Ohydne metody wandali. Kierowcy mówią dość!

W dużych miastach jesteśmy ostatnio świadkami prawdziwej wojny. Środowiska miejskich aktywistów na wszelkie sposoby starają się obrzydzić życie zmotoryzowanych mieszkańców. Rysowanie lakieru czy spuszczanie powietrza z kół zaparkowanych w nieprawidłowy sposób pojazdów to tylko niektóre z dyskusyjnych metod walki z niezdyscyplinowanymi kierowcami. Inną jest np... smarowanie klamek odchodami!

Oczywiście w większości przypadków tego typu akty wandalizmu dotyczą pojazdów, których kierowcy złamali przepisy. Problem w tym, że w wielu dzielnicach nie sposób korzystać z aut z ich pełnym poszanowaniem. Miasta realizują bowiem przemyślaną politykę eliminowania prywatych pojazdów z ruchu, czego najlepszym przykładem są chociażby absurdalne plany dotyczące zwężenia warszawskich Alei Jerozolimskich czy likwidacja kolejnych miejsc parkingowych.

Spychani do narożnika kierowcy, reprezentujący przecież dużą część mieszkańców, zaczęli więc organizować swoistą "samoobronę". W ostatnim czasie na mapie Polski pojawiło się kilka stowarzyszeń, które starają się brać w obronę zmotoryzowaną część społeczeństwa. Należą do nich m.in.: Zmotoryzowani Łodzianie, Portal Warszawski, Lubię Miasto czy Stopkorkom. Ich przedstawiciele - wspólnie - wysłali właśnie pismo do ministra sprawiedliwości - Zbigniewa Ziobro - w którym domagają się zaostrzenia kar dla winnych samosądów na kierowcach i ich pojazdach.

Reklama

"Jako przedstawiciele zmotoryzowanych od dłuższego już czasu obserwujemy na naszych ulicach samozwańczych "szeryfów" wymierzających sprawiedliwość. "Karzą" kierowców, a konkretnie ich auta, za różne mniej lub bardziej realne występki" - czytamy w liście otwartym.

Jego autorzy domagają się m.in. nowelizacji Kodeksu wykroczeń. "Wychodząc naprzeciw społecznym oczekiwaniom, wnioskujemy o wprowadzenie do przepisów prawa sankcji za samowolnie niszczenie pojazdów poprzez: oblewanie farbą, smarowanie odchodami zwierzęcymi lub ludzkimi, niszczenie lakieru samochodu, trwałe obklejanie, oraz inne działania, które jednoznacznie wskazują że sprawca, bądź sprawcy, działali z pełną premedytacją aby uszkodzić pojazd".

Tłumaczą, że chodzi o konkretną podstawę prawną, na mocy której sądy mogłyby wymierzyć konkretną karę. Jaką? Propozycje dotyczą np: grzywny w wysokości: 20 tysięcy zł, 14 dni aresztu oraz -  przede wszystkim - całkowitego pokrycia szkód materialnych wyrządzonych przez sprawcę.

Oczywiście trudno przypuszczać, by minister sprawiedliwości na poważnie potraktował apele kierowców. Stosowne przepisy penalizujące niszczenie mienia znajdują się przecież w Kodeksie wykroczeń i Kodeksie karnym. W tym drugim znajduje się np. art. 288 kk § 1 , w którym czytamy, że "kto cudzą rzecz niszczy, uszkadza lub czyni niezdatną do użytku, podlega karze pozbawienia wolności od 3 miesięcy do lat 5. W wypadku mniejszej wagi, sprawca podlega grzywnie, karze ograniczenia wolności albo pozbawienia wolności do roku".

Sam list powinien być jednak traktowany przez władze samorządowe jako rodzaj lampki ostrzegawczej wskazującej na fakt, że polityka celowego eliminowania z ruchu prywatnych aut prowadzi do polaryzacji poglądów i traktowana jest przez mieszkańców jako opresyjna. Samorządy muszą więc wziąć pod uwagę, że - bez zapewnienia skutecznej alternatywy dla prywatnych pojazdów, chociażby w postaci sprawnego systemu komunikacji publicznej - opór ze strony kierowców będzie wzrastał, a wielu z nich wyrazi swoje niezadowolenie przy urnach wyborczych.

***

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy