Sprawa białego M3. Prokuratura rozpoczyna analizę filmu

- W piątek prokurator rozpocznie analizę filmu, który do sieci wrzucił pirat drogowy jeżdżący po Warszawie; wezmą w tym udział biegli informatycy oraz biegli z zakresu ruchu drogowego - zapowiedział prokurator generalny Andrzej Seremet.

W miniony piątek w internecie pojawił się kilkunastominutowy film, na którym widać, jak kierowca złamał wiele przepisów jadąc warszawskimi ulicami, m.in. jechał pod prąd, wjeżdżał na skrzyżowanie na czerwonym świetle, prowadził auto z dużą prędkością slalomem między innymi pojazdami, ścigał się z motocyklistami.

We wtorek warszawska prokuratura wszczęła śledztwo w sprawie; wciąż jednak nie postawiono zarzutów piratowi drogowemu. Śledztwo dotyczy sprowadzenia bezpośredniego niebezpieczeństwa katastrofy w ruchu lądowym, za co grozi do ośmiu lat więzienia.

Reklama

Seremet w czwartek w TVN24 zapewnił, że prokuratura robi wszystko, by doprowadzić "do szczęśliwego finału tej sprawy", czyli postawienia kierowcy przed sądem.

Pytany, dlaczego dotąd nie postawiono mu zarzutów, prokurator generalny mówił, że w ciągu tak krótkiego czasu nie można zgromadzić wszystkich dowodów "w taki sposób, żeby można było postawić zarzut popełnienia określonego przestępstwa".

Seremet podkreślił, że należy m.in. sprawdzić autentyczność tego filmu, czy nie jest on zmontowany. Poinformował także, że w piątek prokurator przystąpi do analizy filmu z udziałem biegłych informatyków i biegłych z zakresu ruchu drogowego.

Jak dodał, chodzi m.in. o to, żeby zidentyfikować ulice, którymi poruszał się kierowca, sprawdzić dokładnie, jakie tam są znaki drogowe. Według Seremeta biegły z zakresu informatyki stwierdził, że istnieje możliwość identyfikacji niektórych numerów samochodów mijanych przez pirata, w ten sposób prokuratura dotrze do świadków.

Seremet powiedział, że przed postawieniem zarzutów trzeba zidentyfikować osoby pokrzywdzone. Jeśli przyjmujemy, że chodzi o niebezpieczeństwo sprowadzenia katastrofy, to należy ustalić, komu ta katastrofa zagrażała - mówił.

Podkreślił, że choć prokuratura ma zeznania świadka, to to, co z nich wynika, jest "dosyć mało przekonujące i mało wiarygodne".

Wszystko wskazuje na to, że tym świadkiem jest Marcin C. - pseudonim "Steve" - dobry znajomy Froga.  Adwokat Marcina C. pojawił się na policji dwa dni po  opublikowaniu wideo z szaleńczego rajdu. Zapewnił wtedy, że jego klient stawi się na policji i złoży zeznania. I tak się stało - wskazał na Froga jako kierowcę.

- Potwierdzam tylko tyle, że prokuratura dysponuje zeznaniami świadka, który znajdował się w tym samochodzie - mówi Seremet.

A Robert N. jest obecnie poszukiwany, ale nie w związku z rajdami po Warszawie, ale... w związku z ucieczką przed policją pod Kielcami. Za wyczyny warszawskie policja nie może go ścigać, ponieważ śledztwo w tej sprawie wszczęła już prokuratura. W tym wypadku policja może działać tylko na jej zlecenie. Śledczy natomiast na razie nie wydali polecenia poszukiwań, czy nawet ustalenia miejsca pobytu Roberta N.

A co ze sprawą "kielecką"? Cztery miesiące temu policjanci ścigali Roberta N. 35 kilometrów, kierowca złamał wtedy kilkadziesiąt przepisów. Pościg zakończył się rozbiciem samochodu. Policja skierowała sprawę do prokuratury, która postępowanie umorzyła nie stwierdzając popełnienia przestępstwa. Czy to była właściwa decyzja sprawdza teraz Prokuratura Apelacyjna w Krakowie. Natomiast policja wróciła do tej sprawy, chcąc ukarać kierowcę za wykroczenia. Ciekawe, że nastąpiło dopiero po aferze związanej z filmem "warszawskim".

Czy w takiej sytuacji można się dziwić, że Robert N. czyje się bezkarny? Okazało się, że 24 maja, a więc jeszcze przed wybuchem afery, Frog nie zatrzymał się do kontroli trzeźwości w centrum Warszawy. Policjanci podjęli pościg, białe BMW M3 trochę się z nimi pościgało, po czym stanęło do kontroli. Kierowca nie miał w ogóle prawa jazdy kategorii B, a samochód miał inne tablice niż widniały w dowodzie rejestracyjnym.  Co okazało się dopiero, gdy koledzy Froga dowieźli dowód rejestracyjny.

Robert N. nie otrzymał nawet mandatu. Za ucieczkę zatrzymano mu prawo jazdy kategorii A, sprawa została skierowana do sądu. Co ciekawe, zdarzenie zostało nagrane przez ekipę jednej ze stacji TV, towarzyszącą policjantom.



PAP
Dowiedz się więcej na temat: pirat drogowy
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy