Na nowe auto stać co 61. Włocha i co 212. Polaka

Politycy marnują właśnie okazję do odtrąbienia sukcesu. Mimo postępującej biedy w naszym kraju sprzedaje się coraz więcej nowych aut!

To nie żart. Wszystko wskazuje na to, że wraz z kolejnymi podwyżkami i kurczeniem się rynku pracy w Polsce wzrasta nie tylko frustracja. Wg najnowszego zestawienia przygotowanego przez Europejskie Stowarzyszenie Producentów Przemysłu Motoryzacyjnego (ACEA) nasz kraj znalazł się w elitarnej grupie trzynastu państw, które pochwalić się mogą lepszymi wynikami sprzedaży nowych aut niż w ubiegłym roku.

Z raportu ACEA wynika, że od stycznia do końca sierpnia z polskich salonów wyjechało już 188 178 nowych samochodów, co w porównaniu z analogicznym okresem ubiegłego roku oznacza wzrost o 3,7 proc. Większą dynamiką wzrostu mogą pochwalić się jedynie niewielka Islandia (+55,3 proc.), Szwajcaria (+8,8 proc.), Estonia (+18,9 proc.), Węgry (18,1 proc.) i Łotwa (+5,8 proc.) Wynik naszego kraju jest o tyle budujący, że za wyjątkiem Szwajcarii, w której sprzedano do końca sierpnia ponad 224 tys. samochodów, łączna sprzedaż w pozostałych wymienionych krajach nie osiągnęła nawet połowy wielkości sprzedaży na rynku polskim.

Reklama

W przeciwieństwie do polskich dilerów, powodów do radości nie mają ich koledzy po fachu w pogrążonych w kryzysie Grecji czy Portugalii. Spadki sprzedaży przekroczyły tam aż 40 proc., lokalni importerzy nowych aut przymierają głodem.

Z zestawienia ACEA wynika też, że ogromny problem z odnalezieniem się w nowej rzeczywistości rynkowej mają Włosi. W okresie do początku stycznia do końca sierpnia w słonecznej Italii zarejestrowano jedynie nieco ponad 981 tys. nowych samochodów, co w porównaniu z analogicznym okresem ubiegłego roku oznacza spadek aż o 19,9 proc!

Niewiele lepiej wygląda też sytuacja na Cyprze (-18,3 proc), w Słowenii (-15,2 proc), we Francji (-13,4 proc) czy Belgii (- 11,5 proc.). Spokojnie spać mogą za to dilerzy w Niemczech, największym pojedynczym rynku Unii Europejskiej. Sprzedaż na poziomie 2 108 716 samochodów oznacza spadek zainteresowania klientów zaledwie o 0,6 proc.

Niestety, jeśli przyjrzeć się bliżej wynikom sprzedaży na poszczególnych rynkach okaże się, że - wbrew pozorom - zupełnie nie mamy się z czego cieszyć. Niewielki wzrost sprzedaży w Polsce nie wynika wcale z tego, że - jak twierdzą politycy - jesteśmy "zieloną wyspą", a kryzys omija nas szerokim łukiem. Lepszych statystyk upatrywać można raczej w tym, że tkwiąc w kryzysie od dobrych dwóch dekad, Polacy - po prostu - nauczyli się z nim żyć...

By zdać sobie sprawę z finansowej przepaści dzielącej nas od większości obywateli Europy wystarczy podzielić liczbę mieszkańców danego kraju przez liczbę sprzedanych na tamtejszym rynku nowych pojazdów.

Dla przykładu, po uwzględnieniu rekordowych spadków sprzedaży we Włoszech, okaże się, że od początku roku nowe auto kupił co 61. Włoch. Na nowy pojazd zdecydował się też co 93. Hiszpan (spadek sprzedaży na tamtejszym rynku to 8,5 proc.) i co 50. Francuz (rynek skurczył się o 13,4 proc).

Dla porównania, przy rekordowo wysokiej sprzedaży w Polsce (+3,7 proc.) od początku roku na nowe auto pozwolił sobie, co 212. obywatel naszego kraju. Z prostej matematyki wynika więc, że jako mieszkańcy "zielonej wyspy" w okresie prosperity żyjemy na czterokrotnie gorszym poziomie, niż pogrążeni w finansowej zapaści Francuzi czy Włosi...

Jeszcze w gorszy nastrój może nas wpędzić fakt, że od początku roku nowy samochód kupił co 88. Czech i co 118. Słowak. Gorzej niż w Polsce jest natomiast na Węgrzech - od początku roku na nowe auto pozwolił sobie tylko co 279. Węgier. A niektórzy chcieli nam robić z Warszawy Budapeszt...

Na koniec mamy dla was matematyczną zagadkę. Jak myślicie, przy założeniu, że uda nam się utrzymać "rekordowe" wzrosty sprzedaży, ile lat będzie musiało minąć, zanim osiągniemy taki poziom zarobków, jak znajdujący się obecnie w szczycie kryzysu Włosi czy Francuzi?

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy