Uśmiech politowania tych z BMW

Lexus od lat nieodmiennie kojarzy się z komfortem i luksusem, bywa nawet nazywany japońskim Mercedesem. Jest jednakże jeden model tej marki, których wolałby raczej zostać japońskim BMW.

Mowa oczywiście o najmniejszym lexusie - modelu IS. Wystarczy jeden rzut oka, by jasnym stało się, że mamy do czynienia z typowym sportowym sedanem. Długie, ale stosunkowo niskie nadwozie, mocno opadająca linia dachu, niewielka powierzchnia szyb i muskularne nadkola - to auto wysyła jasną informację. Zwłaszcza w wersji F-Sport, która stylizowana jest na 5-litrowym potworze - modelu IS-F. Przekłada się to na zestaw spojlerów i opony w rozmiarze 225/40 z przodu oraz 255/40 z tyłu, osadzone na 18" alufelgach.

Sportowe aspiracje widać również we wnętrzu - obciągnięte miłą w dotyku czarną skórą fotele są wielkie i świetnie trzymają na zakrętach, pedały zrobiono z aluminium, a wskazówki obrotomierza i prędkościomierza przemierzają całą skalę po włączeniu silnika. Typowa dla auta sportowego jest również przestrzeń - z przodu jest jej sporo, zaś z tyłu wygodnie poczuje się tylko dwójce pasażerów o wzroście nie przekraczającym 180 cm.

Reklama

Najważniejszy w aucie sportowym jest oczywiście silnik. To dobrze znana jednostka V6 o pojemności 2,5 l i mocy 208 KM, dostępna w każdej wersji ISa. Jej charakterystyka pasuje jednak bardziej do luksusowej limuzyny, niż do auta sportowego. Rozwija moc równomiernie, dostojnie rozpędzając samochód.

Sytuację stara się ratować wydech, z którego, przy wysokich obrotach, zaczynają wydobywać się miłe dla ucha dźwięki. O pomoc nie można za to posądzić automatycznej skrzyni biegów, która bardzo gładko zmienia biegi, ale nie lubi być popędzana. Jeśli zapragniemy się trochę pobawić i zmieniać biegi łopatkami przy kierownicy, szybko okaże się, że skrzynia nasze polecenia traktuje często, jako sugestie.

Kiedy podczas przyspieszania pociągniemy łopatkę, silnik zdąży wkręcić się o przynajmniej 1000 obr./min wyżej, zanim skrzynia wrzuci wyższy bieg. Tak duże opóźnienie zabiera sporo przyjemności z jazdy i nie jest to tylko nasze subiektywne odczucie. IS z automatem potrzebuje 8,4 s do 100 km/h, czyli o 0,3 s wolniej, niż wersja z manualną przekładnią.

Może zatem prowadzenie się samochodu będzie na miarę auta sportowego? Cóż... i tak, i nie. IS chętnie pokonuje zakręty, daje dobre wyczucie drogi i ma niezłe hamulce. Posiada również przełącznik, pozwalający dostosować reakcję elektronicznych pomocników do panujących warunków. Mamy do wyboru ustawienie zimowe, normalne i sportowe. W tym ostatnim auto pozwala na lekkie zarzucenie tyłem w zakręcie, czuwając przy tym, aby nie wymknął się on spod kontroli. Jeśli jednak będziemy chcieli w pełni wykorzystać możliwości silnika i tylnego napędu, szybko przekonamy się, że nie jest to takie proste. Możemy wyłączyć kontrolę trakcji i stabilności, ale tylko przy niedużej prędkości i możemy być pewni, że po chwili sama się włączy. Efektem tego są próby sportowej jazdy, kończące się zawstydzającą interwencją ESP i uśmiechami politowania kierowców BMW, którzy sami mogą decydować, kiedy chcą pomocy elektroniki, a kiedy mają ochotę na trochę zabawy.

IS F-sport nie jest zatem wybitnym sportowcem. Może zatem sprawdzi się, jako komfortowa limuzyna? Charakterystyka silnika i skrzyni biegów jak najbardziej wpasowują się w obraz auta luksusowego. Całkiem dobrze zestrojone jest również zawieszenie, które, pomimo zastosowania opon o niskim profilu, zapewnia niezły poziom komfortu.

Niestety, nic ekskluzywnego nie ma w sobie deska rozdzielcza.

O ile podświetlone na niebiesko zegary wyglądają jak wzięte z auta wyższej klasy, o tyle konsola środkowa z zielonym podświetleniem przycisków i niebieskimi wyświetlaczami radia i klimatyzacji, za bardzo przypomina toyotę avensis. Skóra jest dobrej jakości, ale od plastików oraz miękkiego tworzywa sztucznego w aucie tej klasy można by oczekiwać więcej.

Cena, jaką trzeba zapłacić za wersję F-sport z automatyczną skrzynią biegów, wynosi 173 tys. zł. Seryjnie dostaniemy m. in. elektrycznie regulowane fotele przednie i kolumnę kierownicy, automatyczną klimatyzację, radio ze zmieniarką na 6 CD i 13 głośnikami, ksenony skrętne, czy też Bluetooth. Dopłaty wymaga skórzana tapicerka (11 600 zł), nawigacja z nagłośnieniem Mark Levinson (18 950) oraz czujniki parkowania (3300 zł). Nie jest to jednakże tak ciekawa oferta, jak mogłoby się wydawać. Jeśli spojrzymy na cenniki BMW, czy też Audi, okaże się, że porównywalne osiągi zapewniają znacznie tańsze wersje z silnikami 170 i 180 KM, których cena, nawet po doposażeniu, pozostanie nieco niższa, niż Lexusa.

Podsumowując, Lexus starał się zrobić z ISa auto sportowe, mając doświadczenie w produkcji aut luksusowych. Udało się otrzymać z tego całkiem niezły kompromis. Nie należy jednakże oczekiwać osiągów i prowadzenia BMW, ani komfortu Mercedesa. Wadą są również tylko 2 wersje silnikowe - testowana benzyna i znany z modeli Toyoty diesel 2,2 l 177 KM, niewielkie możliwości doboru wyposażenia i wyższa, niż u konkurentów cena. Trzeba jednak pamiętać, że tego typu aut nie kupuje się ze względów praktycznych, czy ekonomicznych, ale dlatego, że takie właśnie auto nam się podoba. Lexusa IS zaś, łatwo jest polubić.

Michał Domański

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Alex Minsky | Lexus | sport | auto | Auta | uśmiech | BMW
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama