Spór o parkowanie. Rację ma policjant czy kierowca?

​Na profilu "Sfotografuj policjanta" na Facebooku pojawił się ciekawy problem dotyczący parkowania.

Jeden z czytelników został przez augustowską policję ukarany mandatem za parkowanie na wyznaczonym miejscu postojowym pod jednym ze sklepów. Problem w tym, że dosłownie kilka metrów przed miejscami postojowymi (które wyznaczono liniami) znajdował się znak zakazu zatrzymywania.

Czytelnik Sfotografuj policjanta mandatu nie przyjął, uzasadniając to tak: "po pierwsze znak "zakaz zatrzymywania" jest zasłonięty przez szyld jednego z hoteli od strony, z której skręcałem w ulicę. Po drugie: z tego co wiem teren, na którym zaparkowałem, jest własnością zarządcy budynku drogerii Rossman i nie jest częścią drogi publicznej. Po trzecie: z tego, co kojarzę, ustawodawca precyzuje przepis dotyczący znaku "zakaz zatrzymywania" w sposób, że nie dotyczy on miejsc do tego przeznaczonych, a takim niewątpliwie jest miejsce oznakowane znakiem poziomym P-18 (stanowisko postojowe). "

Sprawa trafiła do sądu. Już wiadomo, że nie będzie wyroku w trybie nakazowym, rozprawa odbędzie się 29 maja. Co ciekawe, czytelnik pisze, że "pikanterii dodaje fakt, że jednym z podanych świadków zdarzenia jest policjant, który dzięki mnie miał postępowanie prokuratorskie w związku z dwoma zarzutami - nieudzielenia pomocy i fałszowania dokumentacji zdarzenia."

Reklama

Dodajmy, że świadkiem zdarzenia jest policjant, który mandat nałożył lub przynajmniej brał udział w wydarzeniach - w takich sytuacjach policjanci obecni na miejscu zdarzenia nigdy nie są stroną postępowania, tylko świadkami. Stroną jest tzw. "oskarżyciel publiczny", czyli najczęściej inny policjant, który obsługuje w sądzie wszelkie sprawy. Niesie to określone konsekwencje - sąd musi przyjąć, że świadek mówi prawdę, bo świadek nie ma prawa kłamać. Natomiast obwiniony - w tym wypadku kierowca - ma prawo do przyjęcia dowolnej linii obrony, w tym do kłamstwa. Z tego względu sąd nie musi wierzyć w słowa obwinionego. Ale musi - w słowa świadka.

Jak myślicie, kto w tym sporze ma rację? Sprawa wydaje się prosta. Znaczenie znaku B-36 "zakaz zatrzymywania" reguluje  rozporządzenie Ministrów Infrastruktury oraz Spraw Wewnętrznych i Administracji z dnia 31 lipca 2002 r. w sprawie znaków i sygnałów drogowych (Dz. U. Nr 170, poz. 1393, z późn. zm.). Czytamy w nim, (paragraf 28. pkt 2 i 3), że znak B-36 "zakaz zatrzymywania się" oznacza zakaz zatrzymania pojazdu i dotyczy tej strony drogi, po której się znajduje, z wyjątkiem miejsc, gdzie za pomocą znaku dopuszcza się postój lub zatrzymanie.
W tym samym rozporządzeniu czytamy również (paragraf 90, pkt 2), że Znak P-18 "stanowisko postojowe" wyznacza miejsce przeznaczone do postoju pojazdów.

Czyżby policjant był niekompetentny? Z niecierpliwością czekamy na wyrok sądu. A po tym, co zaprezentował sąd ws. kolizji na rondzie w Radomiu, zupełnie nie jesteśmy go pewni...

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy