Ekoterroryzm, czyli diesle na cenzurowanym

1 kwietnia napisaliśmy, że rząd zmierza zalegalizować usuwanie DPF-ów, czyli filtrów cząstek stałych, z silników wysokoprężnych w prywatnych samochodach. Wzorem miałaby tu być polityka ministerstwa ochrony środowiska, które zezwoliło na nieograniczone wycinanie drzew na prywatnych działkach. Niestety (?), był to żart primaaprilisowy. W rzeczywistości właściciele ropniaków mają coraz trudniejsze życie.

Niedawno zła dla nich wiadomość nadeszła z zachodu. Oto Związek Niemieckich Miast i Gmin zażądał całkowitego zakazu wjazdu do centrów miast dla samochodów z silnikami Diesla, które nie spełniają wymogów normy emisji spalin Euro 6. Nie wszyscy się tą informacją przejęli. Tak jak internauta "link", który skomentował rzecz krótko: "Poszedłem do garażu zapytać mojego diesla, co o tym myśli. Powiedział, że ma to w kolektorze." Inni jednak poczuli się zaniepokojeni, zauważając, że "ekoterroryzm jest zaraźliwy", a zatem niemieckie pomysły mogą przenieść się również do Polski.

Reklama

Ton wypowiedzi w Internecie jest generalnie zróżnicowany...

"Bardzo dobrze, diesel w osobówce w mieście nie ma żadnego uzasadnienia, a truje i smrodzi bardziej niż benzynowy" - pisze "aaa".

Odmiennego zdania jest "fido": "Czepili się nieuki tych diesli, jak pijany płotu. Wysilone silniczki benzynowe 1000 ccm o mocy 160 KM w nowych samochodach są bardziej szkodliwe niż stare diesle."

"Pytanie do wszystkich inteligentnych inaczej, popierających benzynę. Dlaczego  wiodące marki, produkujące samochody, takie jak Porsche, Audi,  Opel, VW, wyposażają je w diesle? Przecież diesel to be :)" - wypowiada się w podobnym duchu "Edi".

"Ok, to niech teraz VW, BMW, Mercedes odkupi swoje samochody, przecież przy ich sprzedaży nie informowali klientów, że homologacja na użytkowanie jest ważna 3 lata. Moim zdaniem jest to doprowadzenie do niekorzystnego rozporządzania majątkiem o znacznej wartości, co jest karalne" - oburza się "Lolek".

"Bzdura! W Hamburgu wycofali się z wprowadzenia stref (z ograniczeniem wjazdu dla pojazdów, niespełniających określonych norm czystości spalin - przyp. red.) po tym, gdy Stuttgart ogłosił, że po wprowadzeniu tych ekostref emisja spadła o 2%!" - wykazuje się znajomością niemieckich realiów "Max".

"Niemcy nie pozwalają niemieckim samochodom wjeżdżać do Niemiec... To już jest lekka przesada..." - podsumowuje "Polskiswiatowid". "Czy zakaz wjazdu obejmuje także nowe Volkswageny?" - ironizuje "Pytajnik", wyraźnie nawiązując do osławionej afery spalinowej koncernu z Wolfsburga.

"Przecież kierowcy tedeików jeżdżą tylko po wsiach" - podkpiwa "xx".

"Czyli będzie zalew dieselków na naszym rynku. Ceny spadną" - przewiduje "Slaz".

Z kolei "sprawiedliwy" odwołuje się do historii:  "Skoro w 1939 mogli do nas wjeżdżać dieslami bez żadnych filtrów, z normą Euro 0, to czemu my nie możemy z Euro 4? Jakby wtedy nie wjechali, to już byśmy mieli w Polsce Euro 7..."

Niektórzy starają się odnieść do napływających z Niemiec informacji merytorycznie, nie stroniąc jednak od teorii spiskowych. 

"Prawda jest taka, że korporacje zainwestowały miliardy w pomyłkę zwaną hybrydami a nie sprzedają się one tak, by zapewnić zysk. Więc te korporacje "demokratycznym" naciskiem nakazują kupionym politykom wprowadzanie zakazu, eliminując konkurencję, nawet tę wewnętrzną. (...) Po prostu chcą odzyskać kasę wpakowaną w hybrydy! To nie ekologia, to ekobiznes! A prawdziwie ekologiczne technologie są już dawno opracowane. Tylko blokowane przez ekobiznes" - pisze "Jacek".

Otóż prawda jest taka, że silniki wysokoprężne rzeczywiście znajdują się ostatnio na cenzurowanym. Parę miesięcy temu do zachodnich mediów przeciekły doniesienia z zamkniętego posiedzenia zarządu Renault, na którym jeden z szefów tej firmy miał narzekać na dramatycznie wysokie i szybko rosnące koszty dostosowania konstrukcji diesli do wciąż  zaostrzanych europejskich norm emisji spalin. Według niego zmusi to wkrótce producentów do całkowitego odejścia od tego rodzaju napędu w samochodach osobowych. Tym bardziej, że jednocześnie coraz bardziej restrykcyjne stają się procedury homologacji nowych modeli pojazdów pod kątem wymogów ochrony środowiska.

Obecnie 60 proc. sprzedawanych w Europie aut marki Renault to właśnie diesle. Zdaniem wspomnianego ważnego menedżera, począwszy od 2020 roku z powodów ekonomicznych trzeba będzie całkowicie zaprzestać montowania silników wysokoprężnych w samochodach miejskich (segment A i B), a także w kompaktach z nadwoziami typu hatchback (segment C).

Niepogoda dla ropniaków trwa. Z drugiej strony, o czym niedawno pisaliśmy, omawiając raport ADAC, badania pokazują, że niektóre starsze diesle, spełniające jedynie normę Euro 5, są bardziej ekologiczne od niektórych najnowszych, odpowiadających wymogom normy Euro 6.          

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy