Afera "dieselszwindel"

Unia Europejska broni silników Diesla

Samochody z silnikami Diesla są szkodliwe. Nie podlega to dyskusji, ale koncerny muszą na nich zarobić, żeby gromadzić środki na opracowanie nowych technologii - taki przekaz płynie z listu, jaki do ministrów transportu państw europejskich wystosowała komisarz Elżbieta Bieńkowska.

Wszystko w trosce o nas, konsumentów. Zdaniem rzecznika Komisji Europejskiej, wprowadzanie zakazów wjazdu do niektórych stolic bez okresu przejściowego uderzy w sposób niesprawiedliwy w konsumentów, którzy kupowali swoje samochody w dobrej wierze i z przekonaniem, że spełniają one wymagane normy środowiskowe.

A zakazy wjazdu już zapowiedzieli włodarze m.in. Paryża, Madrytu, Aten i Meksyku, władze Londynu taki zakaz rozważają. Zgodnie z deklaracjami, od 2025 roku nie wjedziemy do tych miast autem z silnikiem wysokoprężnym, i to niezależnie od normy emisji spalin, którą spełnia. Z kolei Związek Niemieckich Miast i Gmin chce zakazu dla aut niespełniających normy Euro 6. Już dzisiaj w Berlinie, Monachium i Hamburgu obowiązują przepisy zakazujące samochodom z dużą emisją spalin wjazdu do tzw. stref ekologicznych.

Reklama

Zakaz wprowadzany będzie także od 2018 roku w Stuttgarcie, ale tylko w dni, w których stężenie pyłu przekroczy dopuszczalne normy. W sumie w latach ubiegłych było to ponad 60 dni w roku.

Niektórzy idą jeszcze dalej i już dzisiaj zapowiadają zakaz rejestracji aut spalinowych w ogóle. Chce tego Holandia (od 2025 roku), Norwegia i Francja (od 2040 r.). Co na to Unia Europejska?

- Zmniejszanie zanieczyszczeń powodowanych przez samochody powinno odbywać się przez redukcję emisji szkodliwych substancji, a nie wprowadzanie restrykcji wobec konkretnego typu silników - powiedział rzecznik KE Ricardo Cardoso.

W trosce o biznes

W liście do ministrów transportu państw członkowskich komisarz Bieńkowska zwraca uwagę, że po wprowadzeniu zakazów wjazdu dla aut napędzanych silnikami Diesla, klienci mogą zrezygnować z zakupu tego typu napędu. To nawet logiczne. Kuriozalna jest jednak dalsza część listu. Czytamy w nim, że w konsekwencji decyzje zakupowe Europejczyków mogą doprowadzić do załamania rynku motoryzacyjnego, bo udział diesli w całej UE to nadal blisko połowa sprzedaży.

Zdaniem Bieńkowskiej takie działanie nie przyniosłoby żadnych korzyści. Producenci bowiem muszą mieć środki na badania i rozwój technologii zeroemisyjnej. Celem działań Komisji, jak pisze Bieńkowska, powinno być obecnie skłanianie producentów do dostosowywania emisji niebezpiecznych tlenków azotu do wymogów UE.

- Jestem przekonana, że powinniśmy szybko zmierzać ku pojazdom z zerową emisją, jednak politycy i przemysł nie mogą być zainteresowani raptownym załamaniem rynku dieslowskiego w Europie w rezultacie lokalnych ograniczeń ruchu. Pozbawiłoby to tylko przemysł koniecznych funduszy na inwestowanie w pojazdy o zerowej emisji - pisze Bieńkowska.

Bieńkowska wzywa też do wycofania wszystkich samochodów z nadmierną emisją tlenków azotu, ale zaznacza, że odpowiednie działania producentów powinny być podejmowane na zasadzie dobrowolności.

Zmiana frontu

List może być zaskoczeniem, bo jeszcze dwa lata temu Unia zapowiedziała walkę ze szkodliwymi silnikami Diesla i toksycznymi spalinami. Co więcej, po aferze Dieselgate, w której okazało się, że Volkswagen montował w samochodach oprogramowanie fałszujące wyniki testów, to komisarz Bieńkowska nadzoruje w Brukseli prace nad nowymi normami i testami emisji spalin.

- UE jest pierwszym i jedynym regionem na świecie, który wprowadzi tak surowe metody testowania - stwierdziła wtedy komisarz Bieńkowska. Na propozycje Brukseli od razu zareagowali producenci, który ocenili, że będzie bardzo trudno przystosować się w tak krótkim czasie do nowych wymogów. Zauważyli, że w konsekwencji doprowadzi do wcześniejszego zakończenia produkcji wielu modeli aut.

Normy przekraczane legalnie

Jak będą wyglądały nowe testy emisji spalin? Od września br. wszystkie auta nowej konstrukcji z silnikami Diesla będą musiały spełniać nowe normy emisji spalin. Zmieni się także metodologia pomiaru. Zamiast w laboratorium, testy będę przeprowadzane na drogach publicznych, a chwilowa zawartość toksyn w spalinach podczas takiego testu będzie mogła przekroczyć normę najwyżej o 110 proc. Jeszcze większe restrykcje zostaną wprowadzone w 2020 roku. Od tego czasu przekroczenie limitów będzie mogło wynieść już tylko 50 proc.

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy