Ford Mustang Mach-E – piękny i dziki
Niewiele jest w historii motoryzacji samochodów zasługujących na miano kultowych, a jeszcze mniej takich, które funkcjonują w popkulturze jako synonimy jakości i sportowego szyku. Jedną z takich marek jest bez wątpienia produkowany od niemal 60 lat Forda Mustang.
W filmie "Diamenty są wieczne" modelem Mach 1 jeździł Bond grany przez Seana Connery’ego. To dzięki GT 390 scena pościgu z "Bullitt" na zawsze zapisała się w historii kinematografii, a srebrny Mustang GT z pasami w kolorze Kona Blue z Need for Speed rozpalał wyobraźnię niejednego nastolatka. Legenda (a raczej legendarna nazwa) śmiało wkroczyła w erę elektromobilności i okazuje się, że tak jak Bond potrafi szybko i skutecznie przybierać różne oblicza.
Zestawienie wyrazów Mustang i elektryczny SUV budzą we mnie pewien dysonans. Dokładnie ten sam, który miałam gdy po raz pierwszy wsiadałam do elektrycznego Porsche Taycana. Powinnam się już przyzwyczaić, że usportowione elektryki to jednak inna kategoria pojazdów.
Mustang Mach-E (w testowanej wersji to AWD z baterią 75 kWh) jest masywny, duży i ciężki. To ponad 2 tony masy własnej, 4,7 metra długości, prawie 2 metry szerokości i 1,6 metra wysokości. Producent mówi o designie inspirowanym "muscle carami" i rzeczywiście Mustang Mach-E jest muskularny, choć ta "muskulatura" paradoksalnie dodaje całości lekkości a przetłoczenia na masce nadają drapieżnego charakteru. Nie mamy wątpliwości, że projektanci oprócz przetłoczeń i opadającej linii dachu (tu sprytny zabieg z dwoma kolorami optycznie jeszcze bardziej podkreśla spadek), zainspirowali się także charakterystycznym, potężnym grillem. Podniesiony tył i pochylona szyba oraz trójdzielne tylne światła to także elementy znane doskonale nie tylko fanom motoryzacji. Wizualnie to hołd oddany klasyce, z dodatkiem nowoczesnego szyku.
Już przed wejściem do samochodu zwraca także brak klamek - drzwi można otworzyć kodem lub też naciskając płaski przycisk. O ile przednie drzwi mają niewielkie uchwyty, o tyle tylne są ich pozbawione i aby je otworzyć trzeba złapać za krawędź drzwi. Wizualnie bez klamek auto bez wątpienia zyskuje, praktyczność tego rozwiązania pozostawia natomiast wiele do życzenia, zwłaszcza gdy auto nie jest zbyt czyste, co w naszym klimacie i o tej porze roku oznacza "zawsze". Co zabawne, dzieci podchodząc do pojazdu intuicyjnie naciskają podświetlone kółeczka. Dorośli pytają: "Jak to się otwiera?". Podobnie rzecz ma się z otwieraniem drzwi od wewnątrz, gdzie niewielką dźwignię umieszczono przy uchwycie - nie jest to zbyt wygodne, zwłaszcza, że drzwi nie należą do najlżejszych.
Wnętrze jest przestronne i minimalistyczne, choć posiada największy ekran jaki kiedykolwiek zdarzyło mi się widzieć, nie tylko w elektrykach - przekątna 15,5 cala za pierwszym robi na mnie ogromne wrażenie, i jak się okazuje na każdym, kto po raz pierwszy wsiada do Mustanga, również. Szybko daje się odczuć, że jest to wygodne i praktyczne rozwiązanie, niezależnie czy chcę posłuchać nowego odcinka podcastu, muzyki czy uruchomić nawigację. Tym bardziej, że brak tu opóźnień, wszystko działa sprawnie, a ekran reaguje na gesty, których używam w smartfonie.
W Mustangu niewiele jest fizycznych przycisków. Z poziomu tego ekranu nawigujemy wszystkimi trybami, opcjami, systemami, ustawieniami, także tymi związanymi z ogrzewaniem/klimatyzacją, co w trasie może być kłopotliwe, zwłaszcza, że wymaga to aby na dłuższą chwilę oderwać wzrok od drogi.
Pozytywnie zaskoczył mnie także minimalistycznie zaprojektowany ekran wskaźników - ten dla odmiany jest stosunkowo niewielki, a liczba pojawiających się na nim informacji bardzo okrojona i niekonfigurowalna. Przyznam szczerze, że po wszystkich tych, przy których dostawałam oczopląsu od mnogości informacji i funkcji, był dla mnie wręcz błogosławieństwem.
Różnorodność materiałów wykończeniowych i ich przyjemne nie tylko dla oka faktury i struktury to kolejny plus wnętrza. Miękka eko-skóra z czerwonymi przeszyciami pokrywa wygodne fotele z dużym zakresem regulacji. Brakuje mi tu trochę bocznego podparcia, co może być mniej komfortowe przy większych odległościach, jednak na fotelu kierowcy czuję się wygodnie i komfortowo - dokładnie tak, jakbym siedziała na miękkiej sofie. Podobne odczucia mają moje córki, podróżujące z tyłu - komfort i przestronność. Przy -10 stopniach mrozu doceniałam przyjemne ogrzewanie lędźwi. A masywna podgrzewana kierownica jest dla moich zmarzniętych dłoni zbawieniem. Co istotne zarówno fotel, jak i kierownica nagrzewają się dosłownie w kilka chwil po uruchomieniu samochodu.
