kWh brutto). To oznacza, że na prądzie można przejechać do 85 km wg cyklu WLTP (realnie zależy to od jazdy, ale możliwe jest 70 km). W trybie elektrycznym można podróżować z prędkością do 135 km/h, natomiast prędkość maksymalna jest ograniczona do 240 km/h.
Wysoka moc i moment obrotowy zapewniają doskonałe wrażenia z jazdy. Audi Q7 60 TFSI e waży niemal 2,4 tony, ale podczas jazdy absolutnie tego nie czuć. Samochód rozpędza się do 100 km/h w pięć sekund, o odpowiedni poziom trakcji dba seryjny napęd na wszystkie koła. Auto żwawo i dynamicznie reaguje na każdy ruch kierownicą, a jednocześnie jest stabilne podczas jazdy autostradowej.
Umieszczenie pod podłogą bagażnika akumulatora, wpłynęło na zmniejszenie przestrzeni bagażowej. Pojemność bagażnika standardowo wynosi 563 litry, natomiast po złożeniu tylnej kanapy autem można przewieźć nawet 1863 litry bagażu. To dużo, ale wyraźnie mniej niż w wersjach bez możliwości ładowania (867 litrów).
Na szczęście ciężki akumulator nie wpłynął na ograniczenie ładowności. Q7 60 TFSI e można obciążyć masą 700 kg, co oznacza, że dopuszczalna masa całkowita wynosi aż 3,1 tony. Z tego względu parkowanie Audi na chodniku jest wykluczone - przepisy jasno mówią, że na chodnik można wjechać samochodem o DMC do 2,5 tony.
Ładowanie akumulatora możliwe jest z mocą do 7,4 kW i tu jest jeszcze pole do poprawy. Przy dużej pojemności akumulatora jego naładowanie od 0 do 100 procent trwa 3 godziny i 45 minut, co podważa sens korzystania ze stacji szybkiego ładowania prądem stałym. Tym samym, by wykorzystać w pełni zalety napędu hybrydowego plug-in konieczne staje się posiadanie dostępu do własnego gniazdka, gdzie auto można ładować np. w nocy.
Sterowanie trybami pracy napędu jest możliwe za pomocą pokładowego systemu MMI. Po wybraniu trybu elektrycznego samochód będzie jeździł na prądzie aż do wyładowania akumulatora. Nawet wciśnięcie pedału gazu do końca, nie spowoduje uruchomienia jednostki spalinowej. Warto przy tym pamiętać, że auta plug-in w Polsce nie są objęte żadnymi preferencjami i nawet w trybie elektrycznym nie wolno np. korzystać z buspasów.
Drugi dostępny tryb to hybrydowy, który ma dwa podtryby - automatyczny i podtrzymania. W automatycznym przyspieszenie zapewnia głównie silnik TFSI, wspomagany w razie potrzeby przez silnik elektryczny. W trybie podtrzymania, poziom naładowania akumulatora jest utrzymywany na danym poziomie, dzięki rekuperacji. Założenie jest wówczas takie, by nie rozładować akumulatora w trasie, ale wykorzystać go później, po dojechaniu do miasta.
W przypadku hybryd plug-in trudno mówić o realnym zużyciu paliwa, bo w dużej mierze zależy ono od tego czy kierowca ładuje akumulator z zewnętrznego gniazdka. Jeśli tego nie będzie robił, Audi Q7 60 TFSI e będzie jeździło jak klasyczna hybryda (bez możliwości ładowania), przy czym duże gabaryty, potężna masa i mocny silnik oznaczają, że w mieście zużycie paliwa będzie przekraczało 10 l/100 km, podobnego wyniku trzeba się spodziewać podczas jazdy z prędkościami autostradowymi.
Hybrydy plug-in mają sens tylko wówczas, gdy są ładowane. Wówczas przy dziennych przebiegach rzędu 70-80 km być może uda się jeździć w ogóle bez spalania benzyny. Jednocześnie, w przeciwieństwie do samochodów elektrycznych, nie jesteśmy uzależnieni od planowania trasy. Jeśli nagle wypadnie dalszy wyjazd, to po prostu pojedziemy, tyle tylko, że na benzynie. A zasięgiem nie trzeba się będzie martwić, bo pojemność baku to 75 litrów. To dobrze, że Niemcy nie idą śladem np. Stellantisa, który w samochodach z napędami plug-in mocno zmniejsza pojemność baku.
Ceny Audi Q7 60 TFSI e zaczynają się od 440 tys. zł, co sprawia, że jest to drugi najdroższy napęd dostępny w tym modelu, ustępując tylko napędzanej silnikiem V8 wersji SQ7. Jednak zejście na wersję 55 TFSI e oznacza, że cena spada do 373 tys. zł, a więc na poziom benzynowej odmiany 55 TFSI (340 KM, 376 tys. zł), co jest dość ciekawą polityką cenową Audi i pokazuje na sprzedaży których napędów niemieckiemu producentowi zależy najbardziej. Oczywiście trzeba pamiętać, że jest to cena wyjściowa, a lista dostępnych opcji w katalogu Audi jest niezwykle obszerna.
Czy Audi Q7 z napędem hybrydowym typu plug-in ma sens? To zależy. Według niektórych badań, kierowcy hybryd z wtyczką dość szybko przestają je ładować i jeżdżą nimi jak klasycznymi autami hybrydowymi, co wypacza ideę tego napędu, sprawiając, że auto bezsensownie zużywa benzynę na wożenie pustej, ale ciężkiej baterii. Z drugiej strony wolne ładowanie Q7 uniemożliwia doładowanie baterii, np. podczas postoju na obiad w trasie. Jednak pokazuje to również, jaka idea przyświecała inżynierom Audi. Otóż Q7 ma być samochodem, który łączy zalety auta spalinowego i elektrycznego, a więc umożliwia bezemisyjną jazdę po mieście przy typowych dziennych przebiegach oraz swobodę użytkowania podczas dalszych wyjazdów, w które jedziemy po prostu na benzynie.
Oczywiście, by skorzystać z obu tych zalet koniecznie trzeba samochód ładować, a w przypadku testowanego auta oznacza to konieczność posiadania własnego gniazdka. To sprawia, że Audi Q7 TFSI e na pewno nie jest samochodem dla każdego.