Tajemnica wypadku. Zasłabnięcie, błąd kierowcy?

W momencie wypadku kierowca stołecznego autobusu miejskiego, który wypadł z drogi i stoczył się ze skarpy, był świadomy - dowiedział się nieoficjalnie reporter RMF FM.

Prawdopodobnie we wtorek lub środę mężczyzna wyjdzie ze szpitala.

Do wypadku doszło w sobotę. Autobus zjechał ze skarpy, potem uderzył w barierkę. Do szpitali trafiły 32 osoby. Obrażenia większości nie były groźne, w niedzielę kolejna została wypisana do domu. W placówkach pozostało jeszcze ośmiu poszkodowanych.

Przyczyny wypadku nie są na razie znane.

Nic nie wskazuje na to, by kierowca musiał nagle skręcić, by np. ominąć przeszkodę. Do wypadku na pewno nie doszło z powodu zajechania drogi przez inny samochód. Przynajmniej nic takiego nie widać na nagraniu z kamery umieszczonej na przedniej szybie autobusu.

Reklama

- Nic nie wskazuje na to, żeby ingerencja innych uczestników ruchu drogowego wpływała na zaistnienie tego zdarzenia - mówił Paweł Mąkol wiceszef Wydziału Ruchu Drogowego Komendy Stołecznej Policji. Nie chciał jednak zdradzić, co jest na nagraniu z wnętrza autobusu i czy kamera zarejestrowała zachowanie samego kierowcy.

A to może wskazywać, że przyczyną wypadku nie było zasłabnięcie. Kluczowe będą jednak wyniki lekarskie i zeznania świadków. Jeden z pasażerów, który jechał z przodu autobusu, miał powiedzieć, że kierowca tuż przed wypadkiem pochylił się.

Policjanci czekają jeszcze na badania próbki krwi kierowcy - na obecność alkoholu lub narkotyków. Wiadomo jednak, że pierwszy test zaraz po wypadku, wskazał, że kierowca nie był pijany.

- Można też najpewniej wykluczyć zmęczenie kierowcy - przyznał w rozmowie z naszym dziennikarzem Paweł Mąkol z warszawskiej drogówki. Kierowca rozpoczął rano pierwszy wyjazd około 9. Nie powinien być zmęczony. Do wypadku - przypomnijmy - doszło ok. 14.

Nie ma także dowodów na niesprawność autobusu. To był nowy, zaledwie trzyletni pojazd; miał wszystkie wymagane badania techniczne.

Do wypadku doszło w sobotę po godzinie 14. Autobus linii 739 jechał wiaduktem w kierunku Piaseczna. Zjeżdżając z niego, nie skręcił prawidłowo, a przejechał przez krawężnik i zjechał z nasypu na ulicę Rzymowskiego. Później uderzył w barierki oddzielające pasy ruchu; zderzyła się z nim nadjeżdżająca toyota.

W autobusie było ok. 40 osób. 32 z nich, w tym ośmioro dzieci trafiło do szpitala. Najciężej ranny był sam kierowca, pozostałe osoby miały głównie urazy kończyn, kręgosłupa, otarcie i skaleczenia. W tej chwili wciąż hospitalizowanych jest osiem osób, w tym troje dzieci.

16-letni chłopiec doznał urazu kręgosłupa.

- W jego przypadku konieczna będzie rehabilitacja. Będzie musiał nosić specjalny gorset. Mamy nadzieję, że będzie mógł zostać wypisany ze szpitala w ciągu najbliższych dni - powiedział Maciej Kot, rzecznik szpitala przy ul. Niekłańskiej.

RMF/INTERIA
Dowiedz się więcej na temat: wypadek
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy