Mierz siły na zamiary. Wyprzedzanie pod górę słabym autem to fatalny pomysł

Podczas podjeżdżania pod strome wzniesienie, wyprzedzanie powinno być ostatnią rzeczą, jaką przyjdzie nam do głowy. Zwłaszcza, gdy pod maską naszego samochodu mieszka małe stado koni mechanicznych. Swoją determinacją kierujący Oplem o mało nie doprowadził do wielkiej katastrofy.

Dobrze wyeksponowane znaki pionowe, wyraźnie narysowane znaki poziomie, a nawet stromy podjazd i brak wystarczającej mocy. Kierującego srebrnym Oplem nic nie powstrzymało, przed udowodnieniem sobie i światu, że jest szybszy od ciężarówki.

Chciał wyprzedzić za wszelką cenę. O mało nie spowodował katastrofy

W tamtej chwili nie było na świecie rzeczy, która mogłaby powstrzymać kierowcę Merivy przed ukończeniem manewru. Nie wzruszyły go nawet nadjeżdżające z przeciwka samochody i grube linie ciągłe. Za taki numer temu kierowcy powinno się zabrać prawo jazdy na bardzo długo. Miejmy nadzieję, że to nagranie trafiło tam, gdzie powinno.

Reklama

Kierowcy Opla należy się długa przerwa od samochodu

Kierujący srebrnym autem zignorował wszystkie znaki na ziemi i niebie, tylko po to, by udowodnić sobie, że jego pojazd nie jest wolniejszy od ciężarówki. Ciężko nawet zliczyć, jak wiele zakazów złamał na tym jednym nagraniu, nie wspominając o wielkim zagrożeniu, jakie stworzył. Niemniej nagranie z pewnością wystarczy, by na długo odebrać mu uprawnienia.

Do trumny nie było daleko. Cudem uniknęli śmierci

Ciężko powiedzieć, kto był w większym niebezpieczeństwie, jednak gdyby nie reakcja innych kierowców, nadjeżdżających z przeciwka, bezmyślny manewr skończyłby się tragedią. Zjeżdżająca ze wzniesienia Meriva, musiała mieć na liczniku naprawdę sporo. Przy czołowym zderzeniu z BMW czy Skodą, to byłby koniec.


INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: pirat drogowy | Polskie drogi | wyprzedzanie | Opel
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama