Pamiętasz motorynkę z Rometu? Jeździ po Nowy Jorku
Kogo nie było stać na motocykl czy nawet motorower, ten marzył o motorynce.
Też trudno dostępnej, bo w czasach PRL wcale nie takiej taniej i należącej do bardzo obszernej grupy towarów "deficytowych". Na szczęście, co się odwlecze, to nie uciecze. Po latach takie młodzieńcze marzenie udało się ziścić p. Markowi, mieszkańcowi Nowego Jorku, dumnemu właścicielowi prezentowanego już przez nas Fiata 126p .
Miniaturowy jednoślad produkcji zakładów Romet kupił poprzez popularny serwis aukcyjny. Kilka miesięcy przechowywał w garażu u siostry w Polsce, gdzie motorynka czekała na przyjazd nowego właściciela.
- Razem ze szwagrem rozmontowaliśmy pojazd na części. Później z pomocą przyszła żona, która cierpliwie pomagała mi każdą część oddzielnie zabezpieczyć i zapakować. Większość elementów, wraz polskim kaskiem, wysłaliśmy w dwóch paczkach do USA. Silnik i ramę zabraliśmy ze sobą, w walizce - opowiada p. Marek.
Na lotnisku w Warszawie musiał przejść dodatkową kontrolę i prześwietlenie. Po przylocie do Nowego Jorku - wytłumaczyć celnikowi, co wiezie w bagażu, bo mimo wcześniejszego spuszczenia wszystkich płynów z silnika, plamy oleju były aż nadto widoczne.
Po 6 tygodniach dotarły wędrujące drogą morską paczki z pozostałymi częściami pojazdu. Potem było to, co najprzyjemniejsze: rozpakowywanie, składanie i regulacje, dokonywane z pomocą kolegi.
- Maszyna chodzi jak nowa! - chwali się nasz nowojorski rodak, przyznając, że ze względu na brak prawnych możliwości zarejestrowania motorynki jeździ nią tylko w najbliższej okolicy.
Nie obyło się, niestety, bez kłopotów technicznych. Już po dwóch dnia jazdy zepsuł się gwint w głowicy i silnik "wyrzucił" świecę. Od czegóż jednak polska złota rączka... Awarię usunął Tomek, mechanik z miejscowości Copiague. Motorek znów jeździ, a w Polsce czeka na wysyłkę nowa głowica.
"Motorynka jest dodatkiem do naszego "malucha". Taka tam część polskiej motoryzacji w USA..." - pisze p. Marek.