W Mustangu, jak to w elektrykach bywa, cisza pozwala rozkoszować się dobrym brzmieniem - to z kolei umożliwia tutaj naprawdę świetny system nagłaśniający B&O - daje przyjemne wrażenie otoczenia muzyką a akustyczne szyby zapewniają komfort jazdy nawet przy 100 km/h. Jadąc powyżej "setki "słyszę szum silnika a raczej imitujący go efekt dźwiękowy. Tę opcję można wyłączyć w ustawieniach. Przy 140 km/h zaczyna być już słyszalny opływający auto szum powietrza, choć nadal jest to akceptowalny poziom "hałasu".
Uśmiecham się, gdy wchodząc w panel sterowania do wyboru mam trzy tryby jazdy - cichy Whisper, który sprawia, że auto bezszelestnie może się zbliżyć w dowolne miejsce, Active umożliwiający tzw. "komfortową jazdę" oraz mój ulubiony Untamed (ang. nieposkromiony, niepohamowany). Taki tytuł nosi również jedna z moich ulubionych książek autorstwa Glenon Doyle. Przypadek? Nie sądzę!
I to właśnie w tym trybie jadąc autostradą, mając pod maską 269 koni mechanicznych i przyspieszając do setki w nieco ponad 6 sekund z radością odkrywam, że to przyspieszenie odbywa się w sposób liniowy. Nie wciska mnie w fotel, Mustang po prostu sunie dostojnie a jednocześnie w ekspresowym tempie prędkość rośnie o kolejne 20, 50, 80 km/h. I tu kolejne zaskoczenie - wskaźnik baterii w tych warunkach nie zaczyna po godzinie ostrzegawczo migać, informując o tym, że za chwile potrzebne będzie ładowanie, a to cenne, zważywszy na fakt, że infrastruktura umożliwiająca ładowanie elektryków jest w naszym kraju (poza dużymi miastami), delikatnie mówiąc, średnio rozwinięta.
Jednak tutaj spokój psychiczny daje mi dołączona do Mustanga ładowarka ze standardową wtyczką umożliwiającą ładowanie wprost z gniazdka 230 V. Co prawda naładowanie baterii za jej pomocą do pełna zajmuje około 20 godzin, jednak jest to swego rodzaju bufor bezpieczeństwa, gdy w pobliżu miejsca zamieszkania ładowarek brak albo są ciągle zajęte. Oczywiście do dyspozycji są też standardowe złącza CCS.
Gdy jadę w stronę stadniny mieszczącej się na jednym ze wzgórz u podnóża Beskidu Wyspowego, droga jest kręta i stroma i tu kolejne zaskoczenie - Mustang mimo swojej masy i gabarytów dostarcza mi dużo frajdy z jazdy w takich warunkach, niezmiennie świetnie się prowadzi, na zakrętach pokazuje swoją sportową duszę a sztywny układ kierowniczy pozwala mi czuć się pewnie i coraz mocniej wciskać gaz, mając z tyłu głowy, że w elektrykach pełna moc i moment obrotowy dostępne są od ręki (a właściwie nogi).
A z drugiej strony wygodę jazdy zapewnia mi w trasie także adaptacyjny tempomat a w mieście tzw. "jazda jednym pedałem" - po wybraniu odpowiednich ustawień mam bowiem możliwość jazdy bez użycia pedału hamulca. Hamowanie rekuperacyjne, pozwalające na najbardziej efektywne zużycie prądu, pozwala mi w tym trybie płynnie zatrzymać auto po prostu zdejmując nogę z gazu. Owszem ciągle trzeba zachować czujność na wypadek nieprzewidzianych zdarzeń na drodze, jeśli potrzebne byłoby nagłe hamowanie. Początkowo ten tryb wydaje mi się mało komfortowy, jednak po jakimś czasie paradoksalnie to powrót do trybu "zwykłej" jazdy powoduje w moim mózgu lekki dyskomfort. Z drugiej strony system wspomagający utrzymanie pojazdu na pasie ruchu, z funkcją wykrywania krawędzi jezdni koryguje tor jazdy, zwłaszcza gdy po raz kolejny objawia się moja tendencja do jeżdżenia zbyt blisko pobocza.
Mustang Mach-E ze względu na wynoszący prawie 3 metry rozstaw osi i swoje gabaryty potrzebuje w miejskiej przestrzeni nieco więcej miejsca niż klasyczne miejskie kompakty, jednak system kamer 360 st. pozawala parkować komfortowo nawet w wąskich zabytkowych uliczkach Krakowa (i to z racji zielonych tablic bez dodatkowej opłaty) a także na zatłoczonym w weekend parkingu galerii handlowej. Bagażnik jak na tak duże gabaryty samochodu jest dość skromny (402 litry), lecz na tyle duży by bez problemu pomieścić zakupy jedzeniowe na tydzień dla całej rodziny oraz jeszcze co najmniej kilka pudeł z butami i sukienkami z wyprzedaży. Do dyspozycji jest też niewielki schowek z przodu - 81 litrów może się przydać, chociażby do schowania kabli.
Wzdychały do niego koleżanki, koledzy i sąsiedzi. Niektórzy robili mu zdjęcia pytając o wrażenia z jazdy i użytkowania. Jego wygląd, rewelacyjne osiągi, funkcjonalność i wygoda jazdy są naprawdę imponujące. I ja zakochałam się w Mustangu od pierwszego wejrzenia a potem moja miłość rosła z każdym przejechanym kilometrem. Nie ma dla mnie żadnego znaczenia dyskusja, czy to profanacja legendy, czy sprytny zabieg marketingowy Forda. To jest po prostu kawał dobrego samochodu i gdybym tylko mieszkała w kraju, w którym infrastruktura pozwala na swobodne użytkowanie elektryków, bez wątpienia byłby na szczycie mojej listy marzeń.