Ważą się losy motoryzacji. Datę upadku poznamy za dwa tygodnie!

Waży się europejskie losy samochodów z silnikami spalinowymi. Komisja Europejska rozważa właśnie wprowadzenie całkowitego zakazu rejestracji nowych aut tego typu. Z nieoficjalnych źródeł wynika, że mogłoby to nastąpić już za niespełna 14 lat!

Do tej pory o wprowadzeniu takiego rozwiązania mówiły raczej poszczególne kraje Wspólnoty. Przykładowo - Francja wyznaczyła datę końca spalinowej motoryzacji na rok 2040. Jeszcze przed brexitem o roku 2030 głośno wspominały władze Wielkiej Brytanii. Teraz mowa jednak o rozwiązaniu systemowym, które miałoby objąć swoim zasięgiem wszystkie kraje członkowskie. O jaką datę chodzi?

Jak informuje "politico.eu", najbardziej prawdopodobną datą wprowadzenia zakazu rejestracji nowych pojazdów spalinowych na terenie Unii Europejskiej jest rok 2035. Taką datę potwierdzić miała w nieoficjalnych rozmowach z dziennikarzami serwisu aż trójka unijnych urzędników.

Reklama

Parlament Europejski zajmuje się właśnie różnymi kwestiami związanymi z tzw. "Zielonym Ładem". Planem, w myśl którego, do 2050 roku cała Unia osiągnąć ma zerową emisję CO2. Jednym z ważniejszych kroków w drodze do tego ambitnego celu jest właśnie transformacja branży motoryzacyjnej. Ostateczny projekt "Zielonego Ładu" poznamy w połowie przyszłego miesiąca. 14 lipca okaże się, w jakim stopniu nowy plan uderzy w branżę motoryzacyjną.

Nie ulega wątpliwości, że ta nie podda się bez walki. Całkowity plan wyeliminowania spalinowych aut do roku 2035 uderza bowiem nie tylko w koncerny motoryzacyjne, ale wręcz całe kraje. Przemysł samochodowy odpowiada przecież za ogromny udział w PKB takich państw, jak chociażby Niemcy, Francja czy Włochy. Uderzenie w producentów pojazdów i części oznaczać też może potężny cios dla gospodarek takich państw członkowskich, jak: Czechy, Słowacja, Węgry czy Polska. Dość przypomnieć, że tylko w pierwszym kwartale bieżącego roku na eksport trafiły wyprodukowane w naszym kraju samochody i części motoryzacyjne o wartości 8,55 mld euro! Transformacja na napęd elektryczny oznacza przecież skokowy spadek zapotrzebowania na produkowane w naszym kraju podzespoły. Montownie silników spalinowych mają obecnie w Polsce tacy światowi giganci, jak: Toyota, Volkswagen, Mercedes czy koncern Stellantis. Patrząc przez taki pryzmat zakaz rejestracji nowych aut z silnikami spalinowymi oznaczać może likwidację tysięcy miejsc pracy.

Wielu producentów już dziś deklaruje chęć przejścia na napęd elektryczny. Wśród nich wymienić można chociażby Audi i Volvo, które oficjalnie ogłosiły, że po 2030 roku oferować będą swoim nabywcom wyłącznie samochody z wtyczką. Z drugiej strony do "elektrycznej rewolucji" wciąż niechętnie podchodzą tacy giganci motoryzacji, jak BMW, Mercedes czy Toyota.  

Jeden z głównych dyrektorów Toyoty - Shigeki Terashi - przy okazji corocznego zgromadzenia największych akcjonariuszy koncernu - stwierdził m.in. że "Jest zdecydowanie za wcześnie, aby skoncentrować się na jednej opcji. W ciągu najbliższych 30 lat Toyota będzie oferowała swoim klietom tyle opcji napędów, ile tylko możliwe. Od klasycznych silników spalinowych, przez hybrydy, plug-iny, elektryki, na ogniwach paliwowych skończywszy".

Chociaż zmasowany odwrót od samochodów spalinowych nie pozostawia złudzeń, wyrok na tego typu auta nie jest jeszcze przesądzony. Po oficjalnej publikacji "Zielonego Ładu" dokument przesłany zostanie do dalszych prac i - jak można się spodziewać - jego zapisy wywołają zapewne opór branży motoryzacyjnej. Ta - słowami swoich przedstawicieli - coraz głośniej domaga się bowiem wzrostu unijnych nakładów na rozbudowę infrastruktury do ładowania pojazdów elektrycznych. Z najnowszego raportu Stowarzyszenia Europejskich Producentów Pojazdów ACEA wynika bowiem, że aż 70 proc. wszystkich stacji ładowania w Unii Europejskiej jest zlokalizowana w trzech krajach Europy Zachodniej: Holandii (66 665), Francji (45 751) i Niemczech (44 538 punktów). W sumie kraje te obejmują tylko 23 proc. powierzchni Wspólnoty. Dla porównania, w całej Grecji elektryka naładować można tylko w 275 punktach, a w Bułgarii - w 194.  

PR   

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy