213 miejscowości znika z mapy Polski. Poważny problem mieszkańców
Ministerstwo Spraw Wewnętrznych i Administracji przygotowało projekt rozporządzenia dotyczący nadania, zniesienia lub zmiany nazw ponad 1100 polskich miejscowości. Chociaż takie korekty odbywają się najczęściej na wniosek samych mieszkańców, oznaczają kłopot dla lokalnych kierowców. Zgodnie z obowiązującymi przepisami, po zmianie adresu wymienić trzeba np. dowód rejestracyjny pojazdu.
Na stronach Rządowego Centrum Legislacji pojawił się projekt rozporządzenia, na mocy którego z mapy Polski zniknąć ma wkrótce 213 miejscowości (to np. nowe dzielnice "wchłonięte" przez okoliczne miasta). W przypadku kolejnych 944 chodzi o ustalenie, zmianę nazwy lub rodzaju samej miejscowości. W sumie zmiany dotyczyć mają mieszkańców 245 gmin i 160 powiatów we wszystkich województwach.
Przedstawiciele MSWiA zapewniają, że proponowane zmiany to z reguły inicjatywa samych mieszkańców, którzy deklarują swoje poparcie dla nowych nazw chociażby poprzez udział w konsultacjach społecznych. Jak czytamy w uzasadnieniu - postulowane zmiany dotyczą 1160 przypadków w tym:
- ustalenia 92 nazw miejscowości,
- 2 nazw obiektów fizjograficznych,
- 853 zmian nazw lub rodzajów miejscowości,
- zniesienia 213 nazw miejscowości.
Nadanie nowych nazw wiąże się jednak z kilkoma problemami. Jeden z nich dotyczy konieczności wymiany dokumentów, w których pojawia się adres ich posiadacza.
Od 2019 roku adresów zamieszkania nie znajdziemy już m.in. w nowych wzorach prawa jazdy czy dowodów osobistych. Tych dokumentów nie trzeba więc wymieniać.
Adres właściciela pojawia się jednak w dowodach rejestracyjnych pojazdów. Czy oznacza to, że po zmianie nazwy miejscowości czy np. nadaniu nazwy ulicy kierowcy muszą udać się do wydziału komunikacji po nowe dokumenty? Przepisy są w tej kwestii jasne.
Jak czytamy w punkcie 2 art. 78 Prawa o ruchu drogowym:
Mówiąc wprost - chcąc być "fair" wobec obowiązujących przepisów, po zmianie adresu powinniśmy udać się do wydziału komunikacji po nowy dowód rejestracyjny. Tyle teoria.
Jeżeli nie zamierzacie tracić dnia urlopu na tułaczkę po urzędach i wyrobienie nowego dowodu - mam dla was dobre wiadomości. Niedopilnowanie wskazanego w ustawie terminu nie jest wykroczeniem. W razie kontroli drogowej nie grozi nam z tego powodu mandat. Trudno zresztą oczekiwać, by policjanci znali na pamięć mapę okolicznych powiatów i weryfikowali, czy w dowodzie rejestracyjnym zastosowano najnowszą odmianę nazwy miejscowości, właściwą dla załącznika do ministerialnego rozporządzenia.
Za martwy można też uznać przepis obligujący właściciela do korekty danych w dowodzie rejestracyjnym w terminie 30 dni od zaistnienia zmiany. Ustawodawca nie przewidział za niedopilnowanie tego terminu żadnej kary administracyjnej, chociaż pierwotne plany dotyczące nowego art. 140 mb (z dniem 1 stycznia 2024 wprowadza obowiązek złożenia wniosku o przerejestrowanie pojazdu w 30 dni od jego nabycia pod karą administracyjną) zakładały taki scenariusz.
Mówiąc wprost - chociaż przepisy jednoznacznie obligują nas do zmiany danych w dowodzie rejestracyjnym w terminie do 30 dni, w przypadku jego przekroczenia w wydziale komunikacji nie czeka nas żadna kara. Dowód śmiało można więc wymienić "przy okazji".
Z drugiej strony, koszty takiej operacji nie są duże, bo - w przeciwieństwie do normalnej procedury przerejestrowania pojazdu - nie potrzebujemy ani kompletu nowych tablic rejestracyjnych, ani też pozwolenia czasowego. Do momentu wyrobienia nowego dokumentu (w Polskiej Wytwórni Papierów Wartościowych) korzystać będziemy z dotychczasowego. W sumie w kasie wydziału komunikacji zapłacimy więc "jedynie" 54 zł.
Trzeba pamiętać, że warunkiem otrzymania nowego dowodu rejestracyjnego jest ważne badanie techniczne pojazdu. W takim przypadku (brak pozwolenia czasowego) nie trzeba wykonywać go "na zapas". Jeśli jego termin mija w czasie oczekiwania na nowy dokument, bez problemu możemy udać się na Stację Kontroli Pojazdów ze starym dowodem